David Lisey wierzy w miłość.
Yara Philips wierzy tylko w złamane serca.
On jest utalentowanym muzykiem bez lirycznej inspiracji. Potrzebuje muzy.
Ona to wędrowna bogini. Spotyka mężczyzn, którzy jej potrzebują, ale tylko do momentu, kiedy złapią od niej wiatr natchnienia. Dlatego nigdy nie pozostaje w jednym miejscu przez zbyt długi czas.
David od pierwszego spojrzenia wie, że znalazł, czego szukał.
Yara wierzy, że może dać Davidowi dokładnie to, czego on potrzebuje, aby osiągnąć swój pełny potencjał: złamane serce.
Żadne z nich nie chce się poddać, ale wiara zawsze wymaga poświęcenia.
Miłość to religia.
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2018-06-20
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Atheists Who Kneel and Pray
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Coraz częściej wydaje mi się, że niepotrzebnie rozpoczynałam swoją przygodę z książkami Tarryn Fisher od Margo. Ta książka tak mocno uświadomiła mnie w przekonaniu, że Fisher pisze tylko i wyłącznie psychodeliczne i nienormalne historie, że sięgając po każdą kolejną liczę na coś w tym stylu. Niestety, żadna inna powieść tej autorki nie wywarła na mnie aż takiego wrażenia, aczkolwiek nie oznacza to, że są one złe i należy je z góry odrzucić. Mimo wszystko pojawia się w nich pewna degeneracja bohaterów i nie inaczej jest w przypadku Boginii niewiary.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ta historia będzie w ogromnym stopniu romansem, czyli gatunkiem, po który sięgam raczej niechętnie i naprawdę rzadko. Jednak romans w wykonaniu Fisher? To mogło być niszczycielskie i po części na to liczyłam, dlatego właśnie postanowiłam się jednak skusić i zapoznać się z historią Yary i Davida. Jednak już z początku zostałam nieco zbita z pantałyku i odniosłam wrażenie, że się z tą książką nie polubimy… Sposób, w jaki David i Yara się poznali może nie jest czymś wybitnie niemożliwym, bo takie rzeczy są na porządku dziennym, jednak wymiana zdań, jaka między nimi miała miejsce wydała mi się być wymuszona, napisana na siłę, jakby autorka nie miała pomysłu, jak zacząć. Choć można na to również spojrzeć z innej perspektywy… może właśnie miało to być takie nagłe i chaotyczne?
David jest utalentowanym muzykiem, który wszędzie poszukuje inspiracji. Jest nieco zakręcony, ale żyje pełnią życia, zawsze dostrzega w ludziach dobro, stara się nieść zbawienie każdemu, nawet najbardziej potrzebującej i smutnej istocie. W jednej sekundzie potrafi być naprawdę poważny i dojrzały, a w drugiej sypie żartami z rękawa. Choć odbieram go jako lekkoducha, to mimo wszystko facet ma poukładane w głowie i wie, czego chce od życia. Wie, czego szuka. To bardzo dobrze wykreowana postać, podobnie jak Yara, choć jej zachowanie dla wielu osób może być nie do przyjęcia. Yara staje się muzą Davida, podobnie jak i każdego innego artysty, z którym się spotykała. To dziewczyna, która nigdzie nie może zagrzać miejsca, stale się przeprowadza, próbuje zapomnieć o swojej przeszłości, ta jedna stale ją w pewien sposób prześladuje, co znajduje odbicie w jej postępowaniu. Yara rozkochuje w sobie mężczyzn, sama nawet zaczyna czuć się do nich bardziej przywiązana, ale boi się zobowiązań. Gdy okazuje się, że między nią a danym mężczyzną zaczyna się robić poważnie, dziewczyna odchodzi bez słowa wyjaśnienia. Z Davidem miało być inaczej… No właśnie, miało.
Choć początek tej książki nie do końca mnie przekonywał, to jednak bardzo szybko wczułam się w to, co zaoferowała nam tym razem Fisher. Nie da się ukryć, że jest tutaj sporo romansu i to on jest siłą napędową tej powieści, ale mocno widoczne stają się również inne aspekty. Yara walczy tak naprawdę sama ze sobą – to nie w tych facetach tkwi problem, tylko w niej. Musi zrozumieć, że nie warto jest cały czas uciekać, choć ma to w sobie głęboko zakorzenione. Ta młoda kobieta ma wiele do przerobienia, aby zrozumieć, czego tak naprawdę pragnie w życiu i odnaleźć swoje miejsce. Czasem trzeba powrócić do przeszłości, czasami trzeba przestać uciekać. David z kolei to typowy przykład tego, żeby dążyć do celu. Żeby podążać za głosem serca, żeby się nie poddawać i nie rezygnować. Myślę, że z ich historii można się wiele nauczyć – nawet nie tej wspólnej, choć oczywiście niesie ona z sobą równie istotny morał, ale przede wszystkim z tej drogi, którą musieli pokonać sami, bez nikogo.
Muszę przyznać, że ogółem przepadam za stylem Tarryn Fisher. Z jednej strony jest bardzo lekki, ale nie brakuje mu głębi – panuje tutaj takie idealne wyważenie powagi i humoru. Autorka dobrze buduje i rozwija relacje pomiędzy bohaterami, a przede wszystkim genialnie tworzy ich samych. Historia przez nią opowiedziana jest logiczna, Fisher konsekwentnie trzyma się swoich postanowień, choć tak naprawdę nie wiadomo, jak potoczą się dalej losy głównych bohaterów. To nie jest ta pisarka, przy której zawsze można liczyć na szczęśliwe zakończenie, ale mimo wszystko potrafi ona wzbudzić w czytelniku różnego rodzaju emocje.
Powoli przyzwyczajam się do tego, że Tarryn Fisher nie tworzy tylko i wyłącznie psychodelicznych książek, choć i tym razem nie zabrakło tutaj pewnych zaburzeń, jednak były one zaprezentowane zupełnie inaczej niż w Margo. Miłość Yary i Davida jest na swój sposób piękna i urzekająca, a jestem przekonana, że Ci, którzy zaczytują się w romansach, będą zachwyceni sposobem, w jaki Fisher opowiedziała ich historię.
www.bookeaterreality.blogspot.com
Więcej na : http://tygrysica.tumblr.com/ oraz https://www.instagram.com/tygrysicaa/
Po raz pierwszy z twórczością Tarryn Fisher spotkałam się sięgając po serię „Mimo moich win”, która wywarła na mnie tak pozytywne wrażenie, że chciałam natychmiast przeczytać inne książki tej autorki. Pech chciał, że wybór mój padł na „Ciemną stronę. Mud Vein”, czyli moje największe rozczarowanie czytelnicze 2017 roku. Książka ta tak bardzo mnie zniechęciła do twórczości Fisher, że gdy usłyszałam o premierze jej kolejnej powieści skrzywiłam się z niesmakiem i postanowiłam czym prędzej o tym zapomnieć. Los jednak miał inne plany względem mnie i po wielkich „namowach” w końcu skusiłam się na „Boginię niewiary”. Założyłam sobie z góry, że przeczytam tą historię tylko po to by ostatecznie przekonać się co do twórczości oraz kunsztu pisarskiego Tarryn. Dlatego zupełnie nie spodziewałam się, że zostanę oczarowana.
„Kobiety są wszechświatem same w sobie. Czują za dużo, mówią za dużo, chcą za dużo - stanowią przeciwieństwo prostoty.”
Ciężko mi jednak wyjaśnić co tak właściwie sprawiło, że „Bogini niewiary” spodobała mi się tak bardzo. W końcu nie jest to ani wyjątkowa, ani oryginalna historia, którą można wychwalać pod niebiosa. Wręcz przeciwnie! Jest to książka z szalonymi i irytującymi bohaterami, pokręconą fabułą oraz z przesadnie przerysowanymi zachowaniami Yary. A jednak coś nie pozwala się od niej oderwać i to tak bardzo, że każde przymusowe odłożenie tej książki na bok wywołuje złość w czytelniku. To niesamowite, ponieważ do tej pory nigdy nie spotkałam się z czymś takim i naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć.
Należy jednak przyznać, że autorka w bardzo interesujący sposób przedstawiła tutaj zjawisko zazdrości w związku oraz braku pewności siebie. Historia Yary i Davida jest idealnym przykładem na to jak niszczycielską siłę mają te uczucia. Zwłaszcza w sytuacji, gdy jedno z partnerów częściej obcuje z płcią przeciwną. Wtedy nawet w najsilniejszych związkach zdarzają się pęknięcia, przez które zagląda zielonooki potwór i to bez względy na to czy daje się drugiej osobie powodów do zazdrości, czy też nie.
Podsumowując, moim zdaniem Tarryn Fisher powinna zrezygnować z pisania thrillerów na rzecz pokręconych romansów, ponieważ stanowczo lepiej odnajduje się w tego typu literaturze. Co prawda „Bogini niewiary” nie umywa się do trylogii „Mimo moich win”, lecz jest to niezwykle przyjemna lektura, z którą można bardzo mile spędzić czas. Dlatego osobiście gorąco polecam. Zwłaszcza fanom wcześniej wspomnianej trylogii.
Aleksandra
Ps. Zauważyłam, że bardzo wiele osób nie rozumie odniesienia tytułu do fabuły. Otóż prawie pod koniec zostaje napomknięte, że nie chodzi o wiarę w boga, a o wiarę w uczucia i ich siłę.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Bogini niewiary” autorstwa Tarryn Fisher.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuje portalowi czytampierwszy.pl
„Bogini niewiary” Terryn Fisher to nie jest zwykła książka o miłości usłanej różami. To książka o miłości, która jest przepełniona żalem, bólem, rozpaczą, tchórzostwem i zranionym sercem. W tej powieści poznajemy ciemną stronę miłości, jej najmroczniejsze oblicze i jej nieprzewidywalność.
„Boginią niewiary” zostaje okrzyknięta główna bohaterka – Yara – dziwczyna głęboko zraniona, niekochana, samotna, poszukująca swego celu życiowego. Yara ma swoje demony, które nie pozwalają jej zaufać, zbudować prawidłowej relacji partnerskiej, nie dopuszczają do niej miłości. Zaś David to ucieleśnienie romantyka pragnącego stabilizacji, rodziny i prawdziwej, czystej miłości. Ona jest piękną, zranioną muzą dla artystów, a on niepoprawnie romantycznym muzykiem. Czy tych dwoje może połączyć uczucie?
Yara nie wierzy w miłość, nie wierzy w przeznaczenie. Mimo to ma bolesną świadomość, że każdy człowiek pragnie bliskości innej osoby „(…) Dałam się kupić, bo tak naprawdę, każdy z nas pragnie, by ktoś nas chciał…” („Bogini niewiary” T. Fisher, s. 43). Paradoks sam w sobie? Nikt nie powiedział, że kobiety są proste – mogą kochać, jednocześnie nie wierząc w miłość, mogą nienawidzić, jednocześnie pragnąc. „(…) Kobiety są wszechświatami same w sobie. Czują za dużo, mówią za dużo, chcą za dużo – stanowią przeciwieństwo prostoty…” („Bogini niewiary” T. Fisher, s. 31). Mężczyźni zaś z natury są nieustępliwi – walczą o to czego pragną, idą po trupach do celu. „(…) Jest coś takiego w nieustępliwym mężczyźnie, że nie jesteś w stanie go ignorować. Jeśli będzie prosił wystarczająco długo, w końcu opuścisz gardę. Kobiety tego poszukują, tego uporczywego zainteresowania…” („Bogini niewiary” T. Fisher, s. 31).
David jest bardzo nieustępliwy, zakochuje się bez pamięci w Yarze, która nie wierząc w czystą miłość proponuje mu zostanie jego muzą, jednocześnie ostrzega go prze zranionym sercem. Czy David i Yara zjednoczą się? Czy jedno drugiemu złamie serce? Czy miłość okaże się usłana różami, czy też bolesna?
Bohaterzy szybko przekonują się, że miłość nie jest taka jak się wydaje. David dostrzega ból, który za sobą niesie złamane serce, zaś Yara dostrzega ból towarzyszący oddaniu swoje serca. A może to nie serce zostaje oddane drugiej osobie? „(…) Starsi wiedzą, że nie oddaje się serca, lecz umysł. (…). Umysł panuje nad sercem, jednak większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy…” („Bogini niewiary” T. Fisher, s. 197). Takim sposobem dając komuś miłość, oddajemy mu własny umysł, a tym samym serce. Czy człowiek jest w stanie żyć bez własnego serca i umysłu.
„Bogini niewiary” oceniam ostatecznie 9/10. Książka jest naprawdę dobrze napisana, skłania do przemyśleń i refleksji. Jednocześnie niesie za sobą niejedno mocne przesłanie życiowe la czytelnika. Pokazuje głębie uczuć, pokazuje to w jaki sposób przeszłość rzutuje na przyszłość. Traktuje o bólu, cierpieniu, przebaczeniu, miłości i namiętności. Ten jeden minusowy punkcik za to, że w niektórych momentach było trochę nudno – ale było na tyle tego mało, że nie wpływa to na całość odbioru książki. Polecam wszystkim tym, którzy lubią powieści o miłości,, ale tej skomplikowanej, brzydkiej, prawdziwej i realnej.
„Nie jestem taka, za jaką mnie masz. Nie mogę być taka, jakiej mnie potrzebujesz. Muszę wyjechać. Wybacz mi”.
Yara jest wędrowną muzą, która nigdzie nie potrafi zostać na dłużej. Pewnego dnia poznaje Davida, muzyka, który się w niej zakochuje. Dziewczyna początkowo nie chce związku, opiera się zalotom, ale oczywiście w końcu im ulega. I w tym momencie książka zaczyna się sypać.
Początkowo główna bohaterka zyskuje moją sympatię – wydaje się niezależną, pewną siebie kobietą. Jednak im bardziej ją poznaję, tym bardziej jej nie lubię. Bo widzicie, Yara jest przekonana o swojej niesamowitości, uważa się za muzę dla artystów, którzy nie potrafią się pozbierać po tym jak ich opuszcza. Jednocześnie robi z siebie ofiarę, mówi, że wie, że robi źle, ale jednocześnie powinniśmy jej współczuć, bo nie potrafi inaczej. Trudne relacje z matką z dzieciństwa nie tłumaczą jej zachowania. Dziewczyna nie tylko łamie serca mężczyzna, bo w wolnym czasie narzeka też na swoją przyjaciółkę, do której odzywa się tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje. Mamy więc egoistycznego tchórza. Co dalej? Ciężko cokolwiek powiedzieć o Davidzie, poza tym, że jest dobrym człowiekiem, który zakochuje się w Yarze. Ma swój zespół, a dziewczyna zostaje jego inspiracją. W gruncie rzeczy jednak jest postacią bezbarwną, tłem dla problemów głównej bohaterki. O reszcie postaci nie ma co pisać, ponieważ są równie nijacy i niezapadający w pamięć.
To moje kolejne nieudane podejście do twórczości Tarryn Fisher. Autorka ma całkiem lekki styl pisania, ale po raz kolejny przedstawia nam toksyczny związek, w którym ciężko dostrzec jakiekolwiek uczucie. Nie potrafię kibicować postaciom czy chociaż im współczuć. W połowie książki mam już płonną nadzieję, że David ostatecznie da nauczkę Yarze, że może nauczy ją, że inni ludzie też mają uczucia i nie można traktować ich jak mebli, które zostawiamy w mieszkaniu, gdy się z niego wyprowadzamy.
Mam szczerą nadzieję, że książek tej autorki nie czytają młode osoby, których charaktery się jeszcze kształtują, ponieważ jest to opowieść zwyczajnie szkodliwa. Nie pokazuje wcale wybaczenia, siły miłości i wpływu dzieciństwa na kształtowanie charakteru. Przekonuje za to, że możesz okropnie traktować swoich bliskich, a oni i tak zrobią dla ciebie wszystko, bo jesteś przecież taka niesamowita.
Yara Philips jest atrakcyjną młodą kobieta, która nie wierzy w miłość. Na swojej drodze spotyka mężczyzn; głownie artystów którzy ją potrzebują. Ciężka przeszłość, zaważyła na nieumiejętności kochania. Nie potrafi zbudować stałego związku, nie potrafi nigdzie zagrzać dłużej miejsca. Porzuca mężczyzn, a oni pod wpływem złamanego cerca odnoszą sukces. Wierzy, że to jej sprawka, że tego właśnie od niej oczekują. Ze złamane serce to remedium na problemy zawodowe i brak weny.
Kiedy nie potrafi sobie poradzić z problemami ucieka, podróżuje, zwiedza i zawsze pracuje za barem.
David Lisey to młody, a co najważniejsze przystojny muzyk. Dusza romantyka sprawia, że wierzy w miłośc, upaja się nią. Dla niego wszystko jest proste. Jego zespół gra w knajpach bez większych sukcesów. Pewnego dnia idąc ulicą Londynu zagląda przez okno do Pubu i zauważa Yarę. Coś natychmiast każe wejść mu do środka, a on poźniej nie umie przestać myśleć o charakternej barmance.
Wie, że to ta na którą czekał. Dostaje od niej ostrzeżenie, że to spotkanie będzie go dużo kosztować, że nie będzie trwać wiecznie, ale w zamian odniesie sukces.
Pomimo wszystko David chce zaryzykować, może to wrodzona ufność sprawia, że nie wierzy w koniec.
Wydawać by się mogło, że będzie to schematyczny romans. On poznaje ją, zakochuje się, biorą ślub i wszystko jest w porządku.
Nic bardziej mylnego. Obserwując sielankę tej pary, mamy w głowie, że przecież Yara obiecała Dawidowi złamane serce. Z twardej i butnej kobiety, zmienia się w niepewną siebie dziewczynę, która wszędzie widzi zagrożenie. Wszystko jest w porządku dopóki nie pojawia się ta trzecia (jakżeby inaczej) . Nieuporządkowany styl życia Davida, jego beztroska przerażają naszą bohaterkę. Do tego dochodzi świadomość, że w pobliżu kręci się inna kobieta. Yara targana emocjami, niepewnością i zazdrością, którą podsycają niespodziewane i nie do końca wyjaśnione sytuacje znika. Zespół Davida odnosi sukces, w radiu puszczane są ich piosenki. Dla Yary emanują nienawiścią w stosunku do niej- w sumie zrobiła to co obiecała. Złamała mu serce, a on odniósł sukces.
Tę parę poznajemy już jakiś czas po rozstaniu. Yara dostaje maila z prośbą o spotkanie. Podejrzewa, że chodzi o uregulowanie spraw rozwodowych, ale czy na pewno?
Nie znam innych książek autorki i ta dla mnie jest zaskoczeniem. Napisana w sposób przystępny, nieźle zbudowane napięcie wciąga na kilka godzin.
Dobrze zbudowane dialogi. Całkiem przyjemnie postacie. Denerwowała mnie trochę ta infantylność w zachowaniu Yary- jak z fajnej babki zmieniła się w przerażoną nastolatkę.
O Davidzie w zasadzie wiemy niewiele.
Osobiście polecam. Fajna, miła oku lektura na wakacje. Aktualnie czyta ją moja koleżanka i stwierdza, że ją mocno wciągnęła- wiec nie jest to moje odosobnione zdanie.
Z przyjemnością sięgnę po inne utwory autorki.
Yara nie wierzy w miłość. W jej życiu było wielu mężczyzn, ale nigdy nie połączyło jej z nimi to uczucie. Dziewczyna przyciągała artystów, była dla nich muzą. Kiedy na jej drodze stanął David coś się zmieniło. Muzyk odnalazł w niej nie tylko inspirację, ale przede wszystkim osobę, z którą chciałby spędzić życie. Choć Yara początkowo nie traktuje tego poważnie, musi przyznać, że David jest dla nim kimś więcej, niż wszyscy, których spotkała dotychczas.
Główna bohaterka nie miała łatwego dzieciństwa, nie doświadczyła miłości, nie wiedziała jak sobie z nią poradzić. Wolała więc jej unikać. Może tak rzeczywiście było łatwiej? Z Davidem była szczęśliwa, ale wtedy w jej życiu pojawiło się nowe uczucie - zazdrość... Choć Yara doskonale wiedziała z czym będzie musiała się mierzyć godząc się na związek z muzykiem i choć nie była do tego przekonana - zaryzykowała. Jednak nie potrafiła zaufać, uwierzyć. I przyniosło to tragiczne skutki. Zazdrość to uczucie, które niszczy - "Bogini niewiary" jest tego doskonałym przykładem.
To książka zupełnie nie w stylu Tarryn Fisher, jaką znałam do tej pory. Romans. Ale jak przystało na autorkę - dość nietypowy. Uczucie między Davidem i Yarą było naprawdę specyficzne, szczególnie ze strony dziewczyny. Chłopak był do niego przekonany, ale ona? Z jeden strony chciała być z Davidem, z drugiej nie wierzyła w miłość. Od początku zapowiadała, że nie chce tworzyć trwałego związku - a jednak się zgodziła. Czy to nie dziwne? Bohaterka denerwowała mnie swoim zachowaniem, zupełnie nie rozumiałam jej postępowania. W jednym momencie przypominała mi mnie samą, aby zaraz temu zupełnie zaprzeczyć. Miałam wrażenie, że jej charakter zmienia się pod wpływem sytuacji. Natomiast Davida polubiłam w miarę szybko. Był nietypowy, czuły, pewny siebie. Wiedział czego pragnie. Ale niestety w pewnym momencie i jego przestałam darzyć sympatią.
Tarryn nie wprowadziła nas w tajniki dotychczasowego życia bohaterów. Znaliśmy pojedyncze fakty. Cała powieść opierała się na uczuciu między Davidem i Yarą, autorka ograniczyła się w tym przypadku do minimum. Czy to dobrze, czy źle? Nie wiem. Osobiście bardzo lubię lepiej poznać bohaterów, z którymi spędzę kilka godzin. A tu wydawali mi się oni bez wyrazu. Brakowało mi szerszego spojrzenia na całą sytuację. Znając ich wcześniejsze przeżycia dokładniej, nie skupiając się wyłącznie na wątku ich uczucia - być może odebrałabym tę powieść lepiej.
Przez większą część akcja toczyła się bardzo wolno. Nie działo się nic nadzwyczajnego, czytałam, czytałam, czytałam... I nie mogę powiedzieć, aby książka mnie porwała. Była w porządku. Zakończenie wywołało we mnie wiele uczuć, za co bardzo autorce dziękuję, ale poza tym? Nie przywiązałam się szczególnie do bohaterów, nie wciągnęłam. Ale mimo to czytało się ją bardzo przyjemnie. Lubię styl, język, jakim posługuje się Tarryn. Mimo, że fabuła mnie nie przekonała, przeczytałam książkę sprawnie i uważam czas na nią poświęcony za przyjemny.
Poznanie nowej odsłony Tarryn Fisher było ciekawym doświadczeniem i na pewno nie żałuję tego wyboru. Ale co tu dużo mówić - znając jej thrillery liczyłam na więcej. Słyszałam kilka bardzo pozytywnych opinii o książce, dlatego zawiesiłam wysoko poprzeczkę moich oczekiwań. Liczyłam na więcej emocji, lepiej scharakteryzowanych bohaterów i więcej oryginalności.
Okładka tej książki przypadła mi do gustu, nawet bardzo. Biała pościel i ciemne glany w kwiatki. Podobają mi się. :D Ogólnie fajna czcionka, kolorystyka. Ta okładka naprawdę mocno mi się podoba i cieszę się, że zasili moją biblioteczkę. Grzbiet również jest cudowny. <3 Tak, sroka okładkowa się we mnie włączyła.
Lektura posiada skrzydełka, które stanowią dodatkową ochronę przed uszkodzeniami mechanicznymi. Na jednym z nich zobaczymy inne powieści autorki, a na drugim słów kilka o samej pisarce.
Czcionka jest dość duża, dzięki czemu czyta się wygodnie i szybko. Zachowane są również odstępy między wersami i marginesy. Literówek nie zauważyłam.
Zaskoczył mnie fajny podział książki, myślę, że i Wam się spodoba. ;)
Tarryn Fisher jest mi dość dobrze znana. Przeczytałam bodajże jej pięć książek, z czego część była kiepska, średnia i całkiem dobra. Finalnie ta, o której dziś piszę niemal równa się z Margo, więc trafiła na tą dobrą stronę.
Lubię pióro autorki, ponieważ pisze niebywale lekko i przyjemnie. Owszem, na początku miałam problem z czytaniem, bo tak jakoś nie bardzo mnie zainteresowała tym, co napisała, ale po pewnym momencie zaczęłam czytać jak szalona i teraz żałuję, że to koniec, bo jeszcze bym poczytała o perypetiach głównych bohaterów.
Zdecydowanie polecam pióro tej pisarki już teraz, bo uważam, że się nie zawiedziecie. I ja będę miło wspominać kolejną podróż po świecie z Tarryn Fisher. :)
David i Yara - dwójka głównych bohaterów, którzy kompletnie przypadli mi do gustu. Nie spodziewałam się tak świetnie dopracowanych postaci, którzy różnili się od siebie, a mimo to ich polubiłam.
On jest muzykiem - co wiemy z opisu. Ona jest muzą. Może brzmieć banalnie, prawda? Ale Tarryn wymyśliła dla nich historię, której nie spotkacie w żadnej innej powieści. Ich los jest naprawdę interesujący, a wydarzenia, które na nich czekają za rogiem, nie zawsze są dobre... Mimo to i tak lubię ich razem i z osobna, za niepowtarzalny charakter, za to, że są sobą i nie udają nikogo innego. Wydawali mi się żywi, tacy, jakich moglibyśmy spotkać w naszym życiu.
Reasumując jak dla mnie bohaterowie są mocną stroną tej lektury. :)
Emocje - czegoś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Nie sądziłam, że Bogini niewiary da mi tyle różnych uczuć, że do tej pory, siedząc przed komputerem i pisząc tę recenzję nie mogę w to uwierzyć. Czuję, jak schodzi ze mnie całe to napięcie, które było wyczuwalnie między Davidem a Yarą. To niesamowite doświadczenie sprawiło, że uświadomiłam sobie, jak tęskniłam za piórem autorki i ogólnie za dobrymi, naprawdę dobrymi lekturami w ostatnim czasie. (Tak, niebawem otoczy Was ciąg kiepskich recenzji lektur na blogu, więc zaopatrzcie się w silną wole, by czytać je do końca.)
Niejednokrotnie czułam złość, irytację, a czasami powolny uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. To wszystko dzięki żywym postaciom, które ubarwiły całą fabułę, która...
Jak dla mnie jest oryginalna. Może pomysł muzyka i muzy jest przereklamowany, ale cała dalsza fabuła, wątki są tak interesuję, że jak już wpadłam w ciąg czytania, to ciężko było mi się od niej oderwać. Akcja również jest. Wszystko sobie idzie powoli do przodu, gdy spada na nas wiadro z lodowatą wodą. Budzi nas i zaprasza na maraton za bohaterami, którzy zamiast nadal być sobą, chcą ratować się przed czymś, co niby nieuniknione, a jednak są ślepi na swoje uczucia i tak dalej. Dlatego uważam, że ta książka jest naprawdę dobra. Tarryn Fisher dała z siebie wszystko i uważam, że wykorzystała potencjał na dwieście procent.
Reasumując uważam, że ta książka jest jedną z lepszych, które przeczytałam w tym roku i z pewnością szybko nie wymknie mi się z głowy. Pióro autorki jest przyjemne i proste, lekkość jest wręcz zadziwiająca tym bardziej, że jesteśmy w stanie poczuć to, co czują bohaterowie. Pomimo kiepskiego początku, całokształt uważam, że jest świetny i cieszę się ogromnie, że mogłam poznać tę jakże prawdziwą historię, bo uważam, że takie rzeczy się zdarzają.
Komu polecam? Wszystkim, którzy lubią książki Fisher, ewentualnie tym, którzy jeszcze nie mieli z nią do czynienia. To będzie dobre pierwsze spotkanie, uwierzcie mi.
W dodatku spisze się rewelacyjnie na wakacyjne popołudnia czy wieczory. Jest idealna! Ja polecam!
Tarryn Fischer zabrała się za romans... Zamówiłam tę książkę z ciekawości, ponieważ lubię twórczość autorki (szczególnie ,,Margo"), jednak po jej lekturze żałuję, że to zrobiłam. Jak to mówi klasyk ,,jak raz się coś zobaczyło to się tego nie odzobaczy", w tym przypadku ,,nie odczyta".
Fabuła kręci się wokół dwójki zupełnie różnych ludzi: Yary i Davida. Ona to barmanka szukająca swojego miejsca na ziemi, nie wierząca w miłość i uważająca się za muzę artystów, którym złamie serca; on to wokalista rockowego zespołu szukający seksu bez zobowiązań. Poznają się w barze, bohaterka im mniej dostępną gra tym bohater bardziej ją pożąda.
Czytałam mnóstwo romansów, jednak ten to pomyłka totalna.
Jeszcze nigdy żadna bohaterka ( no może oprócz Tess z After) tak mnie nie zirytowała! Fisher wykreowała tak pustą, narcystyczną, męczącą i zapatrzoną w siebie postać, że aż czuję się zniesmaczona. Dramat! Niezdecydowanie Yary to jej drugie imię: niby kocha Davida, a mimo to ucieka od niego. Sceny zazdrości w jej wykonaniu to żenada.
To co w małym stopniu ratuje książkę to David - podziwiam go za cierpliwość bo ja na jego miejscu dawno odpuściłabym starania o uwagę i miłość bohaterki. Jego postać jest interesująca. Niestety nic lepszego nie da się o nim powiedzieć.
Mam wrażenie, że autorka pisała tę powieść na kolanie. Dialogi są płytkie i na poziomie gimnazjum. Fabuła kręci się wokół rozstań i powrotów głównych bohaterów. A scena w aucie na początku ,,Bogini niewiary" ... ja się pytam co to było? Byłam tak zniesmaczona i zażenowana tym opisem, że chciałam odłożyć książkę i o niej zapomnieć. Jednak mój wewnętrzny hejter mi na to nie pozwolił. Ta książka kompletnie mi się nie podobała. Nie ma w niej nic nowatorskiego. Wiecie są takie książki, które mimo utartego schematu czyta się z przyjemnością, niestety pozycja od Tarrym Fisher do nich nie należy.
Po tytule i opisie na okładce myślałam, że może autorka pokusi się o romans z wątkiem religijnym. Niestety zawiodłam się.
Podsumowując: romanse to zdecydowanie nie działka Tarryn Fisher.
Nie polecam.
Ile złych wyborów dokonasz w drodze do szczęścia?
Tarryn Fisher, jest jedną z moich ulubionych autorek odkrytych w 2017 roku. Do tej pory twórczość autorki poznałam od strony thrillerów tj. "Bad mommy. Zła mama" czy też "Margo." Książki podobały mi się, więc bardzo chętnie przeczytałam "Bogini niewiary...". Nie czytając opisu z okładki sięgnęłam po lekturę. Jeśli jesteście ciekawi, mojej opinii, zapraszam do przeczytania dalszej części opinii.
Yara Philips - 25 letnia kobieta, uciekająca od swojej przeszłości. Dziewczyna nie wierzy miłość, ma pod tym względem spore kompleksy. A tak naprawdę postać ta przyciąga masę facetów, szczególnie artystów. Jest dla nich jak muza, pomaga w rozwijaniu talentów i zainteresowań. A co najciekawsze bohaterka wypełnia swoją misję względem adoratorów, po czym odchodzi...Pewnego razu tytułowa bogini niewiary poznaje Davida - przystojnego muzyka. Stopniowo rozwija się relacja między głównymi postaciami. A ich historia to nietypowy romans.
Z jednej strony twardo stąpająca po ziemi kobieta, nie bojąca się nowych wyzwań, a z drugiej krucha istota, niewierząca w miłość. Czytając, czułam się zdumiona jak to możliwe, że główna bohaterka ucieka od własnego szczęścia. Jak można podejmować tak głupie, irracjonalne decyzje. Ciekawiło mnie czy w końcu Yara się ogarnie i zawalczy o siebie. Częściowo bohaterkę polubiłam, szczególnie za odwagę, w związku z odcięciem się od przeszłości. Jednakże jej własne poczucie wartości i to jak traktuje facetów, delikatnie mnie denerwowało.
Z kolei David, przystojny muzyk (mam słabość do nich). Wiele zrobiłby dla Yary, widać jego ogromne zaangażowanie w ich związek. Dąży do celów, nie poddaje się przy trudnościach. Facet ideał, którego nie jedna by chciała. Jak dla mnie świetnie wykreowana postać.
Postacie są mocną stroną książki, mimo że Yara irytuje. Wokół życia głównych bohaterów opiera się cała fabuła. Treść nie jest przesłodzona, przez co książkę dobrze się czyta. Na dodatek historię poznajemy z perspektywy tytułowej bohaterki w narracji pierwszoosobowej. Aczkolwiek autorka zastosowała też taki trik, że kilka rozdziałów widzimy oczami Davida. Poza tym w lekturze występuję kilka niespodzianek, ubarwiających całość.
"Bogini niewiary" to taka lekka opowieść, idealna podczas wakacji! Lekka, niezobowiązująca lektura, który umili letnie, ciepłe dni!
Za możliwość przeczytania książki dziękuje portalowi Czytampierwszy.pl
I ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ…
Książek o prawdziwej, jedynej i wielkiej miłości napisano już setki tysięcy. Albo więcej. I tu od razu nastąpi dygresja – nie czytam książek o miłości. Nie interesują mnie. Nie bawi mnie czytanie o cudzych zakochaniach. I te szczęśliwe zakończenia… Od czasu, kiedy po raz pierwszy przeczytałam „Przeminęło z wiatrem” uważam, że książki o miłości powinny się kończyć właśnie tak: jedno odchodzi, drugie zostaje z tym całym bałaganem dokoła. Dlaczego więc sięgnęłam po „Boginię niewiary”? Bo napisała ją Tarryn Fisher, a w stosunku do tej autorki mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony uwielbiam „Margo”, z drugiej jest „Ciemna strona”, której z wielkiej irytacji nie skończyłam do dzisiaj. Ergo: trzeba przeczytać coś jeszcze, by się raz na zawsze ustosunkować. Czytajmy więc.
Yara Philips jest uzależniona od zmiany miejsca. A może od nowych początków. A może od jednego i drugiego. Po prostu zmienia adres, ulicę, miasto, ale nie rodzaj pracy. Z reguły stoi za barem i miesza drinki. I za barem właśnie poznaje Jego. David Lisey ma gitarę i śpiewa w zespole, co akurat w Seattle nikogo specjalnie nie dziwi. David ma normalną rodzinę, stałe miejsce zamieszkania i nie do końca wierzy, że to co robi ma ręce i nogi. Jej życie jest za burzliwe i zamaszyste, jego za nudne i za spokojne. Do czasu, kiedy David wyjmie Yarze drzazgę z palca. Tak to się zaczęło, bo każda historia ma jakiś tam początek, a historie o miłości mają początek jeszcze bardziej… początkowy. Yara zostaje muzą, obsesją i wielką miłością Davida. David zostaje kotwicą, przystanią i zatoką Yary. Oczywiście do czasu, bo historie o wielkiej miłości muszą się toczyć zgodnie z regułami. Po wielkim Początku następuje nudna Sielanka, nad którą gromadzą się chmury Wielkiej Burzy (albo też tornada, bo te z reguły noszą żeńskie imiona…). Można uznać, że spoleruję ile wlezie, ale kto przeczytał kiedykolwiek jakąś powieść o miłości, może uznać, że przeczytał już wszystkie. Zmieniają się tylko miejsca, imiona i autorzy.
Przejdźmy może dalej, bo opowiadanie fabuły historii miłosnej jest jak nauka gotowania jajek na twardo – zero szału, wszyscy to wiedzą, widzieli i potrafią. Powtórzę się: nie lubię historii o miłości. Ale ta mnie czymś ujęła. Przeczytałam „Boginię niewiary” zaskakująco szybko, nie irytując się na głupotę bohaterów ani na miałkość dialogów. Lepiej: zdążyłam polubić tę dwójkę wariatów, bo zarówno David, jak i Yara mają w sobie szaleństwo, sporą dozę wariactwa, której zazwyczaj brakuje mi w książkach „bardzo na serio”. Może i popełniają głupie błędy, może i zaciskają zęby z zazdrości i nie potrafią ze sobą rozmawiać, ale są w tej nieporadności bardziej ludzcy niż wydumani i papierowi. Są tak prawdziwi, że każdy z nas znalazłby w każdym z nich po trochę siebie; swojego charakteru, błędów, niedoskonałości, kompleksów. W tej książce, jak w życiu, ktoś kocha mocniej, ktoś dłużej szuka, ktoś czuje się od kogoś gorszy, ktoś kogoś rani chociaż nie chce… Ktoś spotyka kogoś, a potem kogoś zostawia, żeby znowu wrócić. Banał. Ale zaskakująco dobrze napisany. Jak na banał.
„Bogini niewiary” Tarryn Fisher jest książką idealną na lato. Odpowiednio dużo w niej miłości, łez, rozstań i powrotów, żeby zapewnić czytelniczce (faceci raczej po to nie sięgną, obstawiam) całkiem miłe spędzenie czasu. Lato, kocyk na trawie, truskawki, zapach róż i powojników, urlop albo chociaż sobotnie popołudnie i nowa Fisher. Historia o miłości z dobrym zakończeniem. Nuda i banał, historia przemielona tysiące razy, ale na lato się nada. Bo trudno jest nie polubić dziewczyny uzależnionej od nowych miast i chłopaka uzależnionego od dziewczyny… Jest lekko, miło i przyjemnie. Jak to latem. Jak to o miłości.
Więcej ciekawych książek na portalu czytam pierwszy.pl
Każda religia ma swoje zasady. Tak samo jest z miłością.
Yara Philips to młoda i niezwykle piękna kobieta, która jest muzą dla swoich partnerów i jednocześnie pełni rolę wędrowcy. Ze względu na urodę ma dość spore powodzenie wśród facetów, jednak spotyka się ona wyłącznie z artystami. I tutaj zaczyna się nasze love story, za każdym razem gdy Yara kogoś poznaje jest motywatorem do działania, swoim mężczyznom pozwala ona odzyskać wiarę, po czym z dnia na dzień od nich odchodzi. Jednak pewnego dnia na jej drodze staje David Lisey, który nieco komplikuje sprawę, gdyż już podczas jednego z pierwszych spotkań twierdzi, że zostanie ona jego żoną.
Ta książka wydaje mi się być pełna absurdu. Dzieje się z nią wiele, a sama główna bohaterka zmienia facetów niczym rękawiczki. Daje im motywacji do działania, do samorealizacji, po czym odchodzi. Od tak, bez słowa. Potem jedzie dalej w świat i szuka kolejnego mężczyzny, z który postąci w taki sam sposób.
Z kolei druga postać Davida, faceta, który już na drugim spotkaniu twierdzi, że Yara będzie jego żoną, pomijam fakt, że aktualnie miał dziewczynę. Uznajmy to za drobny i mało istotny szczegół. W końcu to takie normale...
Nie umiem sobie wyrobić jednoznacznej opinii o tej książce, jestem pewna, że będzie miała ona swoich przeciwników, jak i zwolenników. Postać Yary wydaje się być dość infantylna, romans sam w sobie jest dość słabo rozbudowany, a David kreuje się na zakochanego psychopatę. Niektórzy dostrzegą tu spory romantyzm. Jednak we mnie ta książka nie wywarła żadnych znaczących uczuć. Fabuła nic nie wniosła do mojego życia, a postaci w tej książce wydają mi się być lekkomyślne.
Książka opowiada o pięknej młodej kobiecie o imieniu Yara, która żyje według własnych zasad. Wędruje między miastami, a nawet kontynentami, ponieważ nigdzie nie potrafi zostać zbyt długo. Na swej drodze spotyka mężczyzn, którzy czerpią z niej inspirację, a ona łamie im serca...
Oczywiście pewnego dnia spotyka Davida i od początku wie, że on namiesza jej w życiu.
Kiedy zaczynałam czytać tę książkę to spodziewałam się czegoś innego. Jestem tym faktem trochę zawiedziona. Yara to dość oryginalna osoba, która zamiast dać sobie szansę, spróbować wreszcie coś zmienić, ucieka żeby zacząć wszystko od nowa w innym miejscu. Właśnie takim zachowaniem główna bohaterka mnie denerwowała. Zamiast zmierzyć się ze swoimi lękami, obawami ona je pielęgnuje i nie daje sobie szansy na zmianę. Rozumiem, że czuje ciężar odtrącenia, ale wiem też, że wybrany przez nią sposób radzenia sobie z tym nic nie pomoże. David jest natomiast naiwny, jednak podziwiam jego upór.
„Miłość jest wtedy, gdy nie potrafi się kogoś pozbyć. Ktoś wślizguje się w ciebie i zostaje tam na resztę życia…Jak pasożyt…”
Sama książka nie jest zła, poza bohaterami, z którymi się nie polubiłam, na plus na pewno jest orginalny pomysł na fabułe. Troche inny niż oczekiwałam, ale za to nie nudny. Książka jest napisana bardzo łatwym i przyjemnym językiem. Rozdziały są dość krótkie, co bardzo lubię, ponieważ nie muszę przerywać czytania w połowie, tylko zaczynam zawsze od nowego. Bardzo spodobało mi się, że każdy rozdział jest jakoś nazwany.
„…zakochiwałam się niezliczoną ilość razy… zakochiwałam się w każdym mężczyźnie, z którym byłam, ale po prostu wiedziałam, kiedy należy zakończyć związek”.
.
.
.
czytampierwszy.pl
.
.
.
Zapraszam na mój blog :)
Dowiecie się, czy warto sięgnąć po tę powieść :)
http://magicznyswiatksiazki.pl/bogini-niewiary-tarryn-fisher/
Takiej Tarryn Fisher nie znałam i nie spodziewałam się. Oczywiście widziałam komentarze, że to romans, ale logika mówiła, że Fisher na pewno tam "psychologicznie" namiesza. I namieszała, ale nie dokońca tak jakbym przypuszczała.
"Był tylko facetem w czapce, który chciał się ze mną ożenić."
Yara Philips to wolny duch, przenosi się z miejsca na miejsce. Po czasie każde miasto traci smak i jej kolejnym krokiem jest znalezienie nowego. Ucieka też przed stabilizacją i przywiązaniem.
David to niepokorny muzyk, romantyczny i idealizujący uczucia. Pewnego dnia w barze spotyka Yarę. Idealną do bycia jego muzą i Yara o tym wie. Niestety wie też, że bycie muzą polega na krzywdzeniu. To gorzka historia dwojga ludzi, którzy w związek wchodzą z dużym bagażem życiowym.
"Zasługuję na miłość, ale minie jeszcze wiele czasu, zanim to do mnie dotrze."
Jest to jeden z lepszych romansów przeczytanych przeze mnie w tym roku. Świeże spojrzenie na "bad girl", co ostatnio jest wypierane na rzecz "bad boy", bardzo mi się podoba. Czyta się lekko, przyjemnie i mocno zaprząta myśli. Cały czas spędzony nie przy książce, wypełniony był chęcią powrotu do lektury.
" - A kto powiedział, że miłość jest przyjemna?"
Problem odrzucenia w dzieciństwie, który odbija się w dorosłości, został dobrze przedstawiony, narracja z dwóch punktów widzenia, (według mnie duży atut powieści), daje nam obraz całej sytuacji. Powieść bardzo mi się podobała i z chęcią wróce jeszcze do tej książki. Na pewno będę czekać na kolejną romantyczną odsłonę Tarryn Fisher.
Za egzemplarz przedpremierowy i możliwość przeczytania dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
Bogini niewiary. Ateiści, którzy modlą się i klęczą. Jest to najnowsza książka Tarryn Fisher. O autorce słyszałam dużo dobrego, więc z chęcią zabrałam się za tę książkę.
Główną bohaterką jest Yara, która nie zaznała w życiu za dużo miłości. Spotykała się z wieloma artystami dla których była muzą. Gdy tylko w związku zaczynało robić się poważnie, nagle znikała. Yara jest duszą która nie potrafi zagrzać dużo czasu w jednym miejscu. Gdy tylko coś jej się nie podoba, zmienia miejsce zamieszkania. W trakcie swojej wędrówki poznaje Davida, o którym z początku myśli, że jest to tylko kolejny artysta szukający muzy. Nic bardziej mylnego. David szybko zakochuje się w głównej bohaterce i pragnie spędzić z nią resztę życia. Yara mu tego jednak nie ułatwia.
Szczerze mówiąc mam mieszane uczucia co do tej książki. Sięgając po książkę spodziewałam się czegoś trochę innego. Gdy pierwszy raz przeczytałam opis myślałam, że historia będzie zawierała jakieś elementy fantastyki. Zmyliło mnie zdanie „Ona to wędrowna bogini”. A tak naprawdę cała historia skupia się na trudnej miłości Yary i Davida. Nie jest to jednak taki zwyczajny romans. Dużo w nim elementów psychologicznych.
Co do samych bohaterów to można ich polubić. Chociaż nie raz miałam ochotę potrząsnąć Yarą, żeby w końcu otworzyła się na innych. Gdyby wcześniej zrozumiała swoje uczucia zaoszczędziła by sobie i Davidowi wielu cierpień. Oczywiście David też nie jest bez winy. Czasami swoim zachowaniem potęgował tylko wątpliwości swojej ukochanej.
Na uwagę zasługuje również okładka. Nie często zdarza się, żeby polska wersja podobała mi się bardziej niż oryginalna. A tu tak właśnie jest. Buty na okładce (swoją drogą bardzo fajne) mają duże znaczenie w całej historii. Nie zostały one wybrane ot tak bo grafikowi się podobały.
Podsumowując całość oceniam dobrze. Nie było to do końca to czego się spodziewałam, ale nie było też źle. Historię dobrze mi się czytało i zakończenie było zdecydowanie na plus.
Książkę posiadam z portalu czytampierwszy.pl
W Bone jest dom. W domu mieszka dziewczyna. W dziewczynie mieszka ciemność... Margo nie jest jak inne nastolatki. Żyje w ponurym miasteczku...
Jak bardzo możesz się pomylić w ocenie rodziny? Juno, emerytowana terapeutka, pragnęła tylko spokoju i dostatku. Dlatego wybrała Crouchów. Sądziła, że...
Przeczytane:2019-06-26, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2019, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2019,
"Bogini niewiary" piękna nowość opisująca historię miłości która przydarza się pewnie nie jednemu, miłość tak wielka że aż bolesna.
Yara kobieta która zamiast stawić czoła problemom ciągle ucieka w nowe miejsce, ponieważ pracuje w restauracjach to szybko potrafi znaleźć prace w nowym miejscu. Pewnego dnia do restauracji w Seattle wchodzi David początkująca muzyczna gwiazda, pomaga jej wyjąć drzazgę z palca i tak rozpoczyna się ich historia, Yara broni się jak może przed tą miłością ale jest to walka z góry przegrana. "Nieustępliwy. Jest coś takiego w nieustępliwym mężczyźnie, że nie jesteś w stanie go ignorować. Jeśli będzie prosił wystarczająco długo, w końcu opuścisz gardę." Po długich namowach i częstych wizytach Davida, Yara wreszcie idzie na ich koncert. Miłość rozkwita David jest szczęśliwy a Yara wie że kiedyś będzie musiała odejść, wreszcie postanawiają razem zamieszkać i nawet wziąć ślub. "Dlatego kiedy David poprosił mnie o rękę, zdziwiłam się własną odpowiedzią. I nie tylko samym 'tak', ale też entuzjazmem, jaki był właściwy tylko dla dziewczyny, która zawsze marzyła o ślubie". Czy po ślubie był happy end? Jaką role w tym wszystkim odegrała Petra? To wszystko w bardzo emocjonującej lekturze.
Bardzo trudna historia miłości Yara na swój dziwny sposób jest zakochana w Davidzie, ta miłość jest tak ogromna że ona boi się porzucenia i jest zazdrosna o wyjścia Davida z kolegami i za każde dłuższe spojrzenie na inną dziewczynę, szczególnie Petre. Przez ten cały ciężar postanawia zaraz po ślubie uciec od własnego męża.
Pewnie ciężko odnaleźć się w książce osobą które nigdy nie były zakochane bo sobie myślą że jak można uciec od osoby którą się kocha a potem usychać z miłości w samotności ale niestety takie jest prawdziwe życie. Ja jestem książko zafascynowana i na pewno przeczytam ją jeszcze raz.
Miłość zwycięży wszystko, przeczytaj i Ty żeby się o tym przekonać.