Ziemia już dawno przestała istnieć. Przysypana tonami śmieci dążyła do zagłady – wreszcie stało się to, co nieuniknione. Katastrofa ekologiczna, jaka położyła kres istnieniu Ziemi, stała się już tylko odległym wspomnieniem i przestrogą dla mieszkańców innych planet. Ale bohaterów książki Anny Onichimowskiej „Galaktyczni szpiedzy” wcale nie interesuje Ziemia i jej dawne problemy. Mają własne, całkiem poważne, kłopoty. „Galaktyczni szpiedzy” to opowieść o smokach – ale nie takich stereotypowych, znanych ze zwykłych bajek – to historia o smokach niezwykłych. Nie dość, że noszą oryginalne, jak na książki dla dzieci, imiona, to jeszcze wplątują się w zupełnie absurdalne wydarzenia. Smok Wergiliusz jest wynalazcą. Wprawdzie wiele jego osiągnięć obraca się przeciwko niemu – ale Wergiliusz nie poddaje się i w twórczym szale zapomina o całym świecie. Nietypowe wynalazki promuje w telewizji żona Wergiliusza, Aurora. Syn – Rupert – jest artystą, tworzy monumentalne rzeźby „ze złomu, butelek, sprężyn i kabli”. Rupert ma jeszcze młodszego brata, Kiejstuta. Tyle że Kiejstut nie jest zwykłym smokiem, to robot, skonstruowany przez genialnego wynalazcę. Łatwo się domyślić, że zwykła rywalizacja między braćmi wyostrza się przez to i przemienia wręcz w wojnę podjazdową. W dodatku na osiągnięcia Wergiliusza czyhają dwaj szpiedzy – Holz Apfel i Apfel Strudel…
W książce mnóstwo jest nietypowych wynalazków – nie tylko osiągnięć smoka Wergiliusza. Bohaterowie jeżdżą smokowozami (w końcu czym innym mogłyby jeździć smoki?). Na niebie świecą granatowe słońca i różnokolorowe księżyce. Zagrożenie sprawiają kamienne bączki, a piloty, które każdy z bohaterów ma przy sobie, pełnią rolę podręcznych przypominaczy, szarych komórek, przyjaciół i nie wiadomo czego jeszcze. Niemal na każdej stronie pojawia się coś nietypowego, dziwnego, zaskakującego albo po prostu niezrozumiałego. Roi się tu od dziwacznych stworzeń, które mają uwiarygodnić świat przedstawiony, albo przynosić rozbawienie – jak piecyk, który oprócz tego, że piecze, potrafi też układać wiersze (tu się przyczepię: wiersze grafomańskie, chociaż właściwie czego można wymagać od piecyka?
Na marginesie – swoją wiedzę o limerykach musiała chyba Onichimowska czerpać z powieści Małgorzaty Musierowicz, w dodatku dość wybiórczo traktując te porady – stworzone przez nią limeryki są nieco potworkowate. Miejscami). Anna Onichimowska tym razem postawiła na fantastykę. W futurystycznych wizjach zawarła obraz świata kompletnie różnego od rzeczywistości. Wszystko musi budować od podstaw i to sprawia, że „Galaktyczni szpiedzy” dla nieuważnych czytelników będą dość trudną lekturą. Jedynie relacje międzyludzkie znajdują tu pewne odwzorowanie.
Onichimowska wysoko stawia poprzeczkę swoim młodym odbiorcom – ale jej pomysły także mają szansę znaleźć ich uznanie. Momentami ma się wrażenie, że ważniejsze niż sama intryga okazują się kreacje bohaterów i otaczającego świata – przynajmniej te właśnie fabularne elementy wysuwają się na pierwszy plan. Jedno jest pewne – przy „Galaktycznych szpiegach” nudzić się nie sposób. Tu bez przerwy coś się dzieje, a że wydarzenia są raczej z gatunku tych niepowtarzalnych – tym lepiej. To nietypowa opowieść o nietypowych postaciach.
Izabela Mikrut
Siedemnastoletni Alek powoli wchodzi w dorosłość. Spotyka się z pierwszymi dziewczynami, dostaje dorywczą pracę u słynnego reżysera teatralnego, wyjeżdża...
Siedzisz wygodnie w fotelu. Nagle robisz coś zupełnie szalonego i niespodziewanego. Jakby to wcale nie zależało od ciebie. Bo może nie zależy? Może jesteś...