Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 232
Lost River to urocze i pełne magii miasteczko zapomniane przez resztę świata.
Za namową lekarza chory Oswald przenosi się z Chicago do Lost River, aby spędzić tu zimę.
Ponieważ jest to mała mieścinka to każdy się zna, wzajemnie sobie pomaga, a punktem spotkań jest miejscowy sklepik.
Pewnego dnia wszystko się zmienia wraz z przybyciem do sklepu niepełnosprawnej dziewczynki, która mieszka za granicami miasteczka.
Mieszkańcy podejmują pełną mobilizację, aby pomóc dziecku, którego opiekunowie nie bardzo są zainteresowani by zapewnić jej byt.
Wszystko zmienia się po ich wyjeździe, kiedy pozostawiają dziecko na łasce mieszkańców.
Jaką rolę w życiu mieszkańców odgrywa malutki ptaszek?
Czy Oswald będzie szczęśliwy? Jak potoczą sie losy dziewczynki?
"Boże Narodzenie w Lost River" to książka, która nie jest typową historia świąteczną, która wprowadza nas w klimat ciepłych i kolorowych świąt.
Owszem koniec historii spowoduje, że zrobi nam się ciepło na sercu i poczujemy gdzieś w tle ducha świątecznej magii.
Jest to bardzo wzruszająca historia, w której autorka porusza ważne tematy skłaniające czytelnika do chwili zatrzymania, przemyśleń, a może dla niektórych refleksji.
"Boże Narodzenie w lost River" to ciepła powieść o przyjaźni, bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi, nadziei na lepsze jutro.
Co prawda, czas Bożego Narodzenia, mamy już poza sobą, ale myślę, że warto powrócić do świątecznych chwil, choćby za sprawą lektury. Na początku stycznia skończyłam czytać powieść Fannie Flag “Boże Narodzenie w Lost River”.
Lost River, mała miejscowość zagubiona gdzieś w Alabamie, niespodziewanie staje się nowym miejscem zamieszkania dla Oswalda T. Campbella, ciężko chorego mieszkańca Chicago, któremu lekarz dawał kilka miesięcy życia, jeśli natychmiast nie wyprowadzi się z tego zatłoczonego, nieprzyjaznego miasta.
I tak przypadkowym zrządzeniem losu Oswald zjawia się w Lost River tuż przed świętami Bożego Narodzenia, wynajmuje pokój u zaradnej Betty Kitchen i rozpoczyna nowe życie. Powoli poznaje jej mieszkańców, zwyczaje tam panujące, odkrywa nowe pasje i zainteresowania, wtapiając się w tą małą, ale jakże niebanalną społeczność. Zyskuje powszechną sympatię, zapominając o swojej chorobie i dramatycznej diagnozie doktora. Jako kawaler zostaje też nieświadomie wplątany w matrymonialnie intrygi, bo tak się składa, że Lost River zamieszkują w większości samotne kobiety, a mężczyzn tam jak na lekarstwo. Tak mijają kolejne dni, miesiące i znowu nadchodzi Boże Narodzenie…
Fabuła, owszem, prosta, nierozbudowana, mało odkrywcza, ale urok tej powieści tkwi w czymś innym, mnie bowiem niezmiernie mocno ujął klimat tej książki - pełen ciepła, ujmujący, emanujący dobrą energią ludzi zamieszkujących Lost River.
Postacie pojawiające się na kartach tej książki, i to nie tylko kobiety, choć to one nadają ton tej społeczności, to osoby na pozór niewyróżniające się niczym szczególnym. Ot, taki Roy prowadzący jedyny w mieście sklep, listonosz Claude w cywilu wytrawny wędkarz, no i gospodarne, pełne energii i pomysłów kobiety - Betty, Frances czy Mildred, to wyjątkowi ludzie tworzący wyjątkową małomiasteczkową społeczność. Wspólnie celebrują uroczystości, chociażby kolację wigilijną przy pięknie ubranej przez nieznane elfy (czyli członkinie Stowarzyszenia Mistycznego Zakonu Groszków!) Tajemnej Choince, wydają Biuletyn Towarzystwa Mieszkańców Lost River o trafnej nazwie “Z biegiem rzeki”, są otwarci i życzliwi dla innych, a przede wszystkim skorzy do bezinteresownej pomocy. Bardzo mnie wzruszył i zapadł mi głęboko w serce wątek Patsy, kalekiej dziewczynki, sieroty, pozostawionej obcym ludziom na wychowanie. Jakże niesamowita, pełna empatii, zrozumienia i solidarności była reakcja mieszkańców Lost River na krzywdę dziejącą się dziecku. Jak szybko potrafili się zorganizować i jak mocno zaangażować w działania na rzecz poprawienia jej tragicznego losu. Mała miejscowość, ale ludzie o wielkich sercach. Przy okazji wspomnę jeszcze o Jacku, małym ptaszku o czerwonym upierzeniu i charakterystycznym czubku na głowie, którym opiekował się Roy i do którego tak bardzo przywiązała się mała Patsy. Kolejny to poruszający i ujmujący wątek w powieści.
Zresztą przyroda w tym utworze odgrywa niebagatelną rolę. Autorka ma świetny zmysł obserwacji świata z uważnością, czułością i umiejętność oddania jego piękna w niezwykłych opisach przyrody Alabamy, pełnych bogactwa kolorów, zapachów, obfitości i różnorodności.
Powieść spodobała mi się też dzięki temu, że została napisana przekonującym, klarownym językiem, z elementami humoru, wielokrotnie niektóre sformułowania czy scenki rozbawiły mnie mocno, chociażby ta historyjka z Oswaldem w roli głównej, gdy ten poszukując stowarzyszenia dla osób z problemami alkoholowymi trafia na zebranie AA, ale okazuje się, że są to amatorzy zupełnie czegoś innego…
No i jeszcze to spektakularne zakończenie, które obudziło we mnie taką dziecięcą radość z piękna zimowego poranka, zachwyciło malarskością obrazu i wzruszyło swoją wymową.
Krótko mówiąc, “Boże Narodzenie w Lost River” to urokliwa, trochę sentymentalna, ale pełna domowego ciepła opowieść o ludziach, którzy odnajdują radość w swej codzienności, dzielą się nią z innymi, są wrażliwi i pełni pozytywnych uczuć do drugiego człowieka.
Lost River - “magiczne miejsce, za sprawą gęstych drzew niewidoczne z autostrady, nad krętą rzeką, w otoczeniu kwiatów i liści, pełne śpiewu ptaków” - może by spędzić tam następne Boże Narodzenie…
„Boże Narodzenie w Lost River” to książka, którą mogę śmiało polecić wszystkim, którzy chcą się wprowadzić w przyjemny (niekoniecznie świąteczny) nastrój – i bez obaw: poziom słodyczy jest wysoki, ale nie grozi mdłościami 😊
Mamy tutaj bardzo sympatycznego bohatera – Oswalda, który wiedzie sobie dość przyjemne i spokojne, choć raczej nijakie życie, dopóki lekarz nie rzuca mu w oczy tragicznej diagnozy. Pod jej wpływem – a także za radą samego lekarza – Oswald wyjeżdża z Chicago do małego miasteczka Lost River w Alabamie, żeby mieć pewność, że oddycha czystym powietrzem i że się nie przeziębi – co w jego przypadku ma ogromne znaczenie, gdyż najmniejsza infekcja może być tragiczna w skutkach. Oswald poznaje mieszkańców miasteczka i ich zwyczaje, zostaje wciągnięty w ich sprawy, ich kłopoty stają się jego kłopotami – choć jadąc tutaj sądził, że będzie po prostu samotnie spacerował. Tymczasem – niespodziewanie dla siebie samego – staje się powoli mieszkańcem Lost River, przywiązuje się do otaczających go osób, a nawet… A nie – tego nie zdradzę!
W Lost River życie płynie spokojnie, nikt nigdzie nie goni, wszyscy się znają, wszystko o sobie wiedzą. Oswald poznaje opowieści o życiu mieszkańców, rodzinne tragedie, nieporozumienia z przeszłości – które niejednokrotnie położyły się cieniem ca życiu wielu osób. A my – czytelnicy – wciągamy się w te historie razem z nim i niespodziewanie sami też stajemy się mieszkańcami tego uroczego miasteczka.
Powieść bardzo mi się spodobała, choć trzeba przyznać, że niewiele się w niej dzieje. Wchodzimy powoli w życie różnych osób, przyglądamy się im, podsłuchujemy myśli i pragnienia – i to jest niezwykle kojące, uspokajające, relaksujące, wzruszające (historia małej kalekiej Patsy i psotnego rannego ptaszka Jacka to po prostu przecudna opowieść!!!). Fannie Flagg wyczarowała cudowny nastrój – chociaż tytuł jest nieco mylący, bo mamy tutaj nie tylko Boże Narodzenie (a nawet dwa), ale też cały rok życia tej malej społeczności.
To, co mi się nie podobało (ale nie na tyle, żeby bardzo zepsuć przyjemny obraz całości) – to zakończenie. Przez cały czas autorka prowadzi spokojną, kojącą opowieść, skupiając się na detalach i niuansach, a na koniec, na dwóch stronach streszcza nam niemal całe dalsze życie bohaterów. To wydało mi się trochę niepotrzebne i wprowadzające chaos.
Myślę, że „Boże Narodzenie w Lost River” spodoba się wszystkim, którzy lubią ciepłe, rodzinne historie, a także klimatyczne opowieści toczące się w małych miasteczkach. Tym, którzy oczekują skrzypiącego pod butami śniegu, mrozu malującego wzorki na szybach i głębokich zasp śnieżnych – radzę sięgnąć po inną lekturę, bo w Alabamie takie zjawiska się raczej nie pojawiają (RACZEJ – bo jeśli przeczytacie do końca, przekonacie się, że niczego nie powinno się z góry zakładać).
Polecam wszystkim, którzy chcą sobie poprawić humor i dobrze się nastroić – nie tylko w okresie świątecznym. To uniwersalna i urocza historia, po którą można sięgnąć w każdym czasie.
Okołoświątecznych książek ciąg dalszy. Powieść Fannie Flagg to powiastka w sam raz nadająca się na przedświąteczny czas. Jest ciepła, przytulna, lekka, pozytywna i wręcz kojąca, niosąca dobry nastrój. W swej wymowie aż nazbyt cukierkowa, ale ma być cukierkowo, żeby osłodzić zimowe zmęczenie. To idealna lektura pod kocyk, z kubkiem zimowej herbatki albo dobrym grzańcem w ręce. Odpoczynkowa zdecydowanie. Nie ma w niej fajerwerków, trzymającego napięcia, ale za to jest mnóstwo dobra. Chyba trochę nierealnego, ale jednak. Warto zanurzyć się w "Boże Narodzenie w Lost River" żeby złapać nieco oddechu. Dobra lektura, bez zobowiązań.
Cuda się zdarzają
Co byś zrobił gdybyś dowiedział się, że pozostał Ci rok, najwyżej dwa lata życia? Taką informację otrzymuje od lekarza Oswald T. Campbell. Musi koniecznie zmienić klimat, bo jego płuca nie wytrzymają zimy w Chicago. Lekarz poleca mu hotel w zapomnianym mieście w Alabamie, Lost River.
"W wysuniętej najbardziej na południe części Alabamy, nad brzegiem leniwej, krętej rzeki
leży senne miasteczko znane jako Lost River - miasteczko, o którym zapomniał czas."
Oswald jako samotny rozwodnik, nieposiadający rodziny, postanawia posłuchać lekarza i wyrusza do Lost River. Zupełnie nie podejrzewa jak ta podróż i pobyt w uroczym, przyjaznym nowo przybyłym miasteczku wpłynie na jego dotychczasowe życie.
"Boże Narodzenie w Lost River" to przeurocza, przesympatyczna, pełna ciepła, dobrych emocji, wzruszeń i pozytywnych, dających się lubić od pierwszego spotkania bohaterów, którzy tworzą paletę pięknych barw, niczym kolory tęczy na niebie po burzy. Powieść ta ujęła mnie swoim ciepłem, radością życia bohaterów, ich optymizmem, dobrocią serca, tym jak żyli zgodnie we wspólnocie swojego miasteczka, jak dbali o siebie wzajemnie i o obcych, tych ludzkich i nie tylko. Pióro pani Flagg podbiło moje serce i wiem, że na pewno sięgnę po inne jej książki. Inna jej powieść czeka już na mnie na półce i nie mogę doczekać się jej lektury. Polecam Wam z całego serca, szczerze "Boże Narodzenie w Lost River" bo jest to przecudowna książka, która udowadnia, że cuda się zdarzają i warto mieć marzenia, bo jeśli czegoś się bardzo pragnie, to to się spełni, jak mawiał Oswald, główny bohater tej opowieści. Piękna książka, takie mogę czytać ! Polecam !
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Literackiemu.
Zgodnie z zaleceniem lekarza, na zimowy okres Oswald T. Campbell przenosi się z chłodnego Chicago do Lost River, które ma cieplejszy klimat. Tam zaprzyjaźnia się listonoszem dostarczającym listy łodzią, sklepikarzem leczącym złamane serce i przesympatyczną dziewczynką, która przypomina mu siebie z przeszłości.
Niespodziewanie pośród pięknej przyrody mężczyzna znajduje sens życia.
Tak naprawdę Boże Narodzenie w Lost River nie jest książką typowo świąteczną. Te wyjątkowe dni znajdują się jedynie na kilku stronach niniejszej książki- na początku i niemal na samym jej końcu. Dlaczego? Książka pokazuje rok z życia Oswalda T. Campbella. Nie był on zwyczajnym rokiem, ale czasem wielkich zmian w jego smutnym życiu. Oswald odkrył pasję, która dała mu wiele radości i poznał ludzi, którzy stali się dla niego bliscy.
Sama książka była szalenie urocza. Znalazły się w niej momenty zarówno wesołe jak i smutne oraz wzruszające. Mnie za serce chwyciła historia przyjaźni małej dziewczynki i kardynała (nie mylić z osobą duchowną). Byłam pod wrażeniem jego inteligencji i poruszył mnie jego los.
Nie dało się nie polubić większości mieszkańców Lost River. Byli przesympatycznymi, pozytywnie nastawionymi do życia, empatycznymi ludźmi, którzy potrafili skutecznie działać na rzecz swojej małej społeczności. Podziwiam ich za to i chociaż wiem, że są to osoby fikcyjne, moim zdaniem warto iść za ich przykładem.
Boże Narodzenie w Lost River to książka, która jest naprawdę ciepła, lekka i przeurocza. Dodając do tego przyjemne pióro autorki, przesympatyczne postaci i piękno przyrody Lost River, czytając tę książkę mamy szansę spędzić kilka odprężających chwil.
Nie jest to może literatura najwyższych lotów, jednak chyba takiej nikt nie oczekuje sięgając po ciepłą powieść bożonarodzeniową (ostatecznie nie po to się czyta takie powieści). Spełnia wszystko co obiecuje: mamy zbłąkaną duszę, która znajduje swoje miejsce, bożonarodzeniowy cud i odpuszczenie win.
Ze świętami Bożego Narodzenia różnie teraz pod względem aury bywa. Kiedyś wraz z nastaniem grudnia można było spodziewać się śniegu. Teraz, niestety, bardziej prawdopodobne jest, że Boże Narodzenie będzie szare i ponure. Na szczęście na kartach książki dosłownie wszystko jest możliwe i zapewne z chęcią czytelnik zanurza się w fabułę otuloną sporą warstwą białego puchu. W książce Fannie Flagg tej śnieżnej scenerii nie ma, przez część książki królują dodatnie temperatury, a jednak podczas lektury czujemy podmuchy mroźnego wiatru i wbrew wszystkiemu mamy chęć otulić się kocem... Jak to możliwe? Chyba magia pióra Flagg.
Dla Oswalda T. Campbella nadchodzące święta mogą okazać się tymi ostatnimi. Zgodnie z zaleceniem lekarza czas, jaki mu pozostał planuje spędzić w cieplejszym klimacie niż tym, który może zaoferować mu Chicago. W małym miasteczku Lost River poznaje życzliwych ludzi i dzięki nim prawie całkowicie udaje mu się zapomnieć o zżerającej go chorobie. Mężczyzna odżywa za sprawą małej dziewczynki Patsy oraz Jacka czyli ptaka kardynała. Trudno jednak się dziwić. Każdy, kto zawita do miejscowości w Alabamie doświadczy ciszy, spokoju. Zdumieniem napawa Oswalda fakt, że jest w stanie tak silnie z kimś się zżyć.
Nie jest oczywiście tak, że w Lost River byt jest prosty, łatwy i przyjazny przez cały czas. Jednakże kłopoty, z jakimi przychodzi borykać się bohaterom, są łatwiejsze do udźwignięcia dzięki wsparciu przyjaciół. Jedno jest pewne. Czy te święta okażą się ostatnie dla Oswalda czy też nie, na pewno będą niezapomniane.
Proza Fannie Flagg już od pierwszych zdań zachwyca, wzrusza i jest wyjątkowa. Można się tutaj przyczepić, że owa powieść jest cukierkowa i nierealna, ale czy my nie za to właśnie kochamy literaturę? Szarości, goryczy, smutku dosyć mamy w swojej codzienności, która często właśnie taka niestety bywa. Zawsze to przyjemna odskocznia poczytać takie książki, w których przez zdecydowaną większość czasu świeci słońce, nie tylko to na niebie, relacje szybko się zawiązują i utrzymują. Bardzo przypadły mi do gustu krótkie aczkolwiek ujmujące rozdziały. Autorka nie rozwodzi się nad fabułą. Ma na nią świetny pomysł i nie rozwodząc się zbyt, kusi nią i nęci zapraszając tym samym na kolejne karty. Gdyby tego wszystkiego było mało jest jeszcze coś. Na końcu książki znajdują się przepisy na smakołyki, którymi można uraczyć swoich bliskich nie tylko w czasie świąt.
To taka powieść, która mimo że ma w tytule „Boże Narodzenie” idealnie sprawdzi się w każdej porze roku.
Polecam serdecznie.
O KSIĄŻCE: "Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie pójdę do nieba" to zaprawiona humorem wzruszająca powieść o miłości, przemijaniu i wierze w lepszą...
Maggie Fortenberry jest wciąż jeszcze piękną byłą Miss Alabamy. Innym ludziom życie Maggie wydaje się wręcz idealne - jest miłą, czarującą i dobrze prosperującą...
Przeczytane:2023-01-07, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2023, 26 książek 2023, 12 książek 2023, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2023 roku,
Wiele dobrego słyszałam o tej pozycji. A że w kwestii książek jestem jak ten niewierny Tomasz - nie przekonam się, dopóki sama nie sprawdzę 🤭😅 Postanowiłam w przerwie pomiędzy książkami do recenzji, zapoznać się z tą historią i wyrobić sobie własne zdanie.🙂 O czym jest ta lektura i jakie są moje wrażenia? Opowiem Wam o tym w dalszej części mojej opinii.
Gdzieś w stanie Alabama, w najbardziej oddalonym jej zakątku, znajduje się senne miasteczko o urokliwej nazwie Lost River. Okolica jest niewielka i wydaje się całkowicie zapomniana przez cały świat. Czasem ktoś wpadnie na chwilę, pomyli się lub przyjedzie na trochę, by podreperować własne zdrowie. Jednak miasteczko ma w sobie też wiele uroku i magii. Bowiem każdy, kto przyjeżdża do Lost River zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia i postanawia zostać już na zawsze. 😍🎄
Oswald T. Campbell zgodnie z zaleceniami swojego lekarza, postanawia opuścić deszczowe i mroźne Chicago i przenieść się na zimę do ciepłego Lost River. Mężczyzna, który jest samotnikiem i na dodatek zmaga się z poważną chorobą, nie spodziewał się nawet, że uda mu się zaprzyjaźnić z listonoszem czy sklepikarzem. A już wcale nie myślał o tym, że stanie się potencjalnym kandydatem na męża dla wielu samotnych kobiet 😅😁 Oswald zauważa, że wśród tych ludzi, otoczony dobrocią, życzliwością oraz piękną przyrodą czuje się wprost znakomicie. Zaczyna na "nowo" żyć pełnią życia. Odkrywa nawet w sobie talent artysty.... Czy jednak nie za późno? Czy uda mu się wygrać z chorobą? Czy zadziała magia świąt Bożego Narodzenia? Czy Lost River leczy nie tylko duszę ale i wszystkie dolegliwości? Na te wszystkie pytania odpowiedzi znajdziecie w trakcie czytania.
Zacznę od tego, że ta powieść ujęła mnie już od pierwszych zdań 😍. Potrzebowałam takiej ciepłej historii, która otuli mnie swoją magią niczym puchowy szal. Dostałam w tej książce absolutnie wszystko, czego oczekuję od książki świątecznej. 🎄 Piękna historia, która zawiera zarówno przyjemne jak i smutne momenty oraz Boże Narodzenie, które zawsze jest magiczne. Poznajemy też opisy zwierząt i roślin, co sprawia, że ta lektura jest tak kolorowa i pełna różnych barw. Potrzebowałam chwili wytchnienia i relaksu, a ta książka idealnie mi to zapewniła. Do tego stopnia, że jak zaczęłam czytać, to nie mogłam się oderwać aż do momentu, w którym ją skończyłam. Mogę z pełną świadomością stwierdzić, że całkowicie rozumiem fenomen tej lektury. Idealnie wpasowuje się ona w klimat świąteczny i pozwoli nam przyjemnie spędzić ze sobą czas. Jeśli lubicie piękne świąteczne historie, magię Świąt Bożego Narodzenia oraz cuda, ta pozycja będzie dla Was idealna. Ja doskonale się bawiłam podczas czytania. Naładowała mnie pozytywną siłą 😍🎄 Z naładowaną do fula energią, zabiorę sie za czytanie kolejnych książek, a tę wpiszę na listę ulubionych publikacji świątecznych. 😍🎄🎄Jestem absolutnie zachwycona, dlatego z przyjemnością polecam Wam ją gorąco i w pełni zasłużenie przyznaję 10 ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐/10 punktów!!! 😍😍