Powieść rozmachem i klimatem nieustępująca „Buntowi na Bounty”. Autor przedstawia burzliwe losy bohaterów w ogniu wojny trzydziestoletniej w czasach: kardynała Richelieu, Kartezjusza, Olivera Cromwella i procesów czarownic. Więcej, czytelnik wyruszy na morską wyprawę pełną podstępów, szaleńczej odwagi, honoru i… miłości. Wszystko w otoczeniu nieskrępowanej przygody: lądowych batalii, morskich bitew i wypraw w głąb Czarnego Lądu.
„Australijskie piekło” to napisana z rozmachem epicka opowieść o zdradach, namiętnościach i walce o przywództwo. bookhunter.pl
Klimatyczna, wciągająca w świat siedemnastowiecznych marynarzy opowieść pełna zaskakujących wydarzeń i niesamowicie szczegółowych opisów. nakanapie.pl
Czas zatopić się w tej historii i poczekać, co morze wyrzuci na brzeg: bohaterskie czyny czy gorycz porażki? „Australijskie piekło” ma dla każdego inne oblicze. dużeka.pl
„Australijskie piekło” to marynistyczny mariaż historii z literaturą, popkulturalny ewenement podsycany bryzą ludzkiej niedoli. Polecam! sztukater.pl
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2021-02-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 512
Język oryginału: polski
Na „Australijskie piekło” Radosława Lewandowskiego skusiło mnie tło historyczne jego powieści. I choć jestem miłośniczką dziejów dawnych, to akurat nie tę cechę uważam za największy atut książki.
„Australijskie piekło” opowiada o wyprawie Batavii, statku należącego do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, który na przełomie lat 1628/1629 wyruszył w swój dziewiczy rejs na Jawę. Niestety nigdy tam nie przybił, ponieważ w wyniku knowań niektórych członków załogi zboczył z kursu i tak nieszczęśliwie osiadł na rafie niedaleko zachodnich wybrzeży Australii, że w niedługim czasie zatonął, a wraz z nim jego drogocenny ładunek. Duża część załogi i pasażerów, w tym kobiety i dzieci, ewakuowała się na pobliskie wyspy. Inna część, po bezowocnych poszukiwaniach na archipelagu wody pitnej, zdecydowała się popłynąć na szalupie ratunkowej po pomoc. Zanim jednak dotarli do cywilizacji i wrócili ze wsparciem, wśród rozbitków na wyspie na czoło wysunął się samozwańczy watażka, skrzyknął podległą mu bandę i obwołał się admirałem, a następnie terroryzował i niewolił pozostałych przy życiu, wszelkie objawy nawet drobnego nieposłuszeństwa karząc śmiercią. Niewielu udało się przetrwać. Chyba żadna wyobraźnia nie jest w stanie wymyślić tego, czym uczestników wyprawy zszokowało życie. Tak można by podsumować całość wydarzeń. Niestety, podróż do Nowego Świata, zamiast okazać się bajką, przyniosła ze sobą ohydę dobrze sprawdzoną już na Starym Kontynencie.
Może zacznę od plusów. Radosław Lewandowski ma świetne wyczucie słowa. Jego bohaterowie posługują się soczystym językiem, miejscami stylizowanym na starszy, ale jakby wyłożonym współczesną podszewką, a szorstkie męskie rozmowy poprzerastane są marynarskimi epitetami. Niech „obwisłe cycki meduz” posłużą tu za drobny przykład. Całość jednak nie przybiera wulgarnego wydźwięku, a wręcz przeciwnie jest energicznie krzepka i wpisuje się w potrzebę chwili. Nie brak też chwytliwych wywodów na temat religii i choć to zaledwie XVII w. Lewandowski pozwolił spojrzeć swoim bohaterom na wiele kwestii dotyczących wiary w zadziwiająco aktualny sposób.
Nie inaczej dzieje się z opisami. Zarówno batalistyczne oblężenie Grolle, jak i bitwa morska z hiszpańskim galeonem, a także międzywyspiarskie potyczki wypadają bardzo naturalnie kompozycyjnie. Wydarzenia widzimy nad wyraz dokładnie, dudnią huki wystrzałów, zapach duszącego prochu drażni nam nozdrza i niemal uchylamy się od razów, które za chwilę spadną na naszą głowę, o ile w porę nie zareagujemy. Na lądzie czy na oceanie Lewandowski potrafi dać odpór wrogowi w sposób zdecydowany i plastyczny.
Ponadto „Australijskiemu piekłu” Lewandowski nie poskąpił ilości wydarzeń, czytelnik nie będzie mógł więc narzekać na mnogość scen, tym bardziej że autor upodobał sobie czynami, a nie słowami charakteryzować swoich bohaterów. Tych też tu nie brakuje. Momentami niemal prawie się w nich gubiłam. Żaden z głównych uczestników wyprawy charakterologicznie nie wypada blado. Mogą to być typki spod ciemnej gwiazdy, mogą nie wzbudzać sympatii, a szaleństwo niektórych odstraszać, ale braku wyrazistości nie można im zarzucić.
Oprawa graficzna również zasługuje na pochwałę. Stylizowana mapa z trasą rejsu, czcionka o lekko kaligraficznym kroju jakby tyle co wyszła spod gęsiego pióra oraz delikatna apla z przebijającymi się fragmentami kartografii rozbudzają wyobraźnię, zanim jeszcze zdążymy zatopić się w narrację na dobre.
Do czego więc się doczepię? A no, po pierwsze do tego tła historycznego, które mnie skusiło. Niby jest, ale liczyłam na więcej. Samo uplasowanie akcji w przeszłości i oparcie powieści na prawdziwym wydarzeniu historycznym, to nieco za mało bym mogła powiedzieć, że mój apetyt na dziejowe detale zostanie zaspokojony. Wprawdzie Lewandowski dołożył na zakończenie rozdział o geopolityce, jednak to trochę tak jakby z sernika powyciągać rodzynki i jeść je osobno.
Druga rzecz, której mi było mało, to spoiwo. Jak wspominałam, Lewandowski nie poskąpił na ilości scen, na ilości bohaterów, wydarzeń też jest tu naprawdę sporo. Być może tak mocno skupił się na pierwszym planie, na tym, co najważniejsze, że nieco mniej naświetlił osnowę? Nie umiałam dopatrzyć się między scenami wypełniacza, emocjonalnego spoiwa, porządnego podkładu intrygi i może przez to nie potrafiłam wychwycić napięcia, które powinno przecież ściskać mi żołądek wraz z rozwojem akcji.
Bohaterowie „Australijskiego piekła” to niewątpliwie postaci z krwi i kości, sprawiający wrażenie autentycznych. Jednak Lewandowski, dając im solidną cielesną obudowę, jednocześnie nie zajrzał im zbyt dokładnie pod skórę. Tylko czasami i tylko na chwilę majstruje w ich wnętrzu. Za mało mi było ich emocji i wewnętrznych przemyśleń. Gdy tylko autor zahaczał o ich świat duchowy, równie szybko zaraz robił krok wstecz. A myślę, że w tym obszarze Lewandowski miałby równie wiele istotnych kwestii do powiedzenia, jak w pozostałych. Toż dopiero mogłaby nas ogarnąć trwoga, gdybyśmy poznali myśli zdeprawowanego Kornelisza (pomyleńca, który obwołał się niepodzielnym władcą wyspy i uosabia XVII-wieczną wersję psychopaty terrorysty).
Mimo pewnego niedosytu podczas lektury mogę chyba podsumować, że Radosław Lewandowski podjął wyzwanie stworzenia z „Australijskiego piekła” swoistego marynistycznego widowiska. Na sztormową próbę wystawił w nim nie tyle statek (zatopione kufry ze złotem i inne cenne precjoza warte były fortunę), co przede wszystkim samych bohaterów, którzy w diabelskiej wyprawie stracili umiar, cześć, honor, a inni nawet życie. Los sobie bezceremonialnie zakpił z ich wyobrażeń o sobie, a każąc im poświęcić szczytne ideały, nie dał nic na osłodę, bo przecież wybór między złym a gorszym to z założenia alternatywa tragiczna.
Jako ciekawostkę powiem jeszcze, że „Australijskie piekło” Radosława Lewandowskiego zdobyło główną nagrodę w piątej edycji konkursu literackiego „Brakująca Litera”.
Prawdziwy marynarz za rozcieńczony wodą gin odda bowiem i własne serce. Za nierozcieńczony dołoży kolejne wyrwane z piersi drugiego.
Australijskie piekło Radosława Lewandowskiego opowiada historię statku Batavia, który w XVII wieku wyruszył w stronę Jawy. Niestety w wyniku knowań kapitana Adriana Jakobsza oraz pomocnika chirurga Jeronima Kornelisza statek rozbił się na rafie w pobliżu Australii. Warto tutaj nadmienić, że historia opisana w książce miała miejsce naprawdę.
Na samym początku zapoznajemy się z życiorysem aptekarza Jeronima Kornelisza. W chłopaku od początku siedzi jakieś zło. Pierwsze morderstwo popełnia już w młodości, jednak uwielbienie do zbrodni pojawia się u niego później, gdy umiera jego jedyne dziecko. Z braku środków do życia i ze strachu przed inkwizycją Jeronim zaciąga się na Batavię jako pomocnik chirurga. Szybko zaczyna namawiać kapitana do buntu, w celu przejęcia całkowitej władzy nad statkiem. Kiedy rozbijają się na rafie, zaczyna terroryzować innych rozbitków.
Drugim z bohaterów, których możemy lepiej poznać, jest szeregowy Wiebbe Hayes, który za zasługi w bitwie zostaje awansowany na kaprala i przydzielony na Batavię. Wiebbe jest dobrym człowiekiem, jednak chęć zemsty na wierzycielach rodziny oraz pragnienie zdobycia majątku pchają go w stronę zła. W pewnym momencie będzie musiał wybrać komu wierzyć i, po jakiej stronie się opowiedzieć.
Książka napisana jest jak dziennik opisujący wydarzenia dzień po dniu. Mamy w niej dużo suchych faktów, jednak nie jest ona pozbawiona emocji. Pełno jest w niej opisów złości, nienawiści i pragnienia zemsty. Mamy opisy gwałtów, pijaństwa, przypadkowych śmierci oraz okrutnych mordów. Wszystko to czyta się z przerażeniem lub z obrzydzeniem, ale nigdy z obojętnością. Na szczęście w książce jest też miejsce na kilka lżejszych momentów oraz odrobinę miłości.
Chętnie obejrzałabym adaptację tej książki, lecz za żadne skarby świata nie chciałabym znaleźć się na pokładzie Batavii.
Muszę przyznać, że Australijskie piekło jest jedną z niewielu książek, których nie byłam w stanie przeczytać jednym tchem. Nie chciałam się identyfikować z żadnym z bohaterów, jednak byli tacy, którym życzyłam śmierci! Atmosfera powieści jest tak gęsta, że bałam się czasami przejść dalej. Nie chodzi tutaj o momenty przerażające, ale raczej o ciężkie przeżycia bohaterów. Z każdą stroną przybliżaliśmy się do katastrofy i dało się to wyczuć. Często myślałam o tym, że zaraz stanie się coś strasznego. Wtedy specjalnie robiłam przerwę w czytaniu, aby odwlec ten moment. Nie zdarza mi się to często, więc podziwiam autora, że udało mu tak mocno wpłynąć na moje emocje.
Na końcu książki autor zamieścił streszczenie prawdziwej historii statku oraz wypisał pozycje, z których korzystał, pisząc Australijskie piekło. Jeśli zainteresowały was dzieje feralnego rejsu, to koniecznie sprawdźcie przedstawione tam źródła. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że kartki powieści nie są zupełnie białe. Na każdej stronie znajdują się przepiękne szkice, które wspaniale dodają klimatu.
Książkę Australijskie piekło Radosława Lewandowskiego porównuje się czasem do Buntu na Bounty oraz do Władcy much, faktycznie coś w tym jest. Statek, wyspa, bunt, próba przeżycia oraz zezwierzęcenie ludzi. Jeśli lubicie prawdziwe historie i powieści awanturniczo-przygodowe, przeczytajcie tę książkę koniecznie. Tylko pamiętajcie, że nie będzie to spokojny rejs. Spodziewajcie się prawdziwej przeprawy przez piekło razem z pasażerami Batavii.
Dajcie się porwać przygodzie i razem ze mną wkroczcie na pokład Batavii. Ale ostrzegam! To nie będzie bezpieczna wyprawa. Czy skazani na wiele miesięcy niewygody i nieprzychylne fale dobijemy szczęśliwie do celu...?
Gotowi? Płyniemy!
Na początek cofnijmy się w czasie do XVII wieku, gdzie nowy i piękny okręt zwany Batavia miał wyruszyć w swój pierwszy rejs. Czy to nie brzmi ekscytująco?
Na jego pokładzie, przygotowani do wielomiesiecznej podróży pasażerowie. A wśród pierwszy po Bogu - czyli kapitan statku Adrian Jakobsz.
Na pokładzie zabraknie damskiego towarzystwa, bowiem m.in. piękna Lukrecja van der Mylen wraz ze swoją służącą udaje się w rejs, aby dostać się do swojego męża. Jednak na Batavii znajduje się ktoś jeszcze. Diabeł wcielony pod postacią Jeronima Kornelisza. Człowiek ten, jako pomocnik chirurga wyruszył w podróż. A jego przeszłość, którą poznamy na początku raczej nie wzbudzi sympatii. To tyle jeśli chodzi o dobre wieści...
...rejs ten był skazany na porażkę. Dojdzie do katastrofy, która zapoczątkuje prawdziwe piekło.
Jak wiele człowiek jest w stanie zrobić, aby przetrwać? Komu można zaufać, a kto jest gotowy zdradzić?
Gwałty, morderstwa, podstęp, głód, zdrada... Jest też miłość, a ta z kolei bywa fałszywa...
"Australijskie piekło" to osnuta na faktach powieść, dla której tło stanowiły wydarzenia związane z dziewiczym rejsem holenderskiego statku.
Autor, serwuje nam prawdziwą ucztę historyczną, bowiem bohaterami jego książki są również postaci z przeszłości, członkowie załogi, których dane udało mu się znaleźć m. in. wspomniany już Jeronimus Cornelisz, Lucretia van der Mylen czy Adriaen Jacobsz.
Na końcu książki znajduje się dodatek w postaci tła historycznego, co stanowi idealne uzupełnienie dla tej historii i ciekawą garść faktów, o jakich zapewne niewielu słyszało.
Miałam okazję poznać już styl autora, który z resztą przypadł mi do gustu. Tak więc jego najnowszą powieść czytałam z przyjemnością. Historia, jaką rozpoczyna się książka, porywa nas bez pamięci. A od momentu wpłynięcia Batavii, gwarantuję, że nie odłożymy lektury dopóki nie dowiemy się jak ta wyprawa się skończy. Dzieje się wiele, a jedno wydarzenie napędza kolejne. Trudne warunki sprawiają, że nasi bohaterowie podejmują ryzykowne, odważne a czasem wręcz szalone decyzję. Do czego są w stanie się posunąć? Świetnie przedstawiony charakter człowieka, a dokładnie to jak ulega on zmianie w zależności od tego, na co jesteśmy skazani, narażeni. Radosław Lewandowski niesamowicie ukazał nam, czym w istocie jest wola życia w człowieku, a przykładów znajdziemy tu co nie miara.
Powieść ta jest bardzo klimatyczna. Słownictwo i wyrażenia związane ze statkiem, rejsem pozwalają nam w pełni przenieść się na pokład Batavii.
Niemal czuć w powietrzu słoną wodę!
Autor "Australijskiego piekła" wykonał naprawdę solidny kawał dobrej roboty, mówiąc potocznie, ponieważ odszukanie faktów, dat, postaci historycznych i przedstawienie nam całego tła historycznego to nie lada wyzwanie. Wielki ukłon w stronę Radosława Lewandowskiego.
Jeśli w kręgu Waszych zainteresowań są książki o dalekich i nie do końca bezpiecznych wyprawach, książki w których bohaterowie są naprawdę dopracowani, barwni a przede wszystkim ciekawi to ta pozycja będzie dla Was idealna.
Ja ze swojej strony pragnę serdecznie podziękować za zaufanie i możliwość patronowania tej powieści. Jestem niezwykle dumna ze taka właśnie książka trafiła pod moje skrzydła.
Czytajcie "Australijskie piekło", z czystym sumieniem to najlepsza książka jaką od bardzo bardzo dawna miałam okazję przeczytać.
Za egzemplarz dziękuję Autorowi
Napiszę tak, ogólnie lubię powieści historyczne z elementami...
Na książkę Radosława Lewandowskiego trafiłem pierwszy raz!
Muszę przyznać że się nie zawiodłem ;)
Dla mnie jest to opowieść historyczną, tak realistyczna że wydaje się oparta na faktach..
Opisana w niej historia jest niezwykle wciągająca, a przestawione fakty dają wgląd w to co autor chciał przekazać.
Podsumuje krótko, powieść "Australijskie piekło" czytałem z zapartym tchem i nie mogłem się od niej oderwać!
Gdzie ukryto Świętego Graala wikingów? I czym właściwie jest? Przypadkowo znalezione tropy prowadzą do jednej z islandzkich jaskiń, gdzie wieki temu w...
Europa Północna, X wiek n.e. Szwedzi, Norwegowie i Duńczycy od lat toczą między sobą krwawe wojny o ziemię, bogactwa i honor. Tłem dla pasjonującej...
Przeczytane:2021-02-13, Ocena: 6, Przeczytałam,
Na wstępie chciałam zaznaczyć, że autor wydając tą książkę wykonał kawał morderczej pracy. Tutaj wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Okładka mega wciągająca, dająca nam przeświadczenie o przygodach bohaterów. Wnętrze, chyba nie czytałam ładniejszej wersji tak bestialskiego dzieła:-) Każda strona jest niczym tajemnicza mapa, która zabiera nas do czasów kardynała Richelieu, Kartezjusza, Oliviera Cromwella i czarownic, które nie były mile widziane przez ludność. Tutaj czasy mają swoje prawa i własny styl językowy. Z natchnieniem wczytywałam się w tak zmienny, w zależności od postaci, styl językowy, który autor opanował do perfekcji. Postacie bardzo okrutne, żyjące w zgodzie ze swoją wiarą, lub przeciw niej. O jak ja się cieszyłam, że nie istniałam w tamtych czasach, gdzie za nic istniała kobieca godność. Choroby, które nieporadnie leczone prowadziły do śmierci. Wściekłość na drugiego człowieka i bezwzględność w sposobie jego zgonu. Radość, kiedy podczas mordu gasło życie, a państwo zostawało uwolnione od zbędnych dusz. Nakazy, które kilkakrotnie złamane prowadziły do wyklęcia z rodu. Ileż nienawiści było w tych ludziach, którzy rządni zemsty sami wymierzali sprawiedliwość...
Opis dziewiczego rejsu był dla mnie obezwładniający! Te opis nowiutkiego statku, aż czułam po opuszki palców zapach drewna i tą czystość i świeżość. Ten zachwyt, kiedy mógł wzbić się na łono natury i wyruszyć w pierwszą podróż życia. A zaznaczam, że bohaterowie są tutaj prawdziwi, żyjący na progach historii. Może dlatego z takim przejęciem zagłębiałam się w każdą ze stron, kiedy kontrola statku została przerwana.
Kochani, nie chcę wam zdradzać wszystkich szczegółów, gdyż to, co najważniejsze zostało zawarte na ostatniej stronie książki w opisie. Wojna trzydziestoletnia była najbardziej tragiczną w skutkach. Zginęło tak wielu ludzi, aż normalny człowiek nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Polecam wam tą powieść, choćby po to by zgłębić wiedzę historyczną wykonaną w formie powieści. Zaświadczam, że nikt nie będzie się tutaj nudził.