Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 2013-03-13
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
U mnie na komodzie stoi niezła kolekcja powieści autorstwa Magdaleny Witkiewicz, a ja, wstyd się przyznać, dopiero teraz sięgnęłam po nie i nie mogę sobie darować, że tyle czasu z tym zwlekałam. Ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale.
Wcześniej spotkałam się z piórem tej autorki jedynie podczas czytania „Pudełka z marzeniami”, która powstała w duecie z Alkiem Rogozińskim.
„Ballada o ciotce Matyldzie” Magdaleny Witkiewicz wyłączyła mnie kompletnie z życia na dwa wieczory. Książka jest szalenie pozytywna. Choć nie brakuje w niej trudnych wątków – jak utrata ukochanej osoby czy zdrada męża.
Ogromnie cieszę się, że w końcu znalazłam czas i po nią sięgnęłam. Teraz z całą pewnością półka Magdaleny Witkiewicz zostanie przeczytana w całości.
Wszystko zaczęło się od tego, że ciotka Matylda postanowiła umrzeć. Joance trudno się pogodzić z tą stratą. Do tego los postawił przed nią jednocześnie tyle wyzwań: macierzyństwo, kłopoty małżeńskie i tajemniczą firmę w spadku. Na szczęście Joanka nie jest sama, ma Olusia i Przemcia, dwóch osiłków o gołębich sercach, i ukochaną ciotkę, która śledzi z nieba poczynania siostrzenicy.
Ciepła i pełna humoru książka o sile kobiet, które potrafią walczyć o swoje szczęście. Opowieść o tym, że marzenia się spełniają (nawet jeśli trzeba przez nie wozić się dużym czarnym samochodem z przyciemnianymi szybami) i o tym, że dobro wraca jak bumerang... a zimno zostaje na Spitzbergenie.
„Ballada o ciotce Matyldzie” napisana jest bardzo prostym, aż chce się powiedzieć swojskim językiem. Styl nie jest przebarwiony, zacukrzony i pudrowy jak posypka dla niemowląt. Jest zwyczajny i dzięki temu powieść czyta się szybko i lekko. A że ostatnio potrzebuję lżejszej i bardziej optymistycznej lektury, to wpasowała się w moje potrzeby idealnie.
Faktyczna akcja powieści przeplata się z listami Joanki do ciotki Matyldy, które bohaterka pisała w przeszłości. Listy dają nam szansę spojrzeć na życie bohaterki z innej perspektywy, a także bardzo mocno dopełniają całości. Wszystko razem daje nam fabułę o mocno spójnej budowie. Dużo się dzieje, zatem nie ma chwili na nudę. Wręcz przeciwnie, człowiek czyta i naprzemiennie to wybucha śmiechem to smuci się wraz bohaterami i jeszcze trzyma kciuki, żeby wszystko im się poukładało.
Magdalena Witkiewicz znana jako Specjalistka od Szczęśliwych Zakończeń – nie zawiodła mnie pod tym względem. Czytając czułam, że zaczynam wierzyć, że niemożliwe jest sumą możliwości, które człowiek musi jedynie dostrzec w odpowiednim momencie.
Jestem zachwycona postacią Joanny (moja imienniczka), Joanka – ten skrót bardzo przypadł mi do gustu już od pierwszych stron. Wiem co czuła zdradzona przez męża, zostawiona sama sobie. Gdyby na jej drodze nie stanęli dobrzy ludzie, jej losy mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. Autorka jednak dba o swoich bohaterów i kieruje ich losem w taki sposób, by wszystko się mogło zdarzyć, a już zwłaszcza to dobre.
Oluś i Przemcio – normalnie nie da się o nich nie wspomnieć. Co za faceci! Mam poważne wątpliwości w to, że jeszcze tacy chodzą o tym świecie...jednak gdyby kiedyś taki Oluś albo Przemcio stanął na mojej drodze, to motyle w brzuchu murowane. :)
„Ballada o ciotce Matyldzie” to powieść, w której znajdziecie gwarancję, na to że nasi bliscy, którzy odchodzą do nieba, nadal z nami są, otaczają nas opieką, patrzą na nas i jeśli mogą to pomagają nam w trudnych sytuacjach. Dzięki tej książce, na śmierć ukochanej osoby można spojrzeć nieco inaczej. Jak powiadała ciotka Matylda – śmierć to tylko nowy etap, a tam na górze, będzie jej dobrze, to tylko zmiana ubrania z doczesnego na niebiańskie. Powiem Wam, że dzięki temu co mówiła ciotka Matylda jest mi odrobinę lżej na duszy...Zastanawiałam się nad tym i nawet pomyślałam, że moje dwa anioły w tym momencie robią to, co najbardziej kochały i uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.
Ta powieść wpadła w moje ręce raczej nie przez przypadek, zważywszy na fakt, że wybór książek tej autorki mam spory, a spośród nich wybrałam właśnie „Balladę o ciotce Matyldzie”, to musiały moje anioły pokierować moją ręką.
„Ballada o ciotce Matyldzie” poruszy Was momentami do głębi, a mimo to w swoim końcowym wydźwięku wzbudzi w Was wiele pozytywnych emocji i odczuć. Dzięki niej moja wiara w to, że dobro powraca stała się jeszcze mocniejsza. Dobrzy ludzie są na tym świecie (sama znam kilka takich osób) i wiem, że jeśli mocniej w to będę wierzyła to spotkam ich jeszcze więcej.
Magdalena Witkiewicz z prostotą mówi o tym, że to my sami napędzamy bieg życia, im więcej z siebie dajemy innym, tym kiedyś więcej od życia otrzymamy, nawet jeśli po drodze spotka nas jakieś nieszczęście, to trzeba wierzyć, że będzie dobrze, bo wiara czyni cuda.
Na pewno jest w tym sporo prawdy! Czasem kiedy jest nam beznadziejnie i nie mamy już szansy na ratunek znikąd, to wówczas musimy na przekór wszystkiemu znaleźć w sobie siłę do wiary w dobro. Wiara i nadzieja przyciągają to dobro w jakiś niewytłumaczalny sposób.
"Życie jest piękne i trzeba je przeżyć w taki sposób, żeby się nim pozytywnie zmęczyć." - te słowa w powieści wypowiada ciotka Matylda. To bardzo mądra życiowo kobieta, która na koniec swej ziemskiej drogi niczego sobie nie żałowała, ani metolowego papieroska, ani łyżeczki koniaczku do herbaty ;)
„Ballada o ciotce Matyldzie” to ciepła opowieść o ludziach takich jak my, o tych mieszkających być może za ścianą lub po drugiej stronie ulicy. Dlatego tak łatwo jest się współodczuwać ich troski i radości.
Książka napełni Was uśmiechem i powiewem optymizmu. Mnie z pewnością przyniosła bardzo dużo spokoju i wewnętrznego wyciszenia. Tego mi było trzeba i to dostałam.
Jeśli potrzebujecie chwili wytchnienia i wyciszenia, odrobiny humoru, lekkiego żartu oraz szczypty wiary w dobre zakończenia to serdecznie Wam polecam „Balladę o ciotce Matyldzie”.
Mówią, że na wszystko jest czas i miejsce w życiu, widać w moim nadszedł czas na tę powieść. Może gdyby trafiła do mnie w innym momencie mojego życia odebrałabym ją zupełnie inaczej, a tak stała się dla mnie bardzo przyjemną lekturą.
z bloga: http://przeczytajka.blogspot.com/
„ Jedna Matylda się rodzi, druga umiera, w przyrodzie nic nie ginie. Liczba Matyld musi być stała „ – ten cytat można potraktować jak metaforę.
Wszystko kręci się wokół równowagi , że trzeba coś stracić, żeby coś zyskać, a każdy koniec jest nowym początkiem.
Po lekturze „ Szkoły żon „ i „ Pensjonatu marzeń „ , które pomimo iż podobały mi się lecz na kolana nie rzuciły, sceptycznie podeszłam do kolejnej książki autorki ale postanowiłam przekonać się dlaczego czytelniczki uważają twórczość Witkiewicz za niesamowitą.
Nie jest to powieść ambitna i na pozór banalna ale niesie z sobą bardzo optymistyczny przekaz. Nie jest to literatura odkrywcza ale pełna ciepła i humoru. To piękna historia o wielkiej sile przyjaźni i realizacji własnych marzeń.
Witkiewicz pozwoliła mi z całkiem innej perspektywy spojrzeć na śmierć, że kres ziemskiego życia może być początkiem nowego istnienia. Pomimo żalu i nostalgii trzeba wierzyć, że marzenia się spełniają , jeżeli bardzo się tego pragnie i potrafi o nie zawalczyć
Powieść ujęła mnie subtelną a zarazem interesującą historią, która z łatwością mnie wciągnęła w swój świat.Radości i smutki bohaterów oraz ich zmagania z codziennością zawładnęły mną od początku do końca.
Powieść skonstruowana w taki sposób, że pomimo jednej głównej bohaterki miałam cały czas wrażenie iż jest jeszcze jedna w postaci ciotki Matyldy, która krąży w całej powieści jako dobry duch.
A tak na marginesie przez cały czas zastanawiałam się w jaki sposób kot a raczej kotka Frędzel przeniosła się w zaświaty razem ze swoją właścicielką – chyba wolę się nie domyślać.
Całość napisana niezwykle lekkim , prostym językiem z wyjątkową dawką humoru spowodowała, że przeczytałam książkę wręcz ekspresowo i z wielką przyjemnością.
Myślę, że nie muszę specjalnie polecać , ponieważ fanki autorki doskonale wiedzą za co ją kochają .
Tego typu książki są potrzebne , bo pozwalają złapać oddech po ciężkim dniu i trudach.
To był przyjemnie spędzony czas przy pięknej lekturze. Myślę, że potrzebowałam takiej ciepłej , optymistycznej powieści, chociaż brak tu porywającej fabuły i skomplikowanych intryg. To ta delikatna opowieść o prozie życia przyniosła mi ukojenie na moje skołatane serce , za to dodatkowy plusik.
„Życie jest piękne i trzeba je przeżyć w taki sposób, żeby się nim pozytywnie zmęczyć „
Pełna humoru i ciepła książka o kobietach i dla kobiet.Co zrobić,kiedy nagle orientujesz się,że kochający mąż,owszem ,kocha,ale niekoniecznie ciebie?Że wasze świeżo narodzone dziecko juz go nie zadowala,bo on tymczasem zmajstrował dziecko innej?W dodatku ładniejszej,lepiej wykształconej pani?Joanka postanawia nie poddawwać się nieszczęściu.na szczęście w pobliżu zawsze znajda się przyjaciele,a wspomnienie ciotki Matyldy wciąż podtrzymuje ja na duchu...Bardzo dobrze mi się czytało te książkę.Na pewno sięgne po inne książki tej autorki.
Niech się cieszą ci, którzy w swoim życiu spotkali kobietę na miarę ciotki Matyldy. Mądrą i chętnie się swoją mądrością dzielącą, doświadczoną, obrotną, a przede wszystkim dobrą. Tak po prostu, po ludzku dobrą.
Ciężko pogodzić się z odejściem takich ludzi. Ciężko zacząć żyć bez nich. Nie mogąc spytać o radę, nie mogąc znów zwrócić się do nich o pomoc, nie mogąc kolejny raz ogrzać się w ich cieple. Joanka z tą stratą musiała pogodzić się szybko, bo w jej życiu pojawiła się kolejna Matylda, tym razem dużo młodsza, robiąca mnóstwo hałasu i nie dająca chwili na złapanie oddechu. Nie było czasu, żeby pogrążyć się w rozpaczy. Tym bardziej, że razem z małą Matyldą w życiu Joanki pojawili się Przemcio i Oluś, którzy po prostu by na żadną rozpacz nie pozwolili.
Ballada o ciotce Matyldzie to bardzo pogodna opowieść o walce o siebie samego, dążeniu do spełnienia marzeń (i to wcale nie idąc po trupach), a chyba głównie o tym, że na miejsce starego zawsze pojawia się nowe i ktoś musi odejść, żeby mógł pojawić się ktoś inny. Ktoś, kto być może też będzie mógł wnieść w nasze życie mnóstwo radości, jeśli tylko mu na to pozwolimy.
Nieszczęścia przytrafiają się każdemu. Każdy z nas przeżywa wzloty i upadki, chwile lepsze i gorsze. Każdemu od czasu od czasu wiatr wieje w oczy, a zdarza się, że i piachem obficie sypnie. Wtedy można tylko się cieszyć, że mamy przy sobie dobrych ludzi. Że mamy prawdziwych przyjaciół. Tych, którzy pomogą w każdej sytuacji, którzy będą w stanie rzucić wszystko, gdy zajdzie taka potrzeba. Tych, od których dzień za dniem możemy czerpać pozytywną energię, nadzieję na lepsze jutro i siłę, by do tego jutra dotrwać. Najważniejsze zaś byśmy ich obecność potrafili docenić.
- Być dobrym człowiekiem, Joanko, wcale nie jest tak trudno - powiedziała kiedyś ciotka Matylda. - Czasem po prostu wystarczy się uśmiechnąć, gdy przechodzisz obok kogoś smutnego. Wiesz, być dobrym, to po prostu mieć oczy i uszy otwarte. Na cały świat. A przede wszystkim na najbliższych. - Zamyśliła się i zaciągnęła papierosem. - Znałam takich, którzy na cele charytatywne dawali sporo pieniędzy, podczas gdy ich dzieci musiały chodzić w dziurawych butach. A to nie o to chodzi. Najpierw rodzina, pamiętaj o tym. Jeżeli twoja rodzina jest szczęśliwa, ty również jesteś. A jeżeli ty jesteś szczęśliwa, chcesz zarazić tym szczęściem cały świat!*
Ballada o ciotce Matyldzie nie jest niczym ambitnym i nawet nie aspiruje do tego, by się takim stać. Myślę, że też żadna z czytelniczek nie będzie wcale tego oczekiwać, bo nie po to się sięga po takie książki. Pewnie, nie ma się co oszukiwać, książka Witkiewicz to czytadło jakich wiele. Zabawne, momentami nawet wzruszające, ale nadal czytadło, o którym prędzej czy później pewnie zapomnimy. Może po roku, a może po miesiącu. Ale te czytadła też są potrzebne, a ja się cieszę, że sięgnęłam po tę książkę właśnie w tej chwili. Bardzo potrzebowałam tego ciepła, optymizmu i pozytywnej energii, która wypływa spomiędzy kartek. I za to autorce dziękuję.
Bardzo ciepla, interesujaca historia, pomimo iz smutno sie zaczyns
Tym razem Magdalena Witkiewicz absolutnie zachwyca! Prześmieszna historia Joanny, która po śmierci ukochanej ciotki zyskuje nową rodzinę w postaci Olusia i Przemcia, dziedziczy kawałek dochodowej "piekarni" i zaczyna samotne macierzyństwo.... Lekka i przyjemna historia, idealna na zrelaksowanie się. I duży plus - wreszcie bohaterki są konkretne i myślące, co ostatnio u pani Witkiewicz rzadko się zdarza. Zdecydowanie polecam!!!
Ciotka Matylda postanowiła umrzeć ,i umarła, wzięła jeszcze z sobą kotkę Frędzel. Na ziemi zostawia Joankę dla której była jak matka po śmierci rodziców diewczyny choć nie mieszkały razem. Joanna nie była na pogrzebie ciotki ponieważ właśnie rodziła córeczkę Matyldę .Imię nadała dziewczynce na prośbę ciotki ponieważ "liczba Matyld w przyrodzie musi się zgadzać" tak mówiła ciotka. Historia zabawna, ale i pojawia się tam dramat, i wiele mądrości przesyłanych z góry od ciotki Matyldy. Bardzo sympatyczna historia.
Pełna humoru, ale i wzruszająca historia młodej matki, która po śmierci starej ciotki rozpoczyna całkiem inne życie.
To całkiem lekka lektura do błyskawicznego przeczytania jednego wieczoru. Trochę tylko koniec według mnie mógłby być inny.
Zabawna, lekka i niezwykle optymistyczna opowieść. Najpierw niezwykle wzrusza, żeby zaraz potem podnieść na duchu i poprawić humor. Jedna z najlepszych powieści obyczajowych, jakie czytałam. Bardzo dobry tytuł, dla każdego!
Siedem letnich historii o miłości w Zakopanem! Bo jeśli zakochać się latem, to tylko tam! Sezon letni zbliża się wielkimi krokami. Turyści masowo zjeżdżają...
Wymarzone plany wakacyjne Lilki i jej rodzeństwa legły w gruzach. Zamiast jechać nad jezioro do ukochanej ciotki Franki, lato spędzą w Jastarni, u Jadźki...