Wymienili zaledwie kilka słów, po czym szef ruszył dalej, a Borys wykonał telefon. Szymon pomyślał, jak niewiele czasami potrzeba, by pozbawić człowieka życia.
Słońce już prawie zaszło. Szymon oparł się o dach samochodu i obserwował, jak jasna tarcza znika za szczytami gór. Milimetr po milimetrze. Tutaj, gdzie pory dnia określa się położeniem słońca, a dzień dobiega końca wraz z jego zachodem, Szymon Rafalski miał odnaleźć samego siebie.
Mówią, że miłość jest jak ogień, a rozstanie jak wiatr. Gasi świecę, ale rozpala pożar.
Nie uważał socjalistycznego podejścia za sprawiedliwe. Ludzie nie są równi i nigdy nie będą. Nie na tym świecie.
Pogorzelski zacisnął dłoń na ramieniu Szymona. Czy dał mu ostrzeżenie? Zdecydowanie tak. Równie dobrze mógłby powiedzieć: "Będziesz szczęśliwy i bogaty, Szymon, jeśli pozostaniesz mi wierny, ale spróbuj mnie zdradzić, to wylądujesz na dole urwiska". Jednak Rafalski nie widział w jego oczach ani podstępu, ani cienia złych zamiarów. Jedynie radość i życzliwość.
Tam, gdzie pojawia się sentyment, kończą się dochodowe interesy.
Droga od zatrzymanego dilera do reszty grupy przestępczej wcale nie była daleka. Szef na pewno wyda wyrok na naiwnego handlarza. Pobyt w więzieniu nie uchroni go przed egzekucją. Ramiona ośmiornicy są długie. Jej macki docierają nawet za kraty.
- Ma też nowości. Słyszałeś może o etazenie? Daje takiego kopa... Stary! Totalnie odjedziesz.- Tak, słyszałem, że zabija...- A co teraz nie zabija?! Z tego, co mówią, prawie wszystko da ci raka albo inne cholerstwo. Życie zabija, stary! Życie to mordercza suka! A etazen... no pewnie, wszystko zależy od dawki, od klienta, ale znam tez takich, którzy biorą, żyją i chwalą.
Chciał zostać sam. Jak zawsze, kiedy targały nim destrukcyjne emocje. Musiał to wszystko przemyśleć.
Monotonna praca sprawiła, że Smok szybko odpłynął myślami. Zabrały go one do stolicy, w której czekał go poważny awans. Awans, który oznaczał o wiele więcej niż ten oferowany zazwyczaj w szeregach policji. "Wyższe zarobki, większe ryzyko..." Zastanowił się nad tym i zrozumiał, że ani jedno, ani drugie nie było dla niego najważniejsze.
Metody zacierania śladów przez przygraniczną grupę przestępczą parającą się przerzutem narkotyków nie były tak wyrafinowane jak te stosowane przez jego poprzednich kolegów handlujących kobietami. Tamci rozpuszczali swoich wrogów w ługu. Ci wybierali prostszy sposób: jeden strzał i dołek w lesie.
Wymienili zaledwie kilka słów, po czym szef ruszył dalej, a Borys wykonał telefon. Szymon pomyślał, jak niewiele czasami potrzeba, by pozbawić człowieka życia.
Książka: Dwa bieguny. Upadek
Tagi: smierc, morderstwo