Blondynka w Australii

Ocena: 4.25 (8 głosów)

Wombaty, dziobaki, misie koala i kangury. Eukaliptusy, które wybuchają ogniem, bo chcą spłonąć, żeby odrodzić się na nowo. Aborygeńskie czary, inicjacje i pieśni. Pustynie i góry, wielkie miasta i słynna czerwona skała Uluru. W Australii łabędzie nie są białe, tylko czarne. Drzewa nie zrzucają liści, ale zrzucają korę. Nawet rodzynek nie robi się z winogron, tylko z pomidorów, które w dodatku są śliwkami.  Wiedziałam, że to jest niezwykły kraj. Ale to, co odkryłam, okazało się dużo bardziej zdumiewające, fascynujące i intrygujące, niż mogłam sobie wyobrazić.  Prawda o Australii jest brutalna. Pełna magii, sprzeczności i przemocy.

Informacje dodatkowe o Blondynka w Australii:

Wydawnictwo: Burda Książki
Data wydania: 2011-11-23
Kategoria: Podróżnicze
ISBN: 978-83-7596-208-6
Liczba stron: 350

więcej

POLECANA RECENZJA

Kup książkę Blondynka w Australii

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Blondynka w Australii - opinie o książce

Avatar użytkownika - elfijka
elfijka
Przeczytane:2014-01-03, Ocena: 2, Przeczytałam, 52 książki 2014, Mam,
Doszłam do wniosku, że Beatę Pawlikowską powinno się sądzić za marnotrawstwo papieru. Zacznę od tego, że gdy kupowałam tę książkę, cieszyłam się, że stanie obok ,,Blondynki na Tasmanii" u mnie na półce. To znaczy do końca nie wiem z czego tak się cieszyłam, bo przecież już wcześniej zwątpiłam w tę ,,autorkę". Chyba zakup nowej książki (a także promocyjna jej cena) zamroczył mi umysł i znowu się nabrałam. Znowu zainwestowałam w tę niby to podróżniczkę. Powiedzmy sobie jasno - to jest jakaś podróba, a nie podróżniczka z prawdziwego zdarzenia (już sam fakt, że ciągle podkreśla, gdzie nie była, czego nie próbowała, że ona podróżuje, a inni to tylko turyści - powinien nam dać do myślenia). Ta pani nie umie pisać o podróżach. Ta pani umie tylko nabierać ludzi na swoją pisaninę. I trochę mnie to przeraża. Ostatnio pisze o wszystkim i pewnie niedługo wyda jakąś książkę kucharską, bo przecież ona na wszystkim się zna. Wróćmy jednak do Australii. ,,Blondynka w Australii" zawiera w sobie całą ,,Blondynkę na Tasmanii". Jej pierwsza połowa to rzeczona druga książka. Czyli zapłaciłam dwa razy za te same wypociny! A najlepsze jest jeszcze to, że w tej samej książce w części o Australii jest powtórzone (ale ujęte innymi słowami) kilka rzeczy z części o Tasmanii. Czyli w zasadzie trzy razy to samo. Wydawca robi z czytelnika idiotę. Czy on myśli, że ja nie kojarzę, co przeczytałam 200 stron wcześniej? Może jakoś wypadałoby to poprawić, zwłaszcza że korekta chyba też przysypiała nad tą książką. Zapłaciłam za to wszystko i jeszcze za to, że autorka ubzdurała sobie, że jest Leśmianem: ,,Stanęłam. Zamknęłam oczy. Nagle w aksamitnej leśnej ciszy usłyszałam szelest liści potrącanych przez wiatr i rozpryskujące się krople wilgoci. Skrzypiał skrzyp i mszył się zamszowy mech. Drżała srebrzysta akacja, buczały buki, stroszyły się storczyki. Mamrotały paprocie, kucały kocanki (...)." (s. 63). No dobrze, ale co tam się dzieje na tej Tasmanii? ,,Następny niewyobrażalnie wysoki eukaliptus. Wydawał się spieszyć do nieba na spotkanie z aniołami. To dla nich na górze poruszał gałęziami. Dokąd się tak wspinał? Czy chciał osiągnąć więcej niż sąsiednie drzewa? Może tak jak niektórzy ludzie nigdy nie był zadowolony z tego, co już ma, więc wiecznie pragnął więcej i więcej, i więcej, i więcej, a kiedy wyprysnął ponad inne rośliny, nagle odkrył, że tam na samej górze jest zupełnie sam?... Wieczny bieg za doskonałością to wyścig bez końca, ponieważ nie istnieje doskonale skończona doskonałość. To najczęstsza iluzja, jaką ludzie stawiają sobie za cel. Nauczeni w dzieciństwie, że nie liczy się nic oprócz wybitnych osiągnięć, wytresowani w wiecznym ich poszukiwaniu, jako dorośli czują się przegrani. Muszę być najlepszy, muszę być doskonały, nie wolno się pomylić, nie wolno być głupim, wolniejszym i mniej fajnym. Pogardzamy głupimi, sami wpędzając się w szaleństwo udowodniania swojej wartości. (...) Tymczasem prawda znajduje się w prawdzie. Nie ma większej wartości od bycia sobą. Nie ma mądrych i głupich. Są tylko tacy, którzy coś udają i tacy, którzy są sobą. Ci, którzy udają i posługują się kłamstwem, prędzej czy później wyjdą na głupców." (s.64-65). Czyżby te mądrości wyszumiał autorce eukaliptus? Przyznam szczerze, że w dzisiejszych czasach z dostępem do Internetu, ja również mogę napisać podobne dzieło. Kto mi udowodni, że tam nie byłam? W tej książeczce (bo jest to wydanie kieszonkowe, ale musiałabym mieć i tak sporą kieszeń, żeby ją gdzieś wcisnąć) nie ma nawet zdjęć, więc to żaden problem. Jestem po prostu zła na siebie, że jeszcze nie nauczyłam się trzymać od tej kobiety z daleka. Czytając dobre książki podróżnicze, powinno się mieć pewne uczucie błogości. Ten stan, w którym jednocześnie czuje się zazdrość, że mnie tam nie ma, że też bym tam chciała zobaczyć tych ludzi, poznać ich zwyczaje, kulturę. Że może w sumie sprawdzę zaraz stan konta i bilety lotnicze i ruszę przed siebie. Rzucam wszystko i wyruszam na przygodę. Co mamy u Beaty Pawlikowskiej? Na pewno nigdzie mi się nie chce ruszać, a już na pewno nie na drugi koniec świata, skoro tam nie dzieje się nic ciekawego: ,,Podniosłam pierwszą czereśnię. Była wielka jak śliwka, a pod jej cienką ciemnoczerwoną skórką widziałam nabrzmiałe żyłki miąższu. Położyłam ją na języku. Sekunda ekscytującego oczekiwania, a potem... W ustach rozlał mi się słodki, gęsty sok o niezwykłym i wyrazistym smaku. Tasmańska czereśnia była lekko pieprzna, pachniała słodko jak kwiat i uwodziła zmysły. Pełna tajemnic, gorącego słońca i zmagań z gwałtownym wiatrem. Wydawała się też pełna krwi i tego wszystkiego, co zdarzyło się w tasmańskiej historii, tak jakby zamknęła w sobie echa wydarzeń, z których powstało bogactwo jej wnętrza." (s. 74). Ulala, ekscytujące przygody. Ale to nie koniec: ,,Zgodnie z najnowszą teorią fizyki kwantowej najmniejsze cząstki poznane dotychczas we wszechświecie, czyli cząstki elementarne zawierające się w kwarkach i leptonach, które z kolei składają się na elektrony, wcale nie są najmniejsze i nie stanowią końca naszego poznania. Wewnątrz nich znajdują się następne, a w nich jeszcze kolejne, których wciąż nie znamy. Najbardziej zaskakujące jednak jest to, że te najmniejsze cząstki prawdopodobnie wcale nie są tylko materią. Nie są czymś, co istnieje jedynie fizycznie, tak jak odbieramy stół czy książkę. Elementarne cząstki wszechświata są jednocześnie falami świetlnymi, czyli po prostu energią. To znaczy, że być może fizycznie nie istnieją. Jeżeli nie istnieją najmniejsze cząstki, z których złożony jest świat, to mogłoby oznaczać, że wszystko co jest dookoła nas, także składa się wyłącznie z energii, czyli czegoś nienamacalnego, czemu naszym postrzeganiem lub/i wyobraźnią nadajemy kształt." (s. 233-234). Czyli być może wyobraziłam sobie jedynie Beatę Pawlikowską i jej wypociny? Czyli to fizycznie nie istnieje? Nie sądzę. I nadal nie wiem, co to ma wspólnego z Australią. ,,Czy gdybym była pięknym, świetlistym opalem, to wolałabym spoczywać nieodkryta w ciemności przez tysiąc lat, czy być podziwiana przez ludzi na powierzchni ziemi?..." (s. 268). Cóż, opale przynajmniej nie piszą. Co też musi się dziać w głowie autorki, że przychodzą jej do głowy te wszystkie myśli?! Gdybym ja była kartką papieru, nie chciałabym być zapisana pseudofilozoficznymi mądrościami tej autorki. Nie. Nie. Nie! I na deser kolejny intrygujący cytat: ,,Świat ubrał się w metalowobłękitne szarości i zastygł jak płaski placek na skraju wszechświata" (s. 376). Aż boję się myśleć, co to może znaczyć. Z całego tego bełkotu najciekawsze i jedyne godne uwagi są wzmianki o historii Australii oraz wszelkie inne historyczne ciekawostki. Tu autorka nie ma pola do popisu. Nie ma gdzie wcisnąć swoich cudownie głupawych metafor. Wtedy czytelnik nie musi co chwilę wywracać oczami. Nie musi też zgrzytać zębami i pluć sobie w brodę, że zamiast tego dziadostwa, mógł kupić porządniejszą książkę. Nawet wtedy, gdy robi się interesująco, gdy autorka spotyka na swojej drodze kogoś, kto ma coś ważnego do powiedzenia, nie przestaje być ona irytująca. Ciągle wpada komuś w słowo, nieudolnie próbuje odgadnąć, co ten ma do powiedzenia, sama wie wszystko najlepiej. Zadaje pytanie, ale nie czeka na odpowiedź, tylko snuje domysły. Męczy niepotrzebnie rozbudowanymi dialogami, które niczego nie wnoszą. Okropność! Dla Beaty Pawlikowskiej widzę dwie drogi kariery pisarskiej (bo obawiam się, że zbyt dużą frajdę i kasę ma z tego, żeby przestać pisać). Albo niech te swoje metafory, porównania, sny i inne fikcje umieści w jakiejś wymyślonej powieści (tam te brednie nabiorą wartości), albo niech pójdzie w pisanie/tłumaczenie książek historycznych. To, co teraz proponuje ona sama, czyli mieszankę fikcji, historii, relacji z podróży oraz egzystencjalnych przemyśleń, jest dla mnie niedopuszczalne w literaturze podróżniczej spod znaku National Geographic!
Link do opinii
Avatar użytkownika - darr2
darr2
Przeczytane:2013-10-06, Ocena: 5, Przeczytałam, 12 książek 2013,
Podróż do Australii opisana w magiczny, zaskakujący sposób. Nietypowe zdarzenia, zwykła codziennośc a jednak coś innego... Wszystko na opak :)
Link do opinii
Avatar użytkownika - Kamulka84
Kamulka84
Przeczytane:2015-05-02, Ocena: 3, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - KKS
KKS
Przeczytane:2015-04-19, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 ksiązki 2015,
Avatar użytkownika - koral
koral
Przeczytane:2014-02-13, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam,
Avatar użytkownika - Zetka_Siedlce
Zetka_Siedlce
Przeczytane:2014-01-31, Ocena: 5, Przeczytałam, Posiadam,
Avatar użytkownika - ConnieHabitet
ConnieHabitet
Przeczytane:2013-12-11, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam,
Inne książki autora
Szczęśliwe związki
Beata Pawlikowska 0
Okładka ksiązki - Szczęśliwe związki

Kontynuacja bestselleru „Jestem szczęśliwym singlem“. Z tej książki nauczysz się jak być w szczęśliwym związku i znajdziesz odpowiedzi na...

Fotografuję świat
Beata Pawlikowska0
Okładka ksiązki - Fotografuję świat

Jestem łowcą. Zatrzymuję się w świecie i czekam. Widzę chmury wpływające na niebo, aksamitną ciemność z diamentowymi spinkami gwiazd i okręt płynący po...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Zmiana klimatu
Karina Kozikowska-Ulmanen
Zmiana klimatu
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy