Piekarnia „Słodkie Ciasteczko”
Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono – te słowa Księgi Koheleta doskonale oddają zmienność natury oraz naturalny cykl narodzin i śmierci czy naturę przemijania. Jak twierdziła pewna sympatyczna starsza pani – Jedna Matylda się rodzi, druga umiera, w przyrodzie nic nie ginie. Liczba Matyld musi być stała. Owa Matylda, a raczej Matyldy, spotkamy w niezwykle ciepłej, emanującej spokojem najnowszej książce Magdaleny Witkiewicz.
Ballada o ciotce Matyldzie, opublikowana nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia, to opowieść o marzeniach oraz ich realizacji, o sile wiary, która pozwala nam dokonywać rzeczy niemożliwych. Historia zdradzanej mężatki staje się – mimo problemów bohaterki – balsamem na zranione serca i zagubione dusze, bowiem przekonuje, że wokół nas jest wielu pomocnych i życzliwych ludzi. Wystarczy się tylko do nich uśmiechnąć, wystarczy dostrzec wyciągniętą dłoń, by obudzić się w otoczeniu przyjaciół, żyjąc życiem, jakiego zawsze pragnęliśmy.
Dla Joanny ciotka Matylda była wszystkim. To właśnie ona po tragicznej śmierci rodziców otoczyła ją opieką, przekonując, że wcale nie została sama na tym łez padole. Charyzmatyczna starsza pani stała się jej przewodniczką po świecie wartości, wsparciem i najgorętszym kibicem dziewczyny. To jej Joanna zwierzała się z dylematów dotyczących wyboru studiów, egzaminów, a nawet kolejnych chłopaków, z których - niestety - żaden nie potrafił poruszyć jej serca. Tak przynajmniej było do momentu spotkania z Piotrem, geologiem, a właściwie marynarzem-geologiem. Krótkie zaręczyny, szybki ślub – tak można określić ich związek, przerywany kolejnymi podróżami mężczyzny w poszukiwaniu sławy i chwały odkrywcy.
Czy wiadomo, kiedy pasja i miłość do nunataków przysłoniła miłość do żony? Być może stało się to wówczas, kiedy Joanna zaszła w ciążę i samodzielnie była zmuszona znosić jej trudy. Być może miało to miejsce wówczas, kiedy samotną matkę ze szpitala odbierali obcy ludzie, którzy w krótkim czasie stali się rodziną, jakiej nie miała. A być może wtedy, kiedy Piotr zdecydował się złamać przysięgę małżeńską i zdradzić? Jedno jest pewne – ciotka Matylda przeczuwała, że Piotr nie jest wymarzonym mężczyzną dla jej Joanny, ale uszanowała jej wybór. Joanna zaś musiała uszanować decyzje cioci o odejściu, pewnego dnia bowiem starsza pani zdecydowała się umrzeć.
Jestem przekonana, że to nie był przypadek, że mała Matylda rodziła się, kiedy duża Matylda umierała. Ciotka zaplanowała wszystko w najdrobniejszych szczegółach i nawet po śmierci sprawowała pieczę nad Joanną. Zadbała również o jej dobra doczesne, pozostawiając dziewczynie w spadku udziały w dochodowym biznesie – „piekarni”. Tyle tylko, że oprócz smakowitej nazwy „Słodkie Ciasteczko”, ów sklepik z wypiekami ma niewiele wspólnego, chociaż asortyment podgrzewa zapewne atmosferę w niejednej sypialni… Właścicielami sex-shopu są bracia Kwiatkowscy, chłopcy o wielkich muskułach i jeszcze większym sercu, którzy otaczają nową przyjaciółkę troską i opieką, służąc wsparciem nawet wówczas, kiedy Piotr po raz kolejny decyduje się wyruszyć w rejs, zahaczając przy okazji o łóżko pewnej wybitnej pani biolog…
Wraz z powiększającym się gronem przyjaciół Joanna powoli odzyskuje pogodę ducha. Przekonuje się też, że pomimo przeciwności losu, świat wcale nie jest strasznym miejscem, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Te promienie ogrzewają ją zarówno w nowej pracy – decyduje się bowiem na założenie własnej firmy wspólnie z koleżanką, również młodą mamą, podczas zabaw z córką, jak i w ogrodzie czy kawiarni, podczas spotkań z Janem, wdowcem, właścicielem firmy IT. Nowy początek przynosi także pracę w charakterze redaktorki w magazynie kobiecym, gdzie jej opowiadania o miłości, zarówno tej spełnionej, jak i nieszczęśliwej, zyskują coraz szersze grono zwolenniczek.
Ballada o ciotce Matyldzie to kolejna już powieść Magdaleny Witkiewicz, w cieple której można ogrzewać się niczym w słońcu. Niezależnie od tego, jak wielka jest chandra, jak wiele kłopotów na nas spada, to panaceum na wszelkie niepowodzenia może okazać się właśnie historia Joanny i jej ekscentrycznej ciotki. Pokochałam tę starszą panią całym sercem, szczerze żałując, że nie miałam tak wspaniałej przyjaciółki i przewodniczki. Całe szczęście, że na stronach książki możemy odbywać z nią długie rozmowy. Wierzę bowiem, że ciocia Matylda spogląda na nas z aprobatą z białej chmurki, paląc kolejnego mentolowego papierosa i sącząc herbatkę z koniaczkiem…
Listy pisane szeptem to opowieść o miłości. O miłości nieco zapomnianej, takiej, którą przez lata przykrył kurz niedopowiedzeń, smutki i milczenia. Aż...
Tej zimy zejdzie lawina... śmiechu! Kornelia Trzpiot, dość leciwa dama, podczas wieczerzy wigilijnej oznajmia rodzinie, że do szczęścia, zarówno doczesnego...