Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2013-05-06
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 400
"Chustka" od kilku lat stała na mojej półce, ale z uwagi na tematykę bardzo trudno było mi po nią sięgnąć. W ostatnim czasie jest mi życiowo bardzo źle z różnych powodów i pomyślałam, że to chyba właściwa chwila na książkę, w której bohaterka miała zdecydowanie gorzej...
kwiecień 2010
Joanna miała trzydzieści cztery lata i pięcioletniego synka, gdy usłyszała diagnozę - rak. Wtedy, czekając na pierwszą operację, nie miała jeszcze pewności, gdzie się umiejscowił. Na wszelki wypadek spisała testament.
Jej walkę śledzimy dzięki temu, że prowadziła bloga który po jej śmierci został wydany w formie niniejszej książki. Na ile tylko pozwalało jej samopoczucie Joanna opisywała swoją codzienność - badania, chemioterapię, wizyty u specjalistów (i nie tylko), swoje nadzieje i marzenia. Lęk o synka przeplata się z radami i prośbami pozostawianymi mu na przyszłość oraz z cytowaniem jego zabawnych pytań, ale też mądrych życiowo uwag dotyczących jej śmierci. Chłopiec jest tego świadomy i każdego dnia uzmysławia mamie, jak bardzo ją kocha. Prosi ją, by walczyła.
I walczy.
Każdego dnia na nowo.
Poszukując nowych metod leczenia.
Konsultując.
Pozbywając się kolejnych organów.
Wymiotując.
Śpiąc przez wiele godzin na dobę.
Walczyła do 29 października 2012 roku.
Jej wola została spełniona - powstała Fundacja Chustka.
Niesamowita lektura. Właściwie autobiografia. O życiu z krótkim terminem ważności. W niepewności, kiedy ono się skończy. Z tęsknotą, bólem, żalem, bezsilnością.
Niewątpliwie nie jest to wesoła lektura. Nie jest to książka dla każdego a już na pewno nie da się jej czytać ot, tak.
Ale naprawdę warta uwagi.
Brak słów, ogrom uczuć i emocji.
Dziś bez podsumowania. Uważam, że nie jest potrzebne
Nie spodziewała się, że wizyta u lekarza zmieni jej życie. Diagnoza jak przekleństwo. Rak w pełnym rozkwicie.
„Chustka” to opowieść, z którą zmierzyć się niełatwo. To historia utkana z melancholii, smutku, poczucia niesprawiedliwości, poprzetykana optymizmem i nadzieją na lepsze jutro. To nierówna walka człowieka z chorobą. Chęć sięgnięcia po więcej, próba spotkania się z jutrem i strata, która nie mogła być boleśniejsza. A najgorsza jest w tym wszystkim prawda, dyktowana przez życie. Bo „Chustka” to opowieść o życiu, jego najpiękniejszych i zarazem najgorszych aspektach.
To jedna z tych książek, na które nigdy nie ma dobrej chwili. Bo czy może być dobra chwila na zmierzenie się z chorobą? Dla Joanny czas, jaki wybrała sobie choroba, również nie był najlepszy. Zaledwie kilkuletni synek. Miłość, która zdarza się tylko raz. I całe życie przed nią. Na kolejnych stronach zagłębiamy się w jej historię wzlotów i upadków. Dni bez szans i tych zwiastujących jeszcze trochę- czasu, miłości, życia…
Joanna swoją walkę z rakiem opisywała niemal każdego dnia. Czasami oferowała nam kilka rozmów z ukochanymi mężczyznami. Czasami dziękowała za te drobiazgi, o których my na co dzień w ogóle nie myślimy. Czasami zwracała naszą uwagę na to, co rzeczywiście ważne. A czasami pozwalała sobie na chorowanie. Pisany przez nią dziennik to połączenie niezwykłe i niecodzienne. Trochę w nim wierszy, garść piosenek, nieco cytatów. To połączenie dobra ze złem. I piękna z brzydotą. Zdrowia z chorobą. Nadziei i pogodzenia z losem. To wzloty i upadki. Dzień po dniu.
„Szczęście to coś do zrobienia, ktoś do kochania i nadzieja na coś”.
Nasza bohaterka nad chorobą pochyla się nie tak często, jak mogłoby się wydawać konieczne czy niezbędne. Cierpi, zdarza się jej płakać, nie mieć sił. Ale nie robi z siebie ofiary czy męczennicy. To w dużej mierze opowieść kobiety szczęśliwej i spełnionej, która docenia to co ma i stara się w najlepszy sposób wykorzystać to, co jej zostało. Mając świadomość, że czas ucieka, stara się wykorzystać go najlepiej, a minusy przekuć w plusy.
Nie jest to opowieść, z którą łatwo się zmierzyć. Bo niemówienie czy niepisanie o chorobie nie sprawi, że ona zniknie. Choć jest jej mało, Joanna dozuje nam ją w ograniczonych dawkach, to jej obecność odczuwamy z różną intensywnością. Ona pisze o słabości, o lekarstwach i potrzebnych środkach. Pojawiają się pieniądze, bo wszystko kosztuje. Różne terapie, bo takowe są potrzebne. I recepty, na lepsze jutro. I na szczęście.
„Chustka” to wycinki z codzienności, chwile, które zostały, gdy jej już nie ma. To pustka wypełniona jej słowami. Choć ona próbowała być optymistką, ciężko doszukać się optymizmu w sobie poznając jej historię. Poczucie krzywdy, niesprawiedliwości, okrucieństwa pokrętnego losu narzuca nam się samo w trakcie lektury. Patrzymy na kobietę, której przyszłość została odebrana w cholernie nieludzki sposób, która pozbawiona została jutra. Tak strasznie mi żal.
Ten dziennik przepełniony został emocjami. To ring, na którym spotkały się różne uczucia, zdarzenia, wspomnienia, fragmenty codzienności. Niekończąca się walka. Joanna stara się jednak natchnąć nas optymizmem, zachęca do przewartościowania życia, stanowi przykład. Ona kochała życie. A my?
Rutynowa wizyta u lekarza może nie raz zaskoczyć nieoczekiwaną diagnozą. Diagnoza, która brzmi jak wyrok: złośliwy rak żołądka z przerzutami. Zwykły ból brzucha może okazać się niezwykłym. W pierwszej chwili odczuwalny jest szok i niedowierzanie, a także nasuwa się pytanie dlaczego ja? Nie ma czasu na narzekanie czy ubolewanie nad swoim losem, gdy ma się silną wolę życia trzeba podjąć wyzwanie i stawić czoła chorobie. Przedstawiona historia Joanny jest przestrogą, ale i nauką. Przestrogą, która krzyczy dbajmy o siebie, poświęcajmy chociaż chwilę dla siebie i dla naszego zdrowia. Im wcześniej wykryje się nieproszonego i złośliwego mieszkańca w naszym organizmie tym większa szansa na wyleczenie.
Joanna Sałyga po postawionej diagnozie za namową Niemęża postanowiła założyć bloga. Pamiętny dzień 10 kwietnia 2010 roku zaczyna słowami:
"mam 34 lata
ważę 56 kg przy wzroście 171 cm
urodziłam 5 lat temu przez cięcie cesarskie chłopczyka
od kilkudziesięciu godzina mam raka".
Blog Joanny zyskał bardzo dużą popularność. Jej zapiski były nieraz lekarstwem dla innych ludzi, którzy również zmagali się z chorobą. Były również inspiracją, motywacją, ukojeniem duszy i myśli. A czym był blog dla samej Joanny? Przede wszystkim pamiątką i świadectwem miłości do syna. Joanna nie doczekała tej chwili, gdy jej zapiski obiegły całą Polskę i zostały wydane w formie książki. "Chustka" to nie przypadkowy tytuł, bowiem to także ksywka Joanny i nazwa fundacji.
"Chustka" opisuje zmagania z chorobą Joanny. To także przedstawienie trudnych etapów leczenia i ich skutków ubocznych. Ale to także przedstawienie walki z chorobą, upór i wiara w zwycięstwo. Joanna w swoich zapiskach omija użalenie się nad sobą i losem, a skupia się na podjęciu walki z ciężką i trudną chorobą. Postanowiła także zaprzyjaźnić się z chorobą nazywając ją rubasznie "rakelcią". Książka nie traktuje tylko o chorobie, ale o byciu matką, miłości do niemęża i ukochanego synka. Synka, którego musiała przygotować na najgorsze, z którym nie raz rozmawiała otwarcie, traktując go na równi z dorosłym. Każdego dnia toczyła bitwę z chorobą, która czasem odpuszczała, by za chwilę uderzyć z podwójną siłą. Jednak ciężkie chwile nie załamały jej, a każdy dzień pokazywał jaką jest wspaniałą osobą i matką.
"Chustka" to nietypowa książka, która obfituje we wspomnienia kobiety chorej na raka. Książka, której nie da się ocenić pod względem warsztatu, języka, czy stylu, bo nie da się ocenić kogoś życia.
Zapiski Joanny są czasami smutne i przytłaczające, a za chwilę zupełnie wesołe i napisane z poczuciem humoru. Książka jest naszpikowana wieloma różnorodnymi emocjami, bowiem przez karty książki przewija się strach, smutek, wzruszenie, miłość, czy też radość. Te emocje wciąż odczuwam pisząc ten tekst. Samo wspomnienie jakże trudnej i ciężkiej drogi, jaką przeszła Joanna ściska mnie za serce. Świat jest niesprawiedliwy. Każdego dnia samobójcy odbierają sobie świadomie życie, tak samo Joanna chciała świadomie żyć i zwyciężyć. Niestety w tym wypadku rakelcia okazała się silniejsza i sprytniejsza. Joanna wciąż szukała nowych rozwiązań, nowych leków, nie poddała się do końca, jednak przeczuwała, że koniec jest już blisko. Po 2, 5 roku zmagań z chorobą przegrała najważniejszą walkę w swoim życiu.
Bałam się tej lektury, bo wiedziałam, że będę bardzo przeżywać los Joanny. Tak też się stało historia ta odcisnęła we mnie piętno. Piętno różnorodnych emocji od żalu, smutku, wzruszenia i łez po uśmiech, szacunek do życia. Absolutnie nie żałuję, że odważyłam się przeczytać zapiski Joanny, ponieważ ta lektura uczy pokory, podejścia do choroby i życia, miłości, a także pokazuje, że nie można do końca się poddawać, nawet w tych najtrudniejszych momentach. Trzeba walczyć do końca, bo przecież nigdy nie wiadomo kto wygra, a każdy dodatkowy dzień spędzony z bliskimi, których kochamy staje się bezcenny.
"Chustka" to lektura, którą warto przeczytać. To lektura, która jest inspiracją, wiarą, nadzieją i pokazuje jak żyć w zgodzie ze sobą i bliskimi. To lektura, która pokazuje jakimi jesteśmy ignorantami w życiu obrażając się, kłócąc o jakieś pierdoły. To lektura, która zmusza do przemyśleń, uczy doceniać to co mamy i cieszyć się z tego. To lektura, która nadaje inne, świeże, a przede wszystkim lepsze spojrzenie na życie. Polecam.
Czytelników sięgających po „Chustkę” można zasadniczo podzielić na dwie grupy. Pierwszą z nich stanowią osoby śledzące bloga Joanny, jej kolejne pełne emocji wpisy, obrazujące zmagania z nieuleczalną chorobą, a także działalność w fundacji Rak&Roll. Drugą zaś osoby, które o istnieniu wspomnianego bloga dowiedziały się dzięki wydaniu postów w postaci właśnie tej książki. Osobiście należę do tej drugiej grupy i przyznam szczerze, że żałuję, iż o Joannie nie usłyszałam wcześniej, że nie mogłam śledzić jej wpisów na bieżąco, partiami chłonąć jej przemyślenia, spostrzeżenia, uwagi, układając je odpowiednio w swojej głowie.
„mam 34 lata.
ważę 56 kg przy wzroście 171 cm.
urodziłam pięć lat temu przez cięcie cesarskie chłopczyka.
od kilkudziesięciu godzin mam raka.”
Tymi kilkoma, krótkimi słowami Joanna rozpoczęła swoją przygodę z blogowaniem, do czego namówił ją jej partner- Niemąż. Teksty pełne są emocji, wrażeń z kolejnych wizyt w szpitalach, klinikach, laboratoriach analitycznych. Uzupełnione o wiersze, teksty piosenek i same piosenki stanowią niesamowitą lekturę, która pozostaje w sercu na długo. Z książki wręcz wypływa muzyka, którą ta jest wypełniona. Prowokuje do myślenia, do zastanowienia się nad tym co w życiu jest dla nas najważniejsze. Chociaż książka jest o raku, to rak jej nie wypełnia, jest jakby tłem do codzienności, którą autorka stara się przybliżyć swojemu synkowi. Pragnie przekazać mu prawdę o sobie, przybliżyć jej sylwetkę i łączące ich wspomnienia, które z biegiem czasu rozmarzą się w jego pamięci.
Blog jest przykładem silnej więzi między matką a dzieckiem. Piękna, rodzicielska miłość jaką Joasia darzyła swojego synka widoczna jest we wspólnych zabawach, wspólnym czytaniu książek, w mądrych rozmowach na różnorodne, często trudne tematy, w trosce o zapewnienie mu wszystkiego co najlepsze, w przygotowaniu go na jej śmierć. Rozpaczała nad tym, że nie dożyje dnia kiedy jej syn pójdzie do szkoły, kiedy osiągnie pełnoletniość. Zobaczyć to pierwsze było jej dane, tego drugiego niestety nie…
Joanna to kobieta wrażliwa, zmysłowa, niezwykle kobieca, ale też twarda babka, która rzuca wyzwanie rakowi, określając go mianem „rakelci”. Przechodzi serie wycieńczających organizm kuracji: chemioterapię, teleradioterapię, brachyterapię. Potrafi przy tym cieszyć się i śmiać z wszystkiego, również z samej siebie, prezentując w ten sposób dystans do własnej osoby.
Dość długo zwlekałam z rozpoczęciem lektury tej książki. Obawiałam się treści bogatych w smutek, przygnębienie, rezygnację. Tym większe teraz jest moje zaskoczenie. Książka ta bowiem daje spory ładunek pozytywnych emocji, wręcz każe cieszyć się każdym dniem, każdą przeżytą chwilą z bliskimi. Całkowicie przewartościowuje życie, zmusza do refleksji, ale nie nad tym jak umierać…, ale jak żyć. Kipi żartem, dowcipem, pozytywnym spojrzeniem na otaczającą rzeczywistość, pomimo beznadziejności sytuacji.
Jeśli chcesz przeżyć niezwykłe chwile sięgnij po „Chustkę” lub odwiedź jej bloga.
Można zacząć tak: drogi pamiętniczku, ten dzień był inny niż wszystkie, nagle okazało się, że...
Albo tak: kochani czytelnicy, muszę się z wami podzielić pewną wiadomością...
Ona, zakładając bloga 10 kwietnia 2010 roku, w pierwszej notce rzuciła ot, tak:
mam 34 lata.
ważę 56 kg przy wzroście 171 cm.
urodziłam pięć lat temu przez cięcie cesarskie chłopczyka.
od kilkudziesięciu godzin mam raka.
Szczęśliwie zakochana. Matka. Córka. Dobra pracownica. Młoda kobieta. Do takiej jak ona mówi się: masz całe życie przed sobą, ciesz się nim.
Jeszcze tyle mogła osiągnąć. Tyle zdobyć, zobaczyć, przeżyć. I nagle wszystko się sypie. Szczęście, plany, nadzieje. Może nie od razu, bo przecież trzeba walczyć. Cóż może być gorszego, od biernego wyczekiwania końca? Joanna Sałyga, znana jako Chustka, nie poddała się. Podjęła leczenie. Przegrała. Świadectwem jej walki jest jej blog, zapis zmagań z chorobą, kipiący od emocji dziennik. W tych zapiskach Joanna wciąż jest żywa, cieszy się, złości, popada w zadumę. Klnie, cytuje poetów, ze wzruszeniem wspomina o synu. Na kilka dni przed feralną datą 29 października 2012 roku milknie. Już więcej nie napisze...
Chustka to przede wszystkim emocje. Brzmi to banalnie, wiem. Wszystko, co tu napiszę będzie banałem. Nie ma takich słów, którymi można opisać treść książki, bo jakimi słowami można skomentować historię umierania młodej kobiety? Joanna jest w swym dzienniku do bólu szczera. Płacze, kiedy jej smutno. Złości się, kiedy dopada ją bezsilność. Cieszy się, gdy pojawia się nadzieja lub na jej drodze stoi choćby małe szczęście. Piotr, jej ukochany Niemąż pisze o niej: Joanna żyła życiem, nie umieraniem. To się czuje, bo choć jej blog był historią przede wszystkim choroby, Chustka miała w sobie tak wiele życia, że momentami trudno było uwierzyć w to, z jak wielkim problemem musi się zmierzyć. Jej historia jest pełna miłości i muzyki. Strach atakuje dowcipem, ironią.
17 czerwca 2010
no tak, taka byłam, taka jestem, nabijam się.
z siebie, z choroby. co innego mogę zrobić?
postaram się kpić, póki starczy mi sił.
2 marca 2012
nikt nie jest
w stanie przewidzieć, jakie będą skutki uboczne
połączenia naświetlań z chemioterapią.
ahoj przygodo!
Czytelnik mimowolnie się uśmiecha. Dopiero po kilku sekundach zorientuje się, jak smutny jest to uśmiech.
Czasami brakuje jej sił. 15 września 2010 roku pisze:
jestem zmęczona chorowaniem.
zmęczona sobą, swoim ciałem.
zmęczona chemioterapią.
zmęczona lekiem przed nową operacją.
zmęczona leżeniem w szpitalu, rekonwalescencją,
o ile przeżyję operację.
jestem zmęczona.
zmęczona tą namiastką życia.
mam ochotę położyć się spać i już nie wstać.
tylko Synka mi żal.
Wobec tak potężnego ładunku emocji, trudno przejść obojętnie. Jednak mimo dramatu, jaki przeżywa, mimo obaw, że nie uda jej się odprowadzić syna do szkoły, gdy ten stanie się dumnym pierwszoklasistą, że nie dane jej będzie wprowadzić go w dorosłość, zatańczyć na jego weselu, mimo poczucia niesprawiedliwości, wciąż potrafi cieszyć się z drobiazgów - wyprawy na grzyby, zakupów, muzyki, książek. Tyle w niej energii, mimo zmęczenia, bólu, strachu. Tyle ciepłych uczuć.
4 marca 2012
melduję się, jestem.
co gorsza, wiosennie zakochana jak nastoletni przygłup.
zajrzałam w oczy Niemęża i - cholera - znowu wpadłam po uszy.
chodzę z durnym uśmiechem, z głową w różowej
chmurze z pluszowych serduszek.
tralali-tralala!
Czytam jej wpisy i zastanawiam się, dlaczego tak wielu z nas nie docenia tego, co ma. Dlaczego tracimy czas na żale, pretensje, kłótnie. Rozpamiętujemy przeszłość, to co mamy, traktujemy jak oczywistość. Wolimy narzekać na braki, niż cieszyć się z tego, co dostępne. Dlaczego tak często bliscy są "tylko" a nie "aż" kimś i skąd to przeświadczenie, że zawsze przy nas będą.
Trudno ocenić tę książkę, bo jak ocenić czyjeś życie, emocje? Przyczepić się zdań pisanych z małej litery? Zachwycać grami słownymi? Irytować z powodu braku numeracji stron? Nie da się, nie można, nie wypada. Taka była Joanna, taki styl pisania wybrała. Wyobrażam sobie, jak niesamowitą musiała być osobą. Uśmiechniętą, zdystansowaną, zwariowaną kiedy można i poukładaną kiedy trzeba.
Chustka jest smutną historią, a jednak tyle w niej szczęścia, pozytywnych uczuć. Umierająca kobieta jest pełna życia. Nie poddaje się chorobie, stara się znaleźć pozytywne strony każdej sytuacji. Chora przecież ma więcej czasu dla Niemęża i synka, niż gdyby pracowała jak dawniej w korporacji. Mimo przygnębiającej tematyki, książka jest wypełniona ciepłem i radością. Joanna Sałyga dzieli się nie tylko smutkami, ale tryskając humorem spisuje zabawne scenki z życia, których bohaterem jest najczęściej jej syn. Miłość matki jest tak silna, że niemal namacalna. I piękna. Chustka dołożyła wszelkich starań, by jak najlepiej wychować jedynaka, obudzić w nim ciekawość świata, przygotować do życia. Któregoś dnia chłopiec przeczyta tę książkę i będzie z mamy dumny, tak jak ona była dumna z niego.
Pewnego dnia Joanna napisała:
a co u Was dziś dobrego się wydarzyło? opowiedzcie, proszę.
Opowiedzcie więc.
Tej książki nie da sięopisać słowami, wywołuje tak skrajne emocje.... śmiech i płacz i inspiracje do przemyśleń o swoim życiu. O tym jak drobiazgi mogą sprawiać radość, zę to one skłądają sie na naszą codzienność. Książka, którą powinien przeczytać każdy.