Trzy kobiety: Dorota, Jagna i Irena. Dorota - mama, wiek 53+. Niezbyt zaradna życiowo, trochę eko, trochę hippie, bałaganiara. Jagna - córka, wiek 27+, bardzo zaradna pracowniczka korporacji. Mieszka sama, a właściwie z wielkim ślimakiem. Irena - ,,babka". Przyszywana ciotka Doroty. Świeża wdowa. Krynica rozsądku, by nie powiedzieć mądrości. Jagna odnosi sukcesy zawodowe, jednak dla matki nie są one sukcesami, tylko zgodą na korporacyjne zniewolenie. Wolałaby, żeby córka wyszła wreszcie za mąż. Jagna źle znosi brak akceptacji, ale domyśla się, że prawdziwa przyczyna konfliktu tkwi głębiej. I ma rację. Jagna nie jest pierwszym dzieckiem Doroty, wcześniej był chłopiec, który zmarł ,,śmiercią łóżeczkową". Matka nigdy się z tym nie pogodziła. A Jagna nigdy nie dowiedziała się, że miała brata. O porozumienie tym trudniej, że Dorota zmaga się z menopauzą, podejrzewa męża o zdradę, a każda sprzeczka z córka urasta w jej oczach do rangi katastrofy, zaś Jagnie coraz bardziej doskwiera samotność. Kobiety oddalają się od siebie, w końcu Jagna postanawia odciąć się od toksycznej matki. Wtedy wkracza Irena: Dorota musi dojść ze sobą do ładu. ,,Pochować" synka i naprawdę pokochać córkę. Czy będzie miała dość siły, by to zrobić?
"Irena" to powieść błyskotliwa i przejmująca. Debiut duetu Kalicińska & Grabowska wypada znakomicie.
Basia Grabowska urodziła się w grudniu 1982 roku jako zodiakalny Strzelec. Kiedy poszła na marketing i zarządzanie, ludzie załamywali ręce: ,,Basiu, ty, taka zdolna?!". Bo fakt, zdolności to ma ona po kokardę. Bardzo dobra w matematyce, rysuje, pływa, gra w siatkówkę i tenisa. Wrażliwa na krzywdę ludzi i zwierząt. Robi pyszny rosół (po mamusi). Pięknie się wypowiada w mowie i piśmie. Zna włoski i doskonale angielski. Przetłumaczyła z angielskiego "Aksamitnego Królika" Margery Williams, świetnie wyszły jej piosenki. Jest również autorką polskiej wersji Un uomo venuto da molto lontano - pieśni Amedea Minghi napisanej dla Papieża. Nigdyśmy się nie żarły. Nie wiemy, co to konflikt pokoleń. Baśka jest mądra, wesoła, wrażliwa i podobnie jak ja brzydzi się nienawiścią. Ale potrafi dopiec, nie radzę nikomu jej podpaść. Kiedy Kasia Grochola wydała swoją Makatkę, napisaną z córką, machnęłam do niej mejla: ,,Kasiu! Ale zbieg okoliczności, ja też właśnie z moją Baśką piszę!" Kasia mi odpisała: ,,Co poradzimy, że mamy świetne córki?" (Małgorzata Kalicińska)
Małgorzata Kalicińska - Wspaniały Twórca, bo stworzyła mnie i mojego brata, a zarazem wspaniałe dzieło. Moje dzieło! Bo to ja zachęciłam ją do pisania! Całe życie eksperymentowała. Zawodowo - była nauczycielką, researcherką i prezenterką telewizyjną, gońcem i zarządcą obiektu. Kulinarnie - zaczynała od jajka sadzonego ze szpinakiem, teraz jest na etapie krewetek po tajsku i koreańskich bulgogów; po drodze odkryła sześć tysięcy odmian rosołu. Artystycznie - rysowała, malowała, zdobiła, w końcu zaczęła pisać. I to jak! Ostatniego eksperymentu, największego, który miał się okazać drogą do nowego życia, bardzo się bała. Widzisz, mamo? Warto było! Ludzie do niej lgną, bo lubi słuchać, jest empatyczna i wyrozumiała. Nasz dom był zawsze otwarty, w kuchni ciągle się coś działo. Jest mądrą matką - pozwalała mi żyć na własną rękę. Nie krytykowała, nie naciskała, ale zawsze była obok. Teraz wprowadza mnie we wspaniały świat pisarzenia, który kiedyś pomogłam jej odkryć. Dziękuję, mamo! (Basia Grabowska)
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2012-10-03
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 416
Język oryginału: polski
Trzy kobiety, trzy pokolenia, trzy różne charaktery.
Jagoda w swoim życiu stawia na karierę zawodową. Odnosi sukcesy, praca zupełnie ją pochłania. Wydaje się być niedostępną i twardą osobą.
Dorota jest mamą Jagody. Życie przyniosło jej wiele bólu, którego nie da się zapomnieć, wymazać z pamięci. Trzyma to jednak w tajemnicy przed córką i niestety nie ma to zbyt dobrego wpływu na ich relacje. Jagoda czuje, że wciąż nie może zadowolić swojej matki. Stara się być najlepsza we wszystkim co robi, ale wciąż nie uzyskuje pochwał. Nie ma pojęcia dlaczego tak się dzieje. W końcu wybucha pomiędzy nimi kłótnia, po której się do siebie nie odzywają. Młoda kobieta postanawia odciąć się od matki, wierzy, że tak jej będzie lepiej. Irena wtedy bierze sprawy w swoje ręce i próbuje doprowadzić do zgody. Kim jest Irena? Jest przyszywaną ciocią Doroty, kobietą znającą życie i chętną do pomocy.
Przyznam się szczerze, że książka wcale mnie nie pochłonęła na początku. Męczyłam ją trochę. A, że uparta ze mnie osoba, to zawsze czytam do końca. I strasznie się cieszę z tego powodu, ponieważ cała akcja się w końcu rozkręciła i nie mogłam się oderwać od czytania.
Uważam, że jest to bardzo dobra powieść ukazująca trudne relacje pomiędzy matką, a córką. Pomiędzy kobietami zabrakło szczerych rozmów, co doprowadzało do niepotrzebnych nieporozumień. Myślę, że gdyby Jagoda wiedziała o tym, jak wielka tragedia spotkała jej rodzinę, z pewnością miałaby więcej zrozumienia do swojej matki. Tak samo działa i w drugą stronę. Gdyby Jagoda powiedziała swojej matce co ją spotkało, być może i ta by inaczej patrzyła na córkę.
Nie wiem dlaczego, ale kompletnie nie poczułam sympatii do dwóch głównych bohaterek. Współczułam im, było mi ich żal i trzymałam kciuki, by wszystko się dobrze potoczyło. Jednak ich charakter nie wywołał we mnie pozytywnych emocji.
Co innego trzecia bohaterka, Irena. Ta kobieta skradła moje serce, od samego początku do samego końca. Uważam, że w każdej rodzinie powinna znaleźć się taka osoba, nawet gdyby miała być przyszywaną ciotką. Kobieta, do której można zawsze zadzwonić, porozmawiać i poprosić o radę i oczywiście, która zawsze wesprze i pomoże.
Menopauza. Ten temat również znajduje się w książce. Zmaga się z nią Dorota. Jej mąż również boryka się z męskimi problemami. I tu ponownie brak rozmów pomiędzy małżonkami wywołuje falę niepotrzebnych konfliktów, nieporozumień i co najgorsze podejrzeń o zdradę. Autorka powieści uświadamia czytelnikom, że należy rozmawiać na każdy temat, nawet ten wstydliwy, by nie doprowadzić do przykrych sytuacji.
Miłość i przyjaźń. Ich również nie brakuje. Nie zawsze miłość wybucha przy pierwszym spotkaniu, czasem musi dojrzeć, by ujrzeć światło dzienne. Czasem potrzeba czasu, by ją dostrzec i docenić. I taką miłością została obdarzona jedna z bohaterek. Przyjaźń? Potrafi być szalona.
Wiele lekcji można wynieść z tej powieści. Oprócz tych spraw powyższych, jest jeszcze jedna ważna sprawa. A mianowicie dla tych kobiet, które są trzecimi - nie warto nimi być, serce później ciężko się goi.
A na koniec lekko się doczepię, ale tylko tak leciutko. Słowo "callnęła", po przeczytaniu książki ciągle siedzi mi teraz w głowie. Mam nadzieję, że nie zacznę go używać (z przymrużeniem oka napisane, aby nie było nieporozumień).
Opinia pochodzi z mojego bloga: http://biblioteczkamoni.blogspot.co.uk/
Chyba każdy z nas przerabiał taki moment w życiu, kiedy rodzice rozpoczynali naszą naukę, która miała pomóc w dorosłym życiu. Prosili o odrabianie zadań domowych i przeglądanie notatek na następne lekcje, by przyswoić wiedzę i móc ją później wykorzystać. Starali się przekonać nas do porządków w swoim pokoju. W ten sposób chcieli nauczyć nas odkładania przedmiotów w wyznaczone miejsca, by później robić to samo z ważnymi dokumentami. Pomagali także odnaleźć nasze pasje. Zapisywali na przeróżne zajęcia, aby odkryć nasze przeznaczenie. Co z tego, że się przy tym wykosztowali, z nerwów stracili sporo włosów lub osiwieli albo śni im się wieczne powtarzanie tabliczki mnożenia? Dla nich były najważniejsze sukcesy swojej pociechy.
Jagoda robiła wszystko, aby móc zyskać w oczach swojej matki. Przy każdej drobnej czynności dwoiła się i troiła, żeby tylko było idealnie. Na próżno. Nawet teraz - jako dorosła kobieta - nie masz szans na usłyszenie jakiegokolwiek komplementu z jej ust. A mogłaby. Jagoda odnosi przecież sukcesy zawodowe. Jest ceniona w swoim zawodzie i wiele firm chętnie by ją wykradło do siebie. To jednak nie przekonuje jej mamy.
Dorota (bo tak właśnie nazywa się kobieta, która urodziła Jagodę) uważa, że jej córka została świadomą niewolnicą swojej korporacji. Zamiast tych lichych sukcesów w tej sferze wolałaby, aby jej córeczka wyszła za mąż. Problem jednak polega na tym, że nigdy nie dostrzegła przy boku swojej jedynaczki mężczyzny. A to źle wróży.
Wieczne konflikty między kobietami doprowadzają do ich rozłąki. Powód ich waśni wydaje się błahy, lecz wina tego sporu leży znacznie głębiej. Jagoda i Dorota skrywają przed sobą mroczne sekrety, których nie zamierzają sobie wzajemnie wyjawić. Kiedy pani bizneswoman próbuje odciąć się od własnej rodziny - wtedy do akcji wkracza ,,ciotka" Irena. Świeża wdowa ma już dość tej potwornej atmosfery i, raz na zawsze, zamierza ją przegonić.
Jakie sekrety skrywa ta niewinnie wyglądająca rodzina? Czy Irenie uda się pogodzić zwaśnione od wielu lat kobiety? A może wszystko zakończy się tragedią?
Bo czasami z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. I wtedy najlepiej stanąć z boku, by - w razie czego - móc się z niego wyciąć.
Od czasu do czasu sięgam po książki polskich autorów. Po prostu nie wypada wiecznie siedzieć w zagranicznej literaturze i promować obcobrzmiące nazwiska. Dlatego też sięgnęłam po [Irenę], którą zakupiłam za śmiesznie niską cenę podczas wyprzedaży w pewnej księgarni internetowej jakiś rok temu. Nieco obawiałam się lektury, bo rzadko kiedy karmię swój umysł obyczajówkami. Postanowiłam jednak nie poddać się tym głosikom namawiającym na odłożenie książki i rozpoczęłam nową przygodę. A jak ona wyglądała?
,,Felek mawiał, że pracuje się, aby żyć, a nie żyje, aby pracować."
Przez pewien czas zastanawiałam się, czy aby na pewno dobrze czytam tę książkę. Nie mam na myśli tego, że mogłaby być ona odwrócona do góry nogami. Chodzi mi raczej o jeden aspekt: czas. Tutaj panuje jego istna mieszanka! W jednej chwili czytam o zdarzeniach w teraźniejszości, by chwilę później ktoś robił to samo, ale już opierając się o słowa dość mocno wskazujące na przeszłość. Przez ten zabieg byłam nieco zdezorientowana. Dlaczego autorki skorzystały z takiej zabawy? Przecież od zawsze wiadomo, że jak coś piszemy, to stawiamy tylko na jeden czas i się go trzymamy. A jak już chcemy użyć oba to jakoś odznaczamy ten tekst i nie tworzymy czegoś w stylu: Myję owoce z prędkością światła, bo sałatka sama się nie zrobi. Wzięłam salaterkę i dokładnie jej się przyjrzałam - była brudna. Dlatego też ona także trafia pod kran na spotkanie z zimną wodą. Można zwariować, prawda? Przyzwyczajenie do tej ,,psychozy" nieco potrwało, ale w tym czasie trzeba było jeszcze zwrócić uwagę na fabułę.
Z początku co rusz się śmiałam, chociaż sytuacja wcale nie była komiczna. Już na samym starcie mamy informację o śmierci męża tytułowej Ireny, do którego każda z bohaterek jest dość mocno przywiązana. To jednak nie przeszkodziło na ukazanie momentu przyswajania sobie tej informacji w dość... specyficzny sposób. To był jeden z patentów autorek na ukazanie czytelnikom charakterów naszych pań, aby powoli ukazywać wszelkie zmiany zachodzące w nich. Oczywiście śmierć bliskiego człowieka potrafi mieszać w głowach, lecz tutaj największymi paskudami psującymi więź matki z córką były te przeklęte tajemnice! To one napędzały wszelkie kłótnie i ciągi nieporozumień między Dorotą a Jagodą. I chociaż dalej odnajdywałam śmieszne momenty, to jednak problemy rodzinne zaczęły grać pierwsze skrzypce. Przez to wszystko chwilami miałam wrażenie przerysowania i te wszelkie waśnie wydawały się nad wyraz sztuczne, jednak później wracało to wszystko do naturalnego poziomu. Nie zmieniało to jednak jednego - męczenia czytelnika. Torturowano go coraz to większymi problemami, przerywając to - na szczęście - ciekawszymi fragmentami. Tylko czemu to nie mogło trwać wiecznie? Przez to cały czas miałam nadzieję, że w końcu wszystko wyjdzie na jaw i cała sytuacja się ustabilizuje. Po prostu męczyło mnie już zachowanie obu pań i tylko czekałam na jakiś zwrot akcji. Doczekałam się go dopiero pod koniec książki. Czy dostałam to, czego chciałam? Tego już wam nie zdradzę!
,,Prawdziwa kobieta to ta, która ma w dupie swoje kompleksy!"
W tym momencie pragnę napisać tylko jedno - miałam ochotę zabić główne bohaterki, bo one naprawdę potrafiły doprowadzić człowieka do szewskiej pasji! Na samym początku [Ireny] stałam murem za bujającą w obłokach Dorotą i szczerze jej współczułam tych brzydkich relacji z córką. Strasznie drażniła mnie postawa Jagody - wywyższającej się bizneswoman, pokazującej na każdym kroku swoją niechęć do matki. Z czasem jednak zmieniłam zdanie i bardziej obstawałam za młodszą z kobiet, a szczeniackie zachowanie tej drugiej doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że gdybym miała wybierać, na tę chwilę, swoją faworytkę, to nie wypowiedziałabym imienia żadnej z nich. Bez mrugnięcia okiem wskazałabym na Irenę - osiemdziesięciolatkę z temperamentem krnąbrnej nastolatki i głową pełną pomysłów. Wyobrażacie sobie to, że udawała złamanie ręki, aby pogodzić Dorotę i Jagodę? Najgorsze w tym wszystkim było to, iż jak matkę z córką dzieliło wszystko, tak łączyło je jedno - upór. Czy naprawdę nie mogły mieć wspólnych pasji, tylko musiały dzielić ze sobą tę cechę? Chociaż Irena została ukazana jako twarda babka, to właśnie zawziętość tych pań doprowadzała ją do szału. I nie tylko ją...
A co się tyczy pobocznych bohaterów... Każda z nich wydawała mi się mdła i taka wyprana z jakichkolwiek cech wyróżniających ich na tyle, by się jakoś przebiły. Jakby autorki wrzuciły ich do pralki i rozpoczynały jej misję, wsypując najtańszy proszek z nieznaną nazwą. No dobra... było parę osób, co pobijały o głowę Jagodę i Dorotę, lecz na dłuższą metę też bym z nimi nie wytrzymała.
,,... lepiej późno, niż w cholerę za późno."
Obie panie posługują się prostym i zrozumiałym dla czytelnika językiem, jednak przerysowanie fabuły w niektórych momentach czy ta manipulacja czasowa mogą napsuć krwi czytelnikowi. No i kreacja bohaterów wymaga wiele do życzenia. Obstawiam jednak, że to był celowy zabieg, lecz nie każdemu on może przypaść do gustu. U mnie to było zmienne, co można dostrzec powyżej.
[Irena] ukazuje, jak brzemienne w skutkach mogą być wszelkie tajemnice skrywane przed najbliższymi osobami. Sekrety zakorzeniają się, wyrastając i puszczając pędy kłamstw nakładających się na siebie. Wystarczy jednak chęć obu stron na zaufanie sobie, aby wyplenić ten chwast i pozwolić zakiełkować wzajemnemu zaufaniu.
Podsumowując:
[Irena] nie jest złą książką, ale do wybitnych również nie należy. Jeżeli ciekawią cię rodzinne waśnie wybudowane na kłamstwach i niedopowiedzeniach oraz uwielbiasz obserwować, jak to wszystko komplikuje życie bohaterów - właśnie odkryłeś coś dla siebie. Uprzedzam jednak o skutkach ubocznych wspomnianych w recenzji. Jeżeli ten tytuł nie przypadnie ci do gustu i - w trakcie jego lektury - wyrwiesz sobie wszystkie włosy z głowy, to proszę nie pisać do mnie o zwrot kosztów za perukę!
Pisanie w " rodzinie" bywa trudne, bo czy córka dorówna , a może przewyższy talentem rodzica? A jak jest w przypadku dwóch autorek "Ireny", czyli znanej matki (głównie z ekranizowanej powieści DOM NAD ROZLEWISKIEM) - Małgorzaty Kalicińskiej oraz jej córki (mnie nie znanej)- Basii Grabowskiej? Zaraz wam odpowiem na to nurtujące pytanie.
"Irena" opowiada o trudnych, niejasnych i skomplikowanych relacjach matka -córka. Matka, Dorota, kobieta po 50-tce , właścicielka sklepiku z egzotyczną odzieżą i biżuterią. Córka, Jagna, około trzydziestki, pracownica w dużej korporacji, panna, mająca luźne podejście do miłości. Pojawia się także tytułowa Irena, kobieta po 80-tce, niedawno została wdową, jest ciocio-babcią , oczywiście przyszywaną wcześniej wspomnianych pań. Matka z córką nie mogą się dogadać. Ich kontakty się rozchodzą i coraz bardziej rozluźniają. Dorota nie może zrozumieć niezależności Jagódki i chęci życia po swojemu. Najlepiej , by córkę zamknęła w rodzinnym karacie i zmuszała do rodzenia kolejnych Polaków. Natomiast Jagna czuje się osaczana. Nie lubi czuć nad sobą "pejcza" matki, ale jednocześnie czuje, że matka swoją nadopiekuńczością przykrywa tajemnicę sprzed wielu lat. Dorota rzeczywiście skrywa tajemnicę. Przed Jagną kobieta miała synka, który zmarł śmiercią łóżeczkową. I tak naprawdę Dorota nigdy nie przeszła przez proces żałoby, a myśli depresyjne ciążą jej do dziś. Czy odważy się wyznać córce , co ją tak boli? Czy Jagna wówczas będzie wstanie spojrzeć łagodniejszym okiem na zachowanie matki? I jaki w tym udział będzie miała tytułowa Irena? Jesteście pewni, że chcecie wiedzieć, co czuje po przeczytaniu tej książki? Czuję, że poświęciłam swój cenny czas na pisarki bełkot "Irena " to jakaś literacka pomyłka. Czy ktoś z wydawnictwa to czytał przed wydaniem? Czy książki się już wydaje tylko i wyłącznie ze względu na nazwisko twórcy? Właściwie o czym jest ta książka? Nadopiekuńczą matkę spotkamy na każdym kroku, ale te wynurzenia Doroty , to takie emocjonalne miauczenie. Czasami odnosiłam wrażenie, że autorki rozciągają tekst do granic możliwości. Gdyby to miało by być opowiadanie , no to inna sprawa. A tak uczucia są w byle jak, szablonowo, płasko i bez emocji wyrażone. Temat może i ciekawy, ale możecie mi wierzyć, że podobną tajemnicę moja matka ukrywała przede mną i moimi młodszymi braćmi i nawet, gdy okryte było to zmową milczenia, to powietrze kipiało od nabuzowania żali i pretensji. Ja mam jeszcze gorsze relacje z matką niż Jagoda i powinnam chociaż poczuć jakoś nić sympatii do któreś z bohaterek. Ale nie, obie mnie irytowały swoją "głupotą" naiwnością, uciekaniem od tematu. Tytułowej Ireny, też jest w całej powieści, jak na lekarstwo. Skoro autorki postanowiły na dominującego bohaterkę obrać osobę trzecią, to powinny być konsekwentne, a nie zepchnąć postać staruszki na jakiś tam boczny tor. Moim zdaniem bezmyślne posunięcie. Co mnie drażniło , to ochy i achy Doroty nad postawą męża. A dla mnie wydał on się wyopcowany, tak jakby był tylko wytworem wyobraźni bohaterki. Jednym słowem powieść mnie się nie podobała. Zmęczyła mnie, zeżarła i wypluła. I to by było na tyle . Upadłam i muszę się teraz pozbierać.
Nigdy nie mów nigdy. Wypiszę sobie chyba to zdanie na czole, bo jeszcze do niedawna zarzekałam się, że nie będę sięgać po tzw. literaturę kobiecą. Słowa nie dotrzymałam, kiedy na horyzoncie pojawiła się „Irena”. No podkusiło mnie i to bardzo, po przeczytaniu blurbu. Nie przez jakąś wystrzałowość opisu, a przez jego prostotę. Jak zwykle sprawdziło się stwierdzenie, że najlepsze rzeczy są najprostsze. Zafascynowana tematem powieści, postanowiłam że „Irena” Małgorzaty Kalicińskiej i Basi Grabowskiej, będzie wyjątkiem od reguły. Ryzyk fizyk, jak to się mówi, po czym wrzuciłam audiobooka do odtwarzacza.
Jakiż to temat tak bardzo mnie zaciekawił? Stary jak świat, bo dotyczący stosunków matka – córka. I konfliktu między kobietami. Cóż w tym tak ciekawego? Ano fakt, że powieść napisana została przez dwie kobiety Małgorzatę Kalicińską i Basię Grabowską. Matkę i córkę. Babski punkt widzenia, zaznaczyć trzeba koniecznie – dwóch pań pozostających ze sobą w niezwykle ciepłych relacjach, wydał mi się na tyle zachęcający, by bez wahania poświęcić się lekturze. No bo kto, jeśli nie matka i córka najlepiej będą potrafiły oddać ducha takiego właśnie układu? Z tym, że w przeciwieństwie do autorek książki, bohaterki „Ireny”, to kobiety które nie potrafią znaleźć wspólnego języka, wiecznie skonfliktowane i nie rozumiejące się wzajemnie.
Małgorzaty Kalicińskiej przedstawiać chyba nie trzeba. Jest autorką dobrze znaną, zwłaszcza za sprawą książek z cyklu nad rozlewiskiem (w TVP można obejrzeć nawet serial z Małgorzatą Braunek i Joanną Brodzik w rolach głównych, który nakręcony został na podstawie jej „Domu nad rozlewiskiem”). Z kolei Basia Grabowska, to na polu pisarskim debiutantka. Ale mając takie geny, jest skazana na sukces…
Panie zwarły szyki i postanowiły wydać na świat wspólnego potomka. I tak narodziła się „Irena”. Nie osesek, a sędziwa matrona, ciotka sprawująca pieczę nad dwiema bohaterkami powieści, Dorotą i Jagodą. Nad matką i córką, których drogi gdzieś się rozeszły, a one same znalazły się na życiowym rozdrożu, z mnóstwem pytań, wzajemnych pretensji i oskarżeń. Z resztą posłuchajcie audiobooka, by dowiedzieć się więcej.
„Irena” to historia opowiadana równolegle przez matkę i córkę. Ich wzajemne oczekiwania, dążenia, gorzkie i trudne relacje przedstawiane są z punktu widzenia każdej z nich. Jakże różnego dodam od razu! Dorota i Jagoda, są niczym ogień i woda, a ich wizja świata diametralnie różni się od siebie. Być może wiele z was zna to z własnego doświadczenia…
Dorota, kobieta po 50-tce, właśnie wkraczająca w etap dojrzałej kobiety (czytaj menopauza), miotana hormonami, pragnie córki innej, niż ta, jaką stała się Jagoda. Z mężem i dziećmi u boku.
Jagoda, kobieta w okolicach trzydziestki, widzi siebie, jako osobę spełniającą się zawodowo. Choć marzy i o czymś więcej.
I jest jeszcze ta trzecia. Irena. Babcia, a właściwie ciotka obu, która łączy ze sobą matkę i córkę. Jak? Poszukajcie sami odpowiedzi.
Relację Doroty czyta Anna Apostolakis, z kolei ustami Jagody przemawia Marta Król. Bibliotece Akustycznej należą się szczere wyrazy uznania za dobór lektorek, zwłaszcza zaś za panią Martę Król, której głos fantastycznie moim zdaniem pasuje do postaci Jagody. Nienachalna interpretacja, ciepły głos, duże wyczucie postaci, to główne zalety, za które chwalić należy lektorkę. Tak jedną, jak i z resztą drugą. Pomimo dość długiego czasu nagrania (11 i pół godziny słuchania) , nie odczuwa się znużenia, czy zniecierpliwienia, a im dłużej słucha się audiobooka, tym bardziej nabiera się przeświadczenia, że na kawę do nas wpada raz matka, raz córka i opowiadają właśnie, co u nich słychać. Tak autentycznie brzmią głosy lektorek.
Jest jednak mankament, którego nie sposób nie zauważyć i nie wspomnieć o nim. Dotyczy on sposobu nagrania „Ireny”. Bardzo dziwnie podzielono powieść, na fragmenty urywające się i rozpoczynające w dziwnych miejscach. Czasem nieomal w połowie zdania. Powieść staje się przez to nieco „poszarpana”, jeśli chciałoby się przerwać odsłuchiwanie i wrócić nieco później do następnej części. Ale jest to do wybaczenia. Zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę inne walory – świetną historię, czy wspomniane bardzo dobre lektorki.
Namawiam więc gorąco do odsłuchania „Ireny”. Naprawdę warto!
5,5/6
Autorki (matka i córka) zabierają czytelnika do zwykłej rodziny, do jej problemów, tajemnic. Bohaterki (również matka i córka) swoje relacje nie zawsze mogą zaliczyć do udanych, mogą jednak liczyć na Irenę (babcię, ciotkę), która swą mądrością, dojrzałością pozwala spojrzeć na wiele spraw z innej strony. Jest buforem, który pocieszy, przytuli, a jak trzeba postawi do pionu.