Każde miasto skrywa tajemnice, które nie powinny wyjść na światło dzienne...
Nowa powieść autorki niezapomnianych Smażonych, zielonych pomidorów
Bestseller dziennika ,,The New York Times"
Elmwood Springs w Missouri to zwykłe miasteczko jakich wiele w Ameryce. Coś dziwnego jednak dzieje się na lokalnym cmentarzu. Spokojne Łąki, tak nazywa się to miejsce, bynajmniej nie są spokojne... Zdziwicie się, ale wszystkie plotki, żarty i intrygi dotyczące mieszkańców Elmwood Springs tu właśnie mają swoje źródło!
A jest o czym rozprawiać. Miasteczko założył w 1889 roku szwedzki imigrant, Lordor Norstrom. Szybko dołączyli do niego inni przybysze z Europy, w tym wybrana dla niego przez... korespondencyjne biuro matrymonialne żona. Kolejne pokolenia pierwszych osadników przyczyniają się do rozwoju miejscowości, a my z uśmiechem i zadumą śledzimy ich perypetie rodzinne, kryzysy i sukcesy na tle ważnych wydarzeń, od pierwszej wojny światowej, przez walkę sufrażystek o prawo do głosowania, wielki kryzys, wynalezienie telegramu po lądowanie na Księżycu i narodziny technologii cyfrowej.
Tę ciepłą i wzruszającą opowieść o życiu, poczuciu wspólnoty i trwaniu, o tym, jak ważna jest rodzina i przyjaciele, Fannie Flagg snuje z typowym dla siebie humorem i serdecznością, przetykając ją prostymi życiowymi mądrościami, które są najlepszym antidotum na stresy i koszmary współczesności.
Fannie Flagg w najlepszym wydaniu -- ,,The Florida Times-Union"
Zachwycająca -- ,,The Washington Post"
Pełna domowych mądrości i napełniająca otuchą -- ,,Kirkus Review"
Ciepła i ujmująca -- ,,Miami Herald"
Poprowadzona z wielką łagodnością opowieść skłania czytelnika do przemyśleń na temat życia, miłości i utraty -- ,,Star Tribune"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2018-03-14
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 368
Tytuł oryginału: The Whole Town's Talking
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Dorota Dziewońska
Znów czytałam o Ameryce, o czasach z początku XX wieku, ale tak naprawdę historia ta mogła wydarzyć się w każdym innym miejscu na świecie.
Lindor Nordstrom, postanawia opuścić ojczystą Szwecję i osiedla się w Ameryce, w stanie Missouri. Kilka lat później, w roku 1889 postanawia umieścić w gazecie anons matrymonialny. Na jego ogłoszenie odpowiada prześliczna Szwedka, która pracuje jako służąca w Chicago, Katrina Olsen. Ich spotkanie daje początek wielkiej miłości, ale i miastu, którego powstawania jesteśmy świadkami. Elmwood Springs, Missouri to z początku mała wieś, w której kolejno powstają różnorakie zabudowania.
"Życie okazało się nieprzewidywalne, a śmierć tak straszliwie ostateczna. Nie było mowy o drugiej szansie. Pozostawało jak najlepiej wykorzystać to, co jest tu i teraz."
Początkiem wszystkiego staje się mleczarnia Słodka Koniczyna. Dzięki niej Lindor i Katrina mogą zapewnić sobie i dzieciom godne życie, ale i sponsorować różne przedsięwzięcia w mieście. Tak, w mieście. Elmwood Springs się rozrasta. Wśród mieszkańców znalazł się mechanik, kupiec, dziennikarz, itd. Nawet nie wiecie jak ważnym miejscem dla całej opowieści okażą się Spokojne Łąki, miejscowy cmentarz.
"Jedną z najbardziej ujmujących rzeczy w każdym człowieku są jego drobne ukryte marzenia."
Fannie Flagg postanowiła opisać sto trzydzieści lat życia mieszkańców Elmwood Spring, pokazując jak wszystko się rozwija, a później przemija i co tak naprawdę jest w życiu ważne. Ekscytacja elektrycznością, samochodami, telewizorami, erą disco, czy wreszcie wpływem galerii handlowych i Internetu na losy społeczności, to wszystko znajdziemy w tej książce.
"Wcześniej czy później każdy w końcu dostanie to, na co zasłużył."
"Całe miasto o tym mówi" wydawało mi się lekturą weekendową, na początku i w trakcie, ale gdy kończyłam powieść przyszedł czas refleksji. Wraz ze śmiercią kolejnych bohaterów (nie ma co ukrywać, przez 130 lat kilku z nich odeszło) zaczęłam zastanawiać się nad sensem tego wszystkiego co mnie otacza. Nad potrzebą miłości, przyjaźni, posiadania sąsiadów i pracy zespołowej. Przykład Elmwood Springs to przykład wielu miast, z których młodzi wprowadzają się w poszukiwaniu lepszego życia.
Fannie Flagg napisała książkę, która skłania do refleksji. A ja takie książki polecam!
Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Całe miasto o tym mówi" Fannie Flagg.
Książkę przeczytałam dzięki punktom zebranym na portalu CzytamPierwszy.pl
Źródło: http://damazksiazkaa.blogspot.com/2018/05/11-fannie-flagg-cae-miasto-o-tym-mowi.html
„-Nikt nie chce starego wyliniałego kocura.
-Ojej, Normo, to nie ich wina. Wszyscy dorastamy. Co by było, gdyby nikt nas nie chciał, kiedy dorośniemy? To, że są starsze, nie znaczy, że już nie są urocze.”
Fannie Falag, znana jako autorka „Smażonych zielonych pomidorów”, przybywa, by tym razem ogrzać nas ciepłą sagą kilku pokoleń w nowo powstałym miasteczku Elmwood Springs. Kiedy do stanu Missouri w 1889 roku przybywa pewien Szwed – Lordor Nordstorm i kupuje kawałek ziemi – nie wie, że będzie zalążkiem historii dla przyszłych pokoleń. Dołączają do niego inni imigranci – nowi sąsiedzi i przyjaciele. Tak oto powstaje małe miasteczko. Lordor mimo wszystko czuje się samotny i za namową przyjaciół, umieszcza prasowy anons w rubryczce matrymonialnej, poszukując swojej drugiej połówki. Jeszcze nie wie, że zainteresuje to pewną dziewczynę z Chicago…
Przeurocza i wciągająca pozycja. Mam wrażenie, że autorka przelała na papier całą swoją życzliwość i nadzieję wobec ludzi. To przepiękna literatura podnosząca na duchu i wzruszająca nawet nieczułe serce. Historie jakie stworzyła opowiadają tak naprawdę nie tylko o Elmwood Springs i jej społeczności, ale o całym świecie – rozwoju technologii, przemijającej modzie i muzyce. Jesteśmy świadkami historycznych chwil dla ludzkości m.in. wojny, pojawienia się pierwszych samolotów, a także tego jak na księżycu po raz pierwszy ląduje człowiek. Saga obejmuje okres od 1989 roku, kiedy na ziemie Missouri trafia imigrant, a kończy w naszej przyszłości – 2021 roku. To stulecie pokazuje jak świat pędzi do przodu i jak zmieniają się ludzie, a wraz z nimi tradycje: „Coraz szybciej zanikały dobre obyczaje i maniery i coraz trudniej było utrzymać to, co cenne”. Książka ta w moim mniemaniu jest odezwem wobec przykrej teraźniejszości, ciągłego biegu, narzuconego tempa i ciągłych zmian. Jednak w gruncie rzeczy dotyka całej społeczności lokalnej, którą poznajemy na kartkach powieści „Całe miasto o tym mówi”. Fannie stworzyła utopię wymarzonych sąsiadów, jakie powinno mieć miasteczko. Relacje, które wiązały tych wszystkich ludzi są według mnie niezwykłe i praktycznie niespotykane. Wszechobecna pomoc i życie w zgodzie utonęło w szaleństwie dzisiejszych czasów.
„Całe miasto o tym mówi” to książka z inteligentną i uroczą dawką humoru: „„Elner spędziła tę noc u Beatrice, co jej się często zdarzało. Kiedy już się położyły, zaczęły snuć plany na przyszłość. Beatrice miała jasno określoną wizję.
-Ja chcę mieć przystojnego męża i troje dzieci, dwóch chłopców i dziewczynkę. Nazwę ją Hanna Marie, po mojej babci ze Szwecji. A ty, Elner? Ile dzieci chcesz mieć?
Elner zastanowiła się, a potem powiedziała:
-Ojej, nie wiem. Mam mówi, że urodzenie dziecka boli. Chyba wolałabym mieć małe kotki.
Beatrice się roześmiała.
-Nie możesz urodzić kotków, głuptasie!
-Dlaczego nie?
-Bo jesteś człowiekiem. Musisz urodzić ludzi.
-Tak?
-Aha.
-No to szkoda. Wolałabym mieć kocięta”.
Jednak przede wszystkim zaraża refleksyjnością i mądrością życiową: „(…) Jedną z najważniejszych rzeczy w małżeństwie jest szczery śmiech. Szczególnie gdy już pojawią się dzieci”. Pozwala zatrzymać się i pomyśleć nad własnym życiem, które niekoniecznie może być dobre. Mimo pozornej przeciętności, ma w sobie tyle pokładów ciepła, że każdy czytelnik chciałby być mieszkańcem Elmwood Springs, a zwłaszcza Spokojnych Łąk – lokalnego cmentarza – gdzie „gwarno (…) jak na targowisku”, a życie po śmierci może zdziwić.
Na pierwszy rzut oka książka mogłaby się wydawać monotonna, ponieważ dotyczy zwykłej szarej codzienności. Nic bardziej mylnego – niesamowicie wciąga, a my sami bardzo przywiązujemy się do mieszkańców Elmwood Springs. Fannie Flagg przygotowała mnóstwo śmiesznych i smutnych historii dotyczących bohaterów książki, ich wzloty i upadki. Nie wynosi nikogo ponad, każdy odgrywa ważną rolę dla miasteczka i przyszłych pokoleń. Rysuje bardzo charakterystyczne postaci, zapadające w pamięć. W dodatku przekazuje nam piekielnie dobry plan, jak spędzić dobre życie, przy tym nie bojąc się śmierci, która wcale nie musi być taka straszna, jak nam się wydaje. Znajdziemy tu również mnóstwo przepięknych uwag i sentencji: „Życie okazało się nieprzewidywalne, a śmierć tak straszliwie ostateczna. Nie było mowy o drugiej szansie. Pozostawało jak najlepiej wykorzystać to, co jest tu i teraz”.
Czytając tę książkę, nie sądziłam, że będę dzięki niej nastawiona wobec życia z takim optymizmem i poczuciem szczęścia, z tego co mam. Pociesza, jest lekiem na dzisiejszy snobizm i egoizm. Powraca z tematem przyziemnych lęków po to, by je zaraz odegnać z naszych serc. Ogrzewa je, a spokojny rytm narracji uspokaja rozdygotane dusze. Lekka, błyskotliwa – po prostu jedyna w swoim rodzaju.
O CZYM KRACZĄ WRONY
Całe miasto mówi o tym, że Fannie Flagg wypuściła w świat swoje nowe dziecko. Miasto twierdzi, że znowu będzie potężna dawka optymizmu i chwila oddechu od Internetów, komórek i maili. Miasto wie, co mówi: już „Smażone zielone pomidory” były odtrutką na zło i miernotę dokoła nas. Więc może i ta nowa pójdzie w świat dając ludziom nadzieję? Dając oddech tam gdzie zadyszka, pęd i brak czasu…
„Całe miasto o tym mówi” Fannie Flagg to kolejna jej książka, w której pozornie nie dzieje się nic, a w międzyczasie dokoła dzieje się świat, historia i postęp. Tym razem autorka za głównego bohatera obrała sobie… miasto. Żadna tam metropolia, Elmwood Springs to mieścina w Missouri założona przez szwedzkiego imigranta, który chciał w nowym świecie hodować krowy. Zgromadził wokół siebie podobnych sobie ludzi, którzy mieli w sobie odwagę przemieszaną z szaleństwem, co pozwoliło im porzucić Europę i zacząć wszystko od nowa w Ameryce. Kiedy rzeczony Lordor Nordstrom założył już osadę i cmentarz, postanowił się ożenić. Korespondencyjnie, bo takie to były czasy. Właściwie od tej korespondencji zaczyna się saga rodziny Nordstrom, jej licznych odgałęzień, przyjaciół i sąsiadów. Bo mieszkańcy Elmwood Springs są jakby jedną, wielką rodziną. I jak to w rodzinie – kochają się, żenią i rozwodzą, rodzą im się dzieci, rodzice umierają, niektórzy idą do wojska, inni do pracy, a jeszcze inni na złą drogę… Zwyczajne, niezwyczajne życie, które ma swoich niecodziennych komentatorów. Okazuje się bowiem, że cmentarz założony przez Lordora to bardzo specyficzne miejsce. Miejsce, gdzie zmarli mogą ze sobą pogadać, pogapić się na gwiazdy i pośpiewać na głosy (chociaż nie każdy śpiewać potrafi).
Ze sto lat temu trafiłam w bibliotece na książkę „Smażone zielone pomidory”. Zakochałam się w niej na długo; była jak ciepły kocyk w zimny jesienny wieczór, jak szklanka wody z lodem w upały. Słowem: dawała nadzieję na to, że jutro może być lepiej. Sięgając po nową książkę Flagg miałam chętkę na to samo. I się nie rozczarowałam. „Całe miasto o tym mówi” to jakby powtórka tego, co autorce najlepiej wychodzi – wywoływania na twarzy uśmiechu. Trudno tu mówić o jakimś pojedynczym bohaterze, bo tych najważniejszych jest tu około trzydziestu; poznajemy ich od narodzin aż po śmierć, a nawet dłużej. Prawdziwymi bohaterami tej książki są miasto i czas. Miasto, założone w 1889 roku i czas, który powoli je zmieniał, modyfikował i przemielił w swoich żarnach. Praktycznie od pierwszej do ostatniej strony obserwujemy zmiany w modzie, obyczajach, muzyce, a nawet w polityce. A wszystko to widziane z perspektywy ludzi zajętych dojeniem krów, hodowlą kur czy czesaniem włosów na ganku. To ich oczami patrzymy na dwie światowe wojny, lądowanie na księżycu, muzykę Elvisa czy pierwszy kolorowy telewizor. W Elmwood Springs zmienia się wszystko, ale tak naprawdę nie zmienia się nic; ludzie rodzą się, chodzą do szkoły, idą do pracy, zakładają rodziny, rodzą im się dzieci i potem te dzieci powtarzają cały cykl od początku, aż do wylądowania na Spokojnych Łąkach. Bo jak jest życie, to jest też i śmierć.
Ta książka może i nie jest odkrywcza, może nie zmieni świata, ale jest za to cudowną odtrutką na współczesne zagonienie. My, zalatani, zapracowani, rozmawiający ze sobą przez telefony nagle zanurzamy się w spokojnej lekturze. I czytamy o miejscu, gdzie każdy jest każdemu przyjacielem, gdzie ludzie pieką sobie ciasta, piją lemoniadę na ganku, hodują koty i naprawdę się o siebie troszczą. Kto z nas nie tęskni za takim miejscem?! Przyznam się bez bicia, że kiedy skończyłam czytać tę książkę, pomyślałam, że ten świat do reszty skretyniał. Nikt już ze sobą nie rozmawia twarzą w twarz, nikt dla nikogo nie ma czasu. Smutne. Ale Flagg jeśli nie nadzieję, daje nam chwilę oddechu, daje kilka spokojnych wieczorów nad książką, która uspokaja i wycisza lepiej niż reklamowane suplementy diety. Bo przecież, jak mawia Elner Shimfissle :” Zdaje mi się, że większość ludzi nie wie, co robić z życiem, bo to nie jest jedna rzecz do ogarnięcia. To wiele różnych rzeczy, które dzieją się jednocześnie. Życie jest i smutne, i wesołe, proste i skomplikowane, wszystko razem.” Jeśli nie możecie się jakoś ogarnąć, przeczytajcie nową książkę Fannie Flagg. W końcu wstyd nie znać czegoś, o czym mówi całe miasto…
Więcej świetnych książek na czytampierwszy.pl
Masz ochotę na coś lekkiego, wciągającego i przyjemnego zarazem? Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia! „Całe miasto o tym mówi” Fanne Flagg to opowieść na swój sposób niezwykła. Nie znajdziesz w niej zagadek ani wielkich podróży, niemniej jej urzekający klimat sprawi, że nawet nie zauważysz, kiedy znajdziesz się na ostatniej stronie.
Historia z początku skupia się na dwójce ludzi, którzy poznali się dzięki ogłoszeniu w gazecie. On, Lordor, zamieścił ogłoszenie matrymonialne, a ona, Katrina, odpowiedziała na nie. Po wymianie kliku listów, 24-letnia dziewczyna przeprowadza się do Missouri, rozpoczynając tym samym nowy rozdział w swoim życiu. Przestaje być służącą, a staje się częścią niewielkiej wspólnoty, a jej życie zmienia się o 180 stopni. Właśnie tak to się zaczyna.
„Całe miasto o tym mówi” to szalenie przyjemna lektura, przy której nie czuć upływu czasu. Byłam zaskoczona, jak bardzo dałam się wciągnąć w perypetie małej społeczności, która obecnie raczej nie miałaby prawa istnieć. Panujący tam klimat wydawał mi się nierealny. Fakt faktem, akcja książki rozpoczyna się w XIX wieku i ludzie wówczas byli nieco inni, ale mimo wszystko ciężko mi w to uwierzyć. W tę uprzejmość, uległość i ogromny optymizm. Pytanie, czy autorka zdecydowała się raczej pomijać negatywną stronę tej społeczności, czy ich naprawdę łączyły pozytywne relacje. Oczywiście to tylko fikcja, niemniej nie daje mi to spokoju. Czy przedstawione relacje sąsiedzkie były naturalnie przyjazne czy w zdecydowanej mierze udawane.
„Samo przetrwanie w dużej mierze zależało od relacji sąsiedzkich. Nieważne, czy kogoś lubiło się bardziej od innych. To byli sąsiedzi. A wspólnota Lordora stanowiła dość zwartą grupę, zwłaszcza, że każdy przybył tu z innego miejsca, i nawet Szwedzi pochodzili z różnych części Szwecji”
Bardzo dużym plusem są króciutkie rozdziały, które dodatkowo traktują o różnych wątkach. Raz pojawiają się listy, które piszą między sobą bohaterowie, raz czytamy o sytuacji bieżącej, a za chwilę możemy znacząco cofnąć się w czasie. Według mnie taki zabieg niweluje nudę, nadając fabule tempa, ale przede wszystkim lekkości. Ucieszą się więc na pewno wszyscy ci, którzy mają alergię na długie rozdziały i nudne opisy. Książka naprawdę czyta się sama.
A co mogę powiedzieć o bohaterach i stronie emocjonalnej? Bohaterowie są wykreowani dość wyraziście. Można się z nimi utożsamić i polubić. Autorka bardzo dobrze poradziła sobie również na płaszczyźnie emocjonalnej. Każdy z bohaterów miał swój sposób bycia, wyróżniając się na tle innych, ale nie robił tego jakoś nachalnie. Będąc już na 60-ej stronie czułam, iż chętnie zamieszkałabym z tymi ludźmi, a gdzie tam do końca książki?!
Warto również wspomnieć o samym wydaniu, które nie rozlatuje się w dłoni, ma odpowiednią czcionkę i przyjemną okładkę. Tak, wiem, okładka powinna być mało istotna, ale nie oszukujmy się, wiele osób na nią zerka i na jej podstawie podejmuje decyzję. Okładka tej książki sprawia wrażenie, jakby jej zawartość lada moment miała ożyć. W pewien sposób pobudza wyobraźnię. Jest przyjemna dla oka.
Czy polecam? Jak najbardziej! Zwłaszcza osobom, które jeszcze nie miały styczności z twórczością Fannie Flagg. Ta książka w ciekawy sposób opowiada o ewolucji małej społeczności, wciąga, ale również daje do myślenia. Zacznij czytać, a z pewnością przepadniesz jak ja.
"Życie okazało się nieprzewidywalne, a śmierć tak straszliwie ostateczna. Nie było mowy o drugiej szansie. Pozostawało jak najlepiej wykorzystać to, co jest tu i teraz."
Dawno już tak naturalnie, swobodnie i komfortowo nie czułam się podczas czytania powieści. Oczywiście, ogromną rolę odegrała niezwykła narracja, błyskotliwa, słoneczna, przyjazna, z ogromnym wdziękiem i klasą. Tu chłonie się każde słowo, jego bezpośrednie znaczenie, ale też towarzyszące mu tło interpretacji, która staje się kierunkowskazem fali scenariusza zdarzeń. Jednak tym, co przede wszystkim ujmuje, jest wyjątkowa mieszanka gorzkich i słodkich odsłon ludzkiego życia, jasnych i ciemnych barw, tak dobrze nam znanych, oraz tych, które rozpoznajemy u naszych bliskich, przyjaciół czy znajomych. Ogromny szacunek wobec istnienia człowieka i przyrody, rodzinnych więzi, sąsiedzkiej solidarności, nieuniknionego przemijania, pokoleniowej wymiany, zmian dokonujących się w społeczeństwie, lokalnej społeczności i samym człowieku.
Miałam wrażenie jakby opowieść została znakomicie dopasowana do moich czytelniczych potrzeb, nastroju, doświadczeń i przemyśleń. Zadziwiające, jak udało się autorce wpleść w osobowość i postawy bohaterów cząstkę mnie, z jak bardzo wyrazistej strony ukazały mi się ich obawy, wahania, rozterki, i jak mocno przekonali mnie łapaniem chwil szczęścia, pogonią za miłością, walką z przeciwnościami losu i negocjowaniem z przeznaczeniem. Nawet czarne charaktery są świadectwem złożonej natury człowieka, czymś co istniało od wieków i co wciąż będzie niepokojąco drażnić. Wspaniale oddane emocje, sugestywnie, subtelnie, z wyczuciem i przestrzenią do wypełnienia przez czytelnika. A w tym wszystkim przebija się celny humor, oswajający z ciężkimi tematami, nadający bogatego kolorytu, wyzwalający szczery uśmiech w sercu. Nie spodziewałam się, że w tak dużym stopniu powieść do mnie dotrze, głęboko wzruszy, czule przemówi, wprowadzi w urokliwy klimat.
Elmwood Springs, amerykańskie miasteczko, odkrywa swoją historię i dokonujące się w nim przemiany, od powstania w tysiąc osiemset osiemdziesiątym dziewiątym roku do czasów współczesnych, rozkwit rolnictwa i hodowli, echa kryzysu gospodarczego, wichry wojen, następstwa postępu technicznego i rozwoju systemów komunikacji. Jego zwykli i niezwykli mieszkańcy, radości i cierpienia, wielkie ambicje i przyziemne sprawy, zyski i straty, marzenia i porażki. Życie pulsuje w centrum i na uliczkach, ale co zaskakujące, wiele dzieje się też na lokalnym cmentarzu, do którego w trakcie czytania książki z tak dużym zainteresowaniem zaglądamy. Spisując wrażenia czytelnicze poruszyłam tylko część myśli, które pojawiały się podczas spotkania z książką, jestem przekonana, że każdy z nas znajdzie w niej wiele wspólnych i indywidualnych przesłań.
bookendorfina.pl
Niedawno miałam okazję sięgnąć po lekturę pt. "Smażone zielone pomidory" Fannie Flagg, którą teraz zaliczam do jednej z najlepszych książek, jakie w ogóle poznałam. Bardzo się ucieszyłam, kiedy miesiąc później trafiłam na zapowiedź najnowszej książki Flagg! Czy "Całe miasto o tym mówi" jest warte uwagi?
Nie ukrywam, że "Całe miasto o tym mówi" poziomem nie dorównuje "Smażonym zielonym pomidorom". Miałam nadzieję na to, że autorka powróci z czymś jeszcze lepszym, ale najwyraźniej to po prostu jeszcze nie ten moment... Nie czuję się rozczarowana, ponieważ "Całe miasto o tym mówi" to książka utrzymana bardzo mocno w niepowtarzalnym stylu Flagg. Autorka kolejny raz zaraża optymizmem, radością, a czytelnik odczuwa te wszystkie pozytywne emocje ukryte gdzieś pomiędzy wersami. Ja, jako osoba nastawiona do świata raczej pesymistycznie, ciągle uczę się radości życia właśnie od Fannie Flagg. Podziwiam ją za ten wspaniały światopogląd i jednocześnie trochę zazdroszczę. Mam nadzieję, że inni pesymiści tego świata natkną się kiedyś na prozę tej autorki. :)
"Całe miasto o tym mówi" przedstawia historię pewnego miejsca, które początkowo było "zapyziałą dziurą", a w miarę rozwoju akcji przekształca się w prawdziwe miasteczko z rozbudowanym przemysłem, wyżem demograficznym czy nowymi technologiami. Fannie Flagg w bardzo ciekawy sposób pokazała, co się może wydarzyć, kiedy ludzie ze sobą współpracują i dążą ku dobremu. Po każdej opisanej dekadzie można było usłyszeć od kogoś: "Czego to ludzie jeszcze nie wymyślą"... :)
Choć powieść Fannie Flagg jest przepełniona ciepłem i radością, to jednak pod koniec odczułam pewną negatywną sugestię do czytelnika dotyczącą dynamicznie zmieniającego się społeczeństwa... Jestem pewna, że Wy również ją odczujecie. Elmwood Springs początkowo było miejscem bardzo przyjaznym, mieszkańcy sobie pomagali i żyli jak jedna wielka rodzina. Później wszystko zaczęło się rozwijać, a byt mieszkańców uległ poprawie - czyli wszystko na "plus". Jednak w którymś momencie ta sielanka zaczęła zmieniać się na gorsze. Z jakiegoś powodu stosunki międzyludzkie już nie były tak przyjazne jak wcześniej. Dlaczego? Myślę, że na to pytanie każdy sam musi znaleźć odpowiedź.
Najnowsza powieść Fannie Flagg jest ciekawa również pod tym względem, że spotkamy tam mnóstwo bohaterów! Każdy z nich jest wyjątkowy, ale żadnemu Flagg nie poświęciła na tyle dużo czasu, aby uznać go za głównego bohatera. Był to celowy zabieg, ponieważ autorka chciała, żeby czytelnik skupił się na historii społeczeństwa, a nie pojedynczych osób. Bardzo ciekawy pomysł! :)
Mogłabym tutaj napisać jeszcze wiele akapitów odnoszących się do wszystkich elementów, które mnie czymś zauroczyły (np. Spokojne Łąki! <3). Ale nie chcę zabierać Wam przyjemności czytania, dlatego nie wspomnę o nich. Mam nadzieję, że przekonałam Was do sięgnięcia po "Całe miasto o tym mówi". Moim zdaniem jest to książka idealna! Polecam. :)
Elmwood Springs to małe, typowe miasteczko w Stanach Zjednoczonych w stanie Missouri. Jak wiele innych miast powstało dzięki wysiłkowi zdeterminowanych ludzi podążających za marzeniami i pragnących lepszego jutra dla siebie i swoich rodzin. Elmwood Springs to jednak miasto pod wieloma względami nietypowe. Jest nie tylko miejscem do życia, ale azylem i przystanią do której chętnie się wraca. W swojej książce Całe miasto o tym mówi Fannie Flagg oddała niesamowity klimat i ducha niezwykłego miasta, na które składają się zwyczajni – niezwyczajni ludzie.
Powieść Fannie Flagg jest niezwykłą sagą. Nie jest to jednak saga rodu, a saga miasta, od jego narodzin pod koniec XIX wieku aż po rok 2021. Czytając ją mamy okazję poznać losy założycieli miasta, ze szwedzkim imigrantem Lordorem Nordstromem na czele, oraz ich potomków. Ludzie rodzą się, przeżywają swoje życie nadając kolorytu miastu i otoczeniu, na koniec zaś umierają. Żywa wciąż jednak pamięć o nich sprawia, że umierają, lecz nie odchodzą. A życie toczy się dalej…
Całe miasto o tym mówi napisane zostało lekkim, dowcipnym językiem. To „babska” opowieść, która przypadnie do gustu także panom. Atutem powieści jest dowcip, którego jest tu całkiem sporo, dzięki czemu z pewnością nikt nie będzie się nudził w trakcie lektury. Śledząc perypetie bohaterów powieści dowiedzieć można się całkiem sporo o czasach w których żyli i poznać postacie, które wywierały wpływ na swoje pokolenie. Jeśli ciekawi was, kto odcisnął większy wpływ na mieszkańcach miasta – Elvis Presley, sufrażystki, a może Bonnie i Clyde, koniecznie sięgnijcie po lekturę. Z pewnością nie będziecie rozczarowani, bo choć życie w Elmwod Springs płynie swoim dość leniwym tempem, dzieje się tu całkiem sporo. Są chwile radości i smutku, grozy i euforii, szaleństwa i refleksji. Są postacie, które rozbawiają do łez, a także i te budzące niesmak. Jak to w życiu każdej społeczności. To co jednak jest najważniejsze, to olbrzymia solidarność i poczucie wspólnoty, która łączy bohaterów. Zarówno tych żyjących w XIX wieku, jak i tych z wieku XXI. I owo uczucie będziecie dzielić wspólnie z bohaterami powieści utożsamiając się z nimi, dzieląc ich radości i smutki. To mogę wam gwarantować! A właściwie to zagwarantowała wam Fannie Flag w swojej niezwykłej książce. Po przeczytaniu jej zadumacie się nieco nad swoim życiem, które kiedyś musi się skończyć. A co będzie później? Kto wie… W końcu życie jest nieustającą wędrówką.
Rodzina to skarb, życie jest darem, a miłość nigdy nie umiera…
Fanni Flagg to autorka znana zwłaszcza dzięki powieści Smażone zielone pomidory. Ale od niedawna też jako autorka bestselleru Całe miasto o tym mówi. Dla mnie to najlepsza powieść, jaką przeczytałam do tej pory w tym roku. Nie mogłam się od niej oderwać, w czym też pomagały krótkie, króciutkie rozdziały
Jako pierwszy osadnik czuł się odpowiedzialny za tych, którzy zjawili się tu po nim. (s. 12)
Szwed Lordor Nordstom przybył do Ameryki do stanu Missouri i założył farmę mleczarską. Po ogłoszeniu w szwedzko-amerykańskiej gazecie zaczęli do niego przybywać młodzi osadnicy z rodzinami. Przed 1880 rokiem istniała już mała wspólnota rolnicza Swede Town. W maju 1889 roku Lordor postanowił podarować wspólnocie miejsce na wzgórzu – założył tam cmentarz Spokojne Łąki. Każdy mieszkaniec wybrał sobie kwaterę. Nikt nie wiedział, co się wydarzy na tym wzgórzu w przyszłości. Może to i lepiej.
Dobrze jest wiedzieć, dokąd się zmierza… to daje poczucie bezpieczeństwa. (s. 323)
Lordor był prostym i wrażliwym mężczyzną. Miał 37 lat i wciąż był kawalerem. Przyszłą żonę poznał dzięki ogłoszeniu w gazecie. Miał narzeczoną na zamówienie pocztowe i odbywał listowne zaloty. Bohater wprawdzie skończył tylko pięć klas, lecz był postępowy i otwarty na rozwój własny i innych. Z katalogu budowlanego z pomocą innych wybrał kilka budynków z elementów gotowych do złożenia. Wkrótce został burmistrzem, a miasto zmieniło nazwę na Elmwood Springs i było jednym z wielu typowych amerykańskich miasteczek.
W Elmwood Spirings, jak wszędzie indziej, jedno pokolenie się starzało, a następnie już wkraczało na scenę. (s. 137)
Życie w tym miasteczku płynęło swoim rytmem. Ludzie przyczyniali się do rozwoju swej miejscowości, pracowali z chęcią, pomagali sobie, polepszali swój los i swoich bliskich. Ich życzliwość, serdeczność, dobroć sprawiała, że Elmwood Springs było jedyne w swoim rodzaju. Niech świadczy o tym fakt, że nie było posterunku policji ani policjanta. Mieszkańcy żyli w zgodzie. Problemy rozwiązywano się sposobem. A świat nie stał w miejscu. Życie mieszkańców, rozwój i funkcjonowanie miasta uzależnione było od postępu cywilizacyjnego, rozwoju technologii, zmiany obyczajów, nowych nurtów w kinie i w muzyce, mody oraz wydarzeń i polityki. Działo się wiele rzeczy i to wszystko miało wpływ na sposób mieszkańców patrzenia na świat, co autorka ukazuje poprzez zaznaczanie upływu czasu akcji dekadami mijanych lat.
Zdaje się, że większość ludzi nie wie, co robić z życiem, bo to nie jest jedna rzecz do ogarnięcia – stwierdziła Elner. – To wiele różnych rzeczy, które dzieją się jednocześnie. Życie jest i smutne, i wesołe, proste i skomplikowane, wszystko razem. (s. 357)
Sami liczni bohaterowie (przydałoby się drzewo genealogiczne) zauważają, że życie tak szybko przemija, wręcz ucieka. Często koncentrują się na sprawach mało ważnych, rozpraszają ich głupstwa, a zanim zrozumieją, co jest ważne, to jest już za późno. Często nie rozumieją, dlaczego ich życie chadza krętymi ścieżkami, dopiero potem okazuje się, że tak to właśnie miało być. Jednak widać wyraźnie, iż kolejne pokolenia pierwszych osadników oraz ludzie napływowi są inni, diametralnie inni przede wszystkim w podejściu do codziennego życia. Dzieje się wiele wspaniałych rzeczy, lecz także coś się psuje od środka… A to znak naszych czasów. I tu każdemu czytelnikowi nasunie się refleksja. Każdy zada sobie przynajmniej kilka pytań o przyszłość świata i swoją.
Przyjemnie jest nie mieć nic do roboty, tylko odpoczywać i napawać się tym, co dookoła. (s. 436)
Fabuła powieści rozgrywa się na dwóch płaszczyznach – realnym i fantastycznym, materialnym i duchowym. Wraz z rozwojem akcji czytelnik coraz częściej bywa na… cmentarzu! Bo człowiek jest tylko „drobnym ogniwem w łańcuchu życia”. Choć ciało jest martwe, to dana osoba dalej żyje, tylko w nieco innym wymiarze. Spokojne Łąki wcale nie są takie spokojne, o nie! Tu zmarli leżą w kwaterach i patrzą do góry, nie zaś z góry, a przy tym plotkują, dyskutują na różne tematy, wspominają, obserwują rozwój świata i się dziwują, jakim to sposobem człowiek stanął na Księżycu. A przy tym żartują, a nawet intrygują! Jednak najbardziej ich ciekawi, co słychać u żyjących. Bo zmarli są ciekawi i ciekawscy! Szczególnie tego, jak ktoś do nich trafił, co było przyczyną śmierci. I tu można się pośmiać. Na cmentarzu po jakimś czasie robi się taki hałas i rozgardiasz, że sami mieszkańcy ustalają zasady na cmentarzu. Do czego to doszło!
Oj, złotko, nie powinnaś tracić poczucia humoru. Śmierć to część życia. (s. 312)
I w dużej mierze jest to powieść o śmierci, ale zupełnie innej niż ją sobie ludzie wyobrażają i której tak się boją. Autorka niejako udomawia śmierć i pokazuję ją z całkiem innej strony. Bardziej… ludzkiej, normalnej, naturalnej. Na pewno radośniejszej. Bo i taka jest najnowsza powieść Fannie Flagg – zwykła, a jednocześnie niezwykła. Zwyczajnie traktuje o najważniejszych sprawach w życiu człowieka, wskazuje wartości uniwersalne, a z drugiej strony z humorem traktuje o zmarłych i śmierci; przemyca proste życiowe mądrości zapomniane we współczesnym świecie; bawi, wzrusza i porusza (chusteczki mogą się przydać). Mimo różnych bolączek daje też czytelnikowi nadzieję.
„Każdy jest w czymś dobry”. Cała sztuka to znaleźć to coś”. (s. 375)
Co zrobić, by krowy były szczęśliwe i dawały więcej mleka? Jak działało korespondencyjne biuro matrymonialne? Co można zamówić w katalogu budowlanym Lyman-Bridges? Która panna zamierza urodzić kocięta? Z jakiego powodu kobieta chce zastrzelić gorset na śmierć? Kto ma felerny gen? Kto dał Amerykanom bezpłatne biblioteki? Jak można wystraszyć nieboszczyka na śmierć? Czego to ludzie nie wymyślą i o czym tak mówiło całe miasto… – dowiecie się z ciepłej i wzruszającej powieści Fannie Flagg Całe miasto o tym mówi. Polecam!
Lubię ciepłe powieści. Lubie czasem poczuć mało miasteczkowy klimat. Dlatego chętnie zabrałam się za powieść "Całe miasto o tym mówi" Fannie Flagg. Ponoć autorka słynie z tworzenia rzeczywistych i bliskich człowiekowi postaci . Czy przekonała mnie?
Pod koniec XIX wieku na amerykańską ziemię, w okolicach Missouri, sprowadza się Szwed, Lorodor Nordstrom. Imigrant rozpoczyna uprawę roli, próbuje zagospodarować okolicę. Niebawem dołączają do niego inni osadnicy. Tereny są piękne, z biegiem czasu zaczyna powstawać miasteczko Elmwood Springs. Lordor jest bardzo szczęśliwy i wszystko byłoby idealne, gdyby nie doskwierająca mu samotność. Ponieważ w małym mieścinie nie było zbyt dużo kobiet do wyboru, przyjaciele namówili go do zamieszczenia ogłoszenia w gazecie. Traf chciał, że przeczytała je Katrina Olsen, służąca w jednej z posiadłości w Chicago. I tak zaczęła się historia zarówno rodziny Nordstoma, jak i potomków jego i jego sąsiadów. Autorka przedstawiła blisko 130 lat doświadczeń mieszkańców Elmwood Springs. W tle wplotła najważniejsze wydarzenia z życia samej Ameryki, ale też i całego świata. I tak mieszkańcy przeżywają wynalezienie samolotu, kobiety walczą o swoje prawa, mieszkańcy muszą stawić czoła wojnie. I co ciekawe starzy bohaterowie, którzy umierają, tak naprawdę nie żegnają się z otaczającym ich światem...
Kiedy zaczynałam czytać książkę, byłam pełna nadziei. Potrzebowałam ciepłej i luźnej lektury. Początek taki był. To jak Nordstrom tworzył osadę, jak prowadził korespondencję z Katriną, bardzo mi się podobało. Spodziewałam się, że cały czas będę tak zaciekawiona. Niestety, im dalej, tym bardziej czułam się zmęczona natłokiem pojawiających się postaci. To ciepło, które gdzieś było urokliwe, miejscami zmieniało się w bardzo naiwne rozmowy, podające czytelnikowi wszystko na tacy, nawet wtedy gdy pewne kwestie nie wymagały wyjaśnień. Choć czuć w powieści chęć pokazania tego, że najpiękniejsze rzeczy kryją się w prostocie, to jednak czasem odczuwałam w wielu kwestiach przesadę.Brakowało mi trochę bohatera, do którego mogłam się przywiązać, za którym teraz bym tęskniła. Pewnie tą główną postacią jest Elmwood Springs, ale tak jak pisałam nie poczułam więzi.
Lektura jest na pewno lekka, nie jest wymagająca, i pewnie pozwala miło spędzić czas. Jednak, jeśli ktoś oczekuje czegoś więcej, nawet od lekkiej lektury, może być trochę zawiedziony.
Książka do wyrobienia własnej oceny i opinii.
Więcej recenzji na fifraku.blogspot.com Zapraszam!
W nowej powieści Fannie Flagg stworzyła świat, do którego chciałoby się trafić i za życia, i …po śmierci. Miłośnicy jej twórczości odnajdą tu motywy znane z poprzednich powieści, ale w nowych ujęciach. Inteligentne poczucie humoru, miłość i przyjaźń, codzienne troski i małe radości – to elementy, które sprawiają, że od tej prozy trudno się oderwać. I chce się do niej wracać!
Akcja zaczyna się w 1879 roku, gdy szwedzki imigrant Lordor Nordstrom osiedla się w amerykańskim stanie Missouri. Wkrótce zakłada tam małą osadę, która z czasem przekształca się w małe miasteczko.
Na przestrzeni ponad stu lat w Elmwood Springs dzieje się wiele, chociaż nie zawsze są to spektakularne wydarzenia. Ludzie się kochają, pobierają, ale również rozstają i zdradzają.
Wśród mieszkańców nie brak różnych dziwaków obu płci, co sprawia, że fabuła aż skrzy się od dowcipnych opisów, dialogów, ripost oraz nieprzewidywalnych epizodów, które nieraz zmieniają diametralnie życie bohaterów.
Małe miasteczko jest urocze, ale kryje też w sobie różne tajemnice. Jak w kilku innych powieściach Fannie Flagg, tu też pojawia się wątek kryminalny, a jego finał dosłownie zbija a nóg.
Nie trzeba jednak wielkich sensacji, by czytelnik odwracał kartki z wielką niecierpliwością i niemal obgryzał paznokcie podczas lektury.
Fascynujące jest śledzenie losów kilku pokoleń, których losy krzyżują się i splatają w zadziwiający sposób.
Codzienność nigdy nie jest tu nudna, a czytelnik szybko znajduje w bogatej galerii ulubione postacie, które trwale zapisują się pamięci. Moimi ulubieńcami stali się państwo Nordstromowie, romantyczna nauczycielka Lucille, dobroduszna Elner oraz postrzelona Ida, której pomysły nieraz wyprowadziły z równowagi większość mieszkańców miasteczka.
Elmwood Springs doświadcza najważniejszych wydarzeń XX wieku. Jego mieszkańcy walczą w obu wojnach światowych, przeżywają mocno przyznanie praw wyborczych kobietom, lądowanie człowieka na Księżycu, nowe wynalazki…
Te wielkie fakty przeplatają się z nich małomiasteczkową egzystencją, wpływają na nią, nawet… po śmierci bohaterów.
Niemożliwe? A jednak!
W Elmwood Springs znajduje się bowiem niezwykłe miejsce, zwane Spokojnymi Łąkami. Tam toczy się barwne życie, którego charakter zaskakuje czytelnika od początku aż po ostatnie strony. Epilog stanowi osobliwe dopełnienie tego tematu, którego szczegółów zdradzić nie mogę, gdyż wówczas popełniłabym śmiertelny grzech spojlerowania. A ten jest nie do odpokutowania!
„Całe miasto o tym mówi” to książka, którą czyta się jednym tchem, podobnie jak większość powieści Fannie Flagg.
Jej „Smażone zielone pomidory” to dla mnie najpiękniejsza pod słońcem opowieść o przyjaźni. Najnowsza historia też trafia na półkę z ulubionymi lekturami, bo jestem pewna, że będę do niej wracać – po to, by się wzruszać, bawić i by dumać nad życiem, sobą i światem.
Brzmi to może górnolotnie, ale takie już są powieści Fannie Flagg – napisane lekko, ale błyskotliwie i ożywczo, niebanalnie; oczarowują, przyciągają jak magnes, poprawiają nastrój i niezmiennie uczą dystansu do rzeczywistości. A to ostatnie jest potrzebne na każdym etapie życia.
BEATA IGIELSKA
Jest to opowieść o zwykłych ludziach, pełna humoru, wzruszeń i dramatyzmu. Kiedy siwowłosa Cleowa Threadgoode opowiada historię swego życia Evelyn Couch...
Dobra nowina! Fannie Flagg wróciła do miasta, a miasto jest jednym z głównych bohaterów jej nowej powieści. Oprócz Sąsiadki...
Przeczytane:2018-04-14, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, czytam regularnie, Egzemplarz recenzencki,
Rodzina to skarb, życie jest darem, a miłość nigdy nie umiera…
Fannie Flagg chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ale jeżeli jednak znajdzie wśród was ktoś, kto jej nie zna, to w kilku słowach przybliżę wam tę postać. Fannie Flagg (Patricia Neal) jest bestsellerową amerykańską pisarką, scenarzystką i aktorką. Autorką bardzo poczytnych powieści, z których każdy szanujący się książkoholik powinien znać przynajmniej jedną, a mianowicieSmażone zielone pomidory. Ten światowy hit został przeniesiony na ekran przez Jona Avneta w 1991 roku. W obsadzie znalazły się takie sławy jak: Kathy Bates, Mary Stuart Masterton, Mary-Louise Parker, Jessica Tandy. Całe miasto o tym mówi to pierwsza z trzech książek opowiadających o miasteczku Elmwood Springs.
Jestem świeżo po lekturze i jeszcze nie wszystko ułożyło mi się w głowie, ale muszę od razu wam powiedzieć, że dawno tak nie odpoczęłam i nie odprężyłam się przy żadnej książce. Całe miasto o tym mówi jest pozycją wyjątkową, a o jej wyjątkowości będą mogli się przekonać ci z was, którzy po nią sięgną. Reszcie będzie musiała wystarczyć ta z całą pewnością za krótka recenzja.
Sceną dla wydarzeń powieści Całe miasto o tym mówi stało się miasteczko Elmwood Springs. Akcja rozpoczyna się w 1879 roku, gdy Lordor Nordstrom imigrant ze Szwecji kupuje kawałek ziemi w stanie Missouri. Daje to początek osadnictwu napływowej ludności i w ten sposób powstaje osada, która z biegiem lat zmienia się w miasto. Autorka pokusiła się na złożoną historię – sagę wielopokoleniową, która trwa ponad sto trzydzieści lat. Jak się słusznie domyślacie – będzie się działo.
Elmwood Springs to taki rodzaj miasteczka, w którym prawie wszyscy się znają, a na pewno wiedzą o swoich sąsiadach więcej niżby wypadało. Sto trzydzieści lat to szmat czasu, więc jasne jest, że ludzie umierają i rodzą się, wyjeżdżają i przybywają z różnych stron. Całe miasto o tym mówi opowiada losy założycieli osady, ich dzieci, wnuków… Życie toczy się najpierw na kilku farmach, by później ustąpić miejsca ciągle rozwijającemu się miastu. Ale najciekawsze są rozmowy prowadzone na Spokojnych Łąkach – lokalnym cmentarzu. Tak! Na cmentarzu! Gwarantuję, że będziecie zachwyceni. Taka forma „życia po życiu” bardzo by mi odpowiadała.
Jestem pewna, że niektórzy z was pomyślą sobie, co takiego ciekawego jest w tej książce. Uwierzcie mi – wiele. Przyznacie, że urocze są nieduże miasteczka. Tkwi w nich jakaś nieokreślona magia. A gdy jeszcze takie miejsce zostanie opisane w tak cudowny sposób, jaki zrobiła to Fannie Flagg, to musi być strzał w dziesiątkę. Niby zwykłe miasto i zwyczajni mieszkańcy, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że książkę czyta się z olbrzymią ciekawością i przyjemnością, a do tego bardzo szybko.
Razem z bohaterami powieści czyli mieszkańcami Elmwood Springs przeżywamy ich życie codzienne, ale też obserwujemy wpływ wydarzeń historycznych na tę mała społeczność. Ale najważniejsze nie są odbyte wojny czy odkryte wynalazki; nie jest najważniejsze także lądowanie człowieka na księżycu, choć wzmianka i o tym znalazła swoje miejsce. Najważniejsze wartości w powieści Fannie Flagg to rodzina, przyjaźń i miłość. I chyba dlatego tak wspaniale się czyta tę książkę.
Fannie Flagg po raz kolejny zafundowała mi dużo uśmiechu, ale też mnóstwo wzruszeń, a co za tym idzie świetną rozrywkę. Leciutko i z dużym wyczuciem przybliża nam życie z jego radościami i smutkami w miasteczku, które mogłoby się znajdować w obojętnie jakim miejscu na ziemi. A może takie Elmwood Springs znajduje się w waszym sąsiedztwie?
Powieść Całe miasto o tym mówi to tego typu książka, do której się wraca i jestem pewna, że jeszcze do niej nie jeden raz zajrzę. Z czystym sumieniem gorąco polecam.