To niemożliwe, że właśnie tu go napadnięto. Jego! Listonosza Moiczka, oddanego poczcie od ponad pół wieku.
Na czyjąś uwagę, że niektóre narody dzięki swym kompromisom mają zamożność i kraj niezniszczony, odpowiedziała: "Niechże choć w jednym narodzie zostanie zachowana po dawnemu pojęta idea rycerstwa i honoru, niech choć jeden naród wyżej ceni honor od dobrobytu".
Ducha żarem, serca miłosierdziem, hojną ofiarnością, mocą żywego i pisanego słowa służyła sprawie Bożej i umiłowanej Polskiej Macierzy.
Przynosił destrukcję. Żywił się nią. Uwielbiał ból i kontrolę nad wszystkim, co działo się wokół niego. Wspominałam coś o trailerze? Widziałam to w jego oczach, kiedy po raz pierwszy na mnie spojrzał. Słodki początek był moim końcem.
Dobrze było żyć w tym kochanym pogodnym domu!
Wisiały też na ścianie hruszowskie przykazania domowe, spisane ręką Rodziewiczówny i "obowiązujące wszystkich dłużej niż trzy dni w tym domu przebywających".
Ale tymczasem życie w hruszowskim domu płynęło tak zgodnie, przy takiej pogodzie ducha, że lata mijały niepostrzeżenie, bo nam ludziom szczęśliwym godziny życia głośno nie biły i mijały za prędko.
Wspomniałam już o tym, że często przyjeżdżali do nas nieznajomi ze świata, chcący Rodziewiczównę osobiście poznać, a wiedziano już, że każdego przyjmowała sercem całym i gotowa była zawsze usłużyć i pomóc, tym bardziej jeżeli to było złączone z usługą dla polskiej sprawy.
Dom hruszowski umiał w razie potrzeby rozszerzać swoje ściany i serce i miewaliśmy w tych pierwszych latach różnych przygodnych domowników.
Jadąc koleją, spotykało się pociągi całe wiozące błękitnych chłopców, twarze się rozjaśniały, kiedy na ulicach mijały nas przeciągające błękitne oddziały, a generała Hallera, spotykanego często, każdy witał promiennym uśmiechem!
Przeżyłam z nią, pod jej dachem, 25 ostatnich lat jej życia i na wezwanie wielu osób chciałabym je opowiedzieć bardzo prosto, jak proste i jasne było to nasze życie pod kochanym hruszowskim dachem.
Oczywiście, wiele razy zastanawiałam się, dlaczego tyle jest wokół cierpienia, nieszczęść, chorób i kalectwa. Wiele razy zadawałam sobie pytanie, czemu Bóg na to pozwala. Nie chcę się tu porywać na dowolną interpretację, ale, być może, jest tak dlatego, że to, co nas rani, sprawia nam ból, jednocześnie kształtuje nas jako ludzi. Być może ciemność istnieje po to, by uwydatnić jasność.
– Wiesz, czasami zazdroszczę mężczyznom. Tyle ich otacza piękna i mogą z niego korzystać, napawać się nim. No zobacz, choćby tutaj: słońce na chodniku, wspaniałe stare drzewa, obłędny zapach chleba z piekarni i dwie takie świetne dupy jak my.
I tak naprawdę to moje czekanie zaczyna się już wcześniej, bo kto wie, jak to jest z tymi listonoszami, czasami przyniosą za późno, a czasami za wcześnie, Poczta Polska jest jak te małe kropeczki w fizyce kwantowej, co to podobno za nic nie da się przewidzieć, co zrobią, więc może być tak, że kartka jednak dojdzie i że dojdzie na przykład już dziś.
… jak ci w dzieciństwie ktoś powie z uśmiechem, że masz pucołowatą buzię, to potem już do końca życia, jak patrzysz w lustro, zastanawiasz się, czy to widać.
To niemożliwe, że właśnie tu go napadnięto. Jego! Listonosza Moiczka, oddanego poczcie od ponad pół wieku.
Książka: Kocia Szajka i napad na moście
Tagi: Listonosz