Nad wyprawą do Stref Poza Czasem zawisło widmo utraty Abaddona. Świadomość, że nie ma nikogo, kto rozpozna Światłość u kresu poszukiwań, odbiera wszelką nadzieję na sens dalszej wędrówki. Nawet waleczna Sereda popada w zwątpienie i rozpacz. Jeśli utracili Daimona na najbardziej bezpiecznym etapie, jakie szanse mają bez niego? W krainie, gdzie niebezpieczeństwa pojawiają się jedno po drugim, gdzie nie można ani na chwilę opuścić gardy, bez opieki największego z wojowników stają się jagniętami wypuszczonymi pomiędzy lwy.
Nadchodzi ostateczny sprawdzian siły wiary.
Dla wszystkich.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2018-11-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 658
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Cała seria „Bramy Światłości” jest jak dla mnie naprawdę dobrą opowieścią, która porusza w sobie wiele ciekawych motywów. Przyjaźń i odwaga, wewnętrzna walka z własnymi demonami, zagłębianie się w odmęty „ludzkiej” psychiki (okazuje się, że nawet mieszkańcy Piekła mają w sobie coś ludzkiego), poszukiwanie prawdy. A mimo wszystko w tej powadze i doskonałych, szczegółowych opisach miejsc, sytuacji czy przemyśleń, nie brakuje elementów humorystycznych i chwytających za serce. Tom 3 jest jak najbardziej satysfakcjonującym zwieńczeniem cyklu, który polecam fanom porządnej fantastyki.
Cała recenzja: bookeaterreality.blogspot.com
Jestem całkowicie usatysfakcjonowana. Wspaniałe zakończenie cyklu. Rzadko mi się zdarza, żeby tom kończący cykl tak ładnie i zadowalająco kończył wszytkie wątki... :-) Wyprawa badawcza wciąż podąża na kraniec znanego świata, za nimi rusza ekipa ratunkowa pod wodzą Asmodeusza, tymczasem w Głębi, Razjel i przyjaciele próbują ukryć nieobecnośc Lucyfera. Ale co tam się dzaiało w tej Głębi to, łooo matko... czytałam niemal bez tchu, popłakałam sie dwa razy, a w zabawnych momentach to prawie z krzesła zleciałam ze smiechu.
Trzeci tom "Bram Światłości" wciąga już od pierwszych stron. Akcja książki rozgrywa się w kilku miejscach. Poznajemy tutaj dalsze losy bohaterów znanych z poprzednich tomów. Ani przez chwilę nie ma tutaj miejsca na nudę. Znów z zaciekawieniem obserwujemy poczynania archaniołów i demonów, którzy starają się chronić Królestwo i Głębię, i z tego powodu muszą stawić czoła bardzo trudnemu zadaniu, które z czasem zaczyna się coraz bardziej komplikować. Wyprawa w Strefy Poza Czasem również nie przebiega łatwo. Mamy tutaj wiele ciekawych wydarzeń, które trzymają w napięciu do samego końca. Książka stanowi bardzo dobrą kontynuację i zachęca do powrotu do niej. Jest to jedna z ciekawszych serii o aniołach i na pewno warta poznania, gdyż można przy niej spędzić miło i ciekawie czas.
Czytając opis "Bram Światłości" nasuwa się pytanie: przez ile kartek można opisywać ekspedycję naukową, choćby i była ona iście "niebiańska"? Maja Lidia Kossakowska pisze o takiej wyprawie przez ponad 1,5 tys stron i moim zdaniem robi to bardzo umiejętnie. Prowadzi nas przez niesamowite wytwory swojej wyobraźni, przez takie krainy i pośród takich stworzeń, których ja sama nigdy bym nie wyśniła. Trzeci - finałowy tom przynosi nam rozwiązanie "problemu" boskiej nieobecności. Jednak wartka akcja, towarzysząca dotąd ekspedycji anielskiej, nieco przywiędła w tym trzecim tomie. Za to zaczęło się dziać w Otchłani - intrygi, spiski i wielkie niebiezpieczeństwo, które zawisło nad głową Archanioła Razjela... Ale żeby poznać szczegóły trzeba sięgnąć po książkę.
“Staliśmy się podobni ludziom. Przestawaliśmu z nimi przez wieku, opiekowaliśmy się nimi, podszeptywaliśmi im dobre naszym zdaniem decyzje i rozwiązania, pilnowaliśmy ich moralności, udzielaliśmy rad, spieszyliśmy z pomocą w potrzebie. [...] To nie my zmieniliśmy ludzi na lepsze, ale oni zmienili nas. [...] Już od dawna nie jesteśmy posłańcami i wykonawcami woli Pana. Samostanowimy o robimy to tak jak ludzie… “
Historia dobiegła końca i szkoda tylko, że aby wybrzmiał sens powyższych słów potrzeba było 3 opasłych tomów, opisów przyrody rodem z “Nad Niemnem”, opisów wewnętrznych przeżyć i antycypacji akcji. Niestety ostatni tom to apogeum irytujących cech. Nawet bohaterowi skapcanieli (zwłaszcza ci z Głębi), stracili charaktery, kłócą się i obrażają jak dzieci. Poziom trzyma jedynie Nefer! To koniec cyklu Anielskie Zastępy. Mam nadzieję, że autorka nie rozmyśli się.
Boże miej litość! Miej nas w swojej opiece! Moc Burzyciela Światów, ocknęła się, zatliła, lecz nie wypełniła potęgą Pana. Nie znalazła ujścia od czasu...
Malaria szepcze do mnie czule, lód w mojej głowie zaraz rozsadzi mózg, czuję jak tyka niewidzialny zegar uzbrojonej bomby. Krwi!!! Korespondenci wojenni...
Ocena: 6, Przeczytałam,
Gdzieś tam jest... Jestem tego pewien. Gdzieś tam w oddali. Gdzieś za wodospadem, który szepcze Ci do ucha, który sprawia, że przestajesz walczyć i po prostu puszczasz skałę, bo tak trzeba, bo dusze Cię potrzebują. Mówię Wam, gdzieś tam jest. Gdzieś za dżunglą otoczoną ostrzami, gdzie myśleć nie można, gdzie trzeba wyrzec się samego siebie. Jeszcze tylko trochę i dotrzemy. Jeszcze tylko rzeka. Wielka i potężna rzeka, ale jak się nie wychylimy, to ją pokonamy. Obiecuję, że to już niedaleko. Jeszcze tylko kilka małych przeszkód, które na pewno pokonamy. Przyrzekam Wam! Tylko ta pustynia. Ta jedna pustynia i będziemy u celu. Dotrzemy i poczujemy to. On tam jest! On tam musi być! A co jeśli to jednak nie On?
Wyprawa pod przywództwem Daimona porusza się wytrwale dalej. Przeżyli zbyt dużo, by pozwolić sobie na powrót. Teraz zostało tylko brnąć dalej w to szaleństwo i dotrzeć do celu, ukrywając przy tym wszystkie swoje tajemnice. W tym samym czasie kolejna wyprawa podąża za Aniołem Zagłady. Zgniły Chłopiec mimo zwątpienia wie, że tylko dogonienie wyprawy Daimona pozwoli mu na utrzymanie ładu w Głębi. Lucyfer musi koniecznie wrócić na tron. Inaczej cały porządek, który tyle lat utrzymali, przestanie istnieć. Czas kupuje mu Razjel, udając że jest Imperatorem Głębi. Ale jak długo Archanioł poradzi sobie w tej roli? Czy jest w ogóle w stanie przejrzeć brudne gry demonów? Czy te wszystkie wydarzenia razem prowadzą do katastrofy?
Po długiej przerwie wracam do jednej z moich ulubionych pisarek, czyli Mai Lidii Kossakowskiej. Z tego co pamiętam, nie miałam jeszcze Wam okazji opowiadać o moim oddaniu względem autorki. Mam za sobą pięć jej książek i każda w tak samo szalony sposób zawładnęła mną i sprawiła, że uwierzyłam w świat, gdzie anioły popełniają błędy, gdzie magia może być sposobem życia, a demon może być z natury dobry. To co robi Pani Kossakowska z wyobraźnią jest wprost nie do opisania. "Bramy Światłości. Tom 3" tylko to potwierdza i to w najbardziej dosadny sposób, jaki tylko można.
Pomysłem na całe uniwersum będę zawsze się zachwycać. W nieskończoność... Ponieważ każdy, kto kocha fantastykę i jest otwarty na nowe ujęcia, powinien go docenić! Motyw aniołów jest wyjątkowo częsty i to w najróżniejszych dziedzinach naszego świata. Wprowadziła go religia chrześcijańska, pozwalając na popisy malarzom, rzeźbiarzom, pisarzom, piosenkarzom i wszystkim możliwym artystom. Jednak przez wieki postrzeganie nieba i piekła poszło w bardzo odmienne strony. W "Zastępach Anielskich" mamy świat, który powstał na podstawie dobrze nam znanego motywu, ale zszokował swoją innowacyjnością, otwartością i przede wszystkim brakiem pokory. Możecie powiedzieć, że mimo to nadal jest to dość popularne w szczególności w fantastyce. Oczywiście, tylko to dalej uniwersum, które zaskakuje czymś niekonwencjonalnym, czymś, co pozornie nie powinno się tam znaleźć, a jednak jest idealnie wkomponowane. Cały tom "Bram Światłości", i mówię w tym momencie o trzech jego częściach, jest dla mnie niepodważalnie najlepszą powieścią o aniołach i demonach. Dlaczego tylko "Bramy Światłości", a nie całe "Zastępy Anielskie"? Jak część z Was wie, niekoniecznie trzymam kolejność tomów, więc tym razem ponownie zaczęłam od końca i będę brnęła do początku.
I teraz pora na kolejny olbrzymi plus całej książki – mowa tu o stylu pisarki. Nie będę udawać. Jest to dla mnie wprost arcydzieło. Język, jakim posługuje się autorka, ma w sobie dosłownie wszystko, co cenię. Pod każdym względem jest dopracowany i nie ma tu miejsca na błędy. Nie ogranicza się do zwykłej opowieści. Maja Kossakowska zadbała o cudowne opisy przyrody, dzięki którym można przenieść się do innej rzeczywistości i poznać miejsca, które na naszej Ziemi nigdy nie występowały i raczej nie będą. Tak naprawdę, gdy czytałam, to po prostu opuściłam nasz świat i przeniosłam się do Stref Poza Czasem. Jednak opisy przyrody same w sobie w pewnym momencie mogłyby zacząć się nudzić, dlatego przeplatają się z opisami psychologicznymi, które są niezwykłą analizą osobowości bohaterów. My nie tylko ich poznajemy, ale rozumiemy ich decyzje, poczynania, wiemy, co ich motywuje do podejmowanych działań, co sprawiło, że są tacy, jacy są... Myślę, że każdy czytelnik znalazłby kogoś, z kim mógłby się utożsamić. A to wszystko jest okryte lekkością pióra sprawiającą, że powieść czyta się bardzo przyjemnie.
"Bramy Światłości" to nie jest taka sobie zwykła opowiastka fantasy, jakich jest wiele. To opowieść dająca wiele do myślenia. Ona w subtelny sposób zmusza nas do szczegółowej analizy własnych myśli, dążeń i pragnień. Nie daje możliwości do wymówek, ale nie pozwala też na rozpacz. Pokazuje prawdę o nas samych i wspiera nas w spotkaniu z nią. Poza tym jest pełna mocnych i bardzo zaskakujących zwrotów akcji, gdzie nie ma miejsca na przewidywalne wydarzenia. Należy się przygotować do wszystkiego, a na końcu i tak zostaniemy czymś zszokowani. Sprawi, że staniemy się studnią emocjonalną.
Kreacja bohaterów to kolejny aspekt, nad którym mogłabym się rozpływać przez następne setki zdań. To cała gama najróżniejszych charakterów, gdzie każdy jest inny i w stu procentach dopracowany. Tu nie ma miejsca na miałkie osobowości. Każda postać ma swoją własną historię, cechy osobowości, dążenia, pragnienia, wady i zalety. Na pewno na pierwszy plan idzie ubóstwiany przeze mnie Daimon. Anioł Zagłady jest tak bardzo dobitnie ludzki. Króluje w nim dobroć, ale przy tym bierze górę nad nim emocjonalność. Jak się cieszy, to na całego. Jak wścieka się, to również się nie ogranicza. Pozostaje sobą i nigdy nie stara się udawać kogoś innego. Mówi to, co myśli, robi to, co musi i przede wszystkim chce. Jednak jak miałabym wybrać postać, którą najbardziej lubię ze wszystkich, to stanowczo byłby to Lucyfer. Według mnie nie da się go nie lubić. On jest tak szalony, posiada tak wiele energii, że po prostu zaraża nią wszystkich wokół. Przy tym jest Imperatorem Głębi, czyli najpotężniejszym demonem w Otchłani, upadłym ulubieńcem Boga. Dlatego powinien być zły... Tymczasem posiada w sobie wiele ukrytej empatii. Same archanioły powinny brać z niego przykład. Pozostaje jeszcze Razjel, czyli dobry archanioł, który musiał się zmierzyć ze światem obłudy, grzechu i cierpienia. Zastanawiająco dobrze się przystosowuje, mimo to pozostaje nadal tym dobrym aniołkiem, który widzi dobro we wszystkich i jest w stanie walczyć z prawdziwym złem. A! I oczywiście pojawia się też widmokot, czyli kochany Nefer. W tym momencie schylam głowę do pisarki, ponieważ pomysł na tego bohatera i jego wykonanie są godne najwyższego, literackiego szacunku.
"Bramy Światłości" są genialną fantastyką, którą polecę każdemu fanowi tego gatunku z zapewnieniem, że się nie zawiedzie, ale również tym co jednak unikają magii i całej tej otoczki. To powieść z najwyższego szczebla literatury, która dogłębnie mnie poruszyła. Przywiązałam się całym sercem do bohaterów, dlatego bez zastanowienia sięgnę po pierwsze tomy "Zastępów Anielskich", by móc powrócić do mojego ukochanego świata. Nawet nie wiecie, jak w tej chwili się cieszę, że to nie koniec mojej przygody z Daimonem i innymi. Już nie mogę się doczekać, czym tym razem zostanę zaskoczona.