Astrożony
Podróże międzygalaktyczne od lat były marzeniem miłośników literatury science-fiction. Kosmos fascynował i do dziś pobudza naszą wyobraźnię. Jednak podczas, gdy większość z nas ogranicza się do fantazjowania, są tacy, którzy realizują marzenia o jego podbijaniu. Pierwszym człowiekiem, który poleciał w kosmos, był Jurij Gagarni, który na pokładzie „Wostoka” spędził aż sto osiem minut, okrążając w tym samym Ziemię w 1961 roku. Szlaki temu kosmonaucie ze Związku Radzieckiego przetarła jednak Łajka, która jako pierwsze żywe stworzenie dotarła na orbitę.
Rosjanie wyraźnie wyprzedzili w ten sposób w wyścigu kosmicznym Stany Zjednoczone. Zostały one daleko w tyle w tej kosmicznej rywalizacji, dlatego też wysłanie w przestrzeń kosmiczną statku z amerykańską flagą stało się priorytetem narodowym. Nie wahano się przeznaczać na ten cel olbrzymich środków finansowych – zarówno na programy szkoleniowe, jak i na same kapsuły do podróży w kosmos. W USA era kosmiczna rozpoczęła się 9 kwietnia 1959 roku, zmieniając życie i świadomość nie tylko milionów ludzi na całym świecie, ale przede wszystkim życie starannie wyselekcjonowanych mężczyzn, wybranych na pierwszych amerykańskich astronautów, a także ich rodzin.
Żony astronautów Lily Koppel to niezwykły portret kobiet, stojących wiernie u boku swoich mężów. Kobiet, które stały się symbolem narodowej dumy, patriotyzmu, ucieleśnieniem oddania, ale i piękna. Zwyczajne gospodynie domowe, których rola – z racji panujących zwyczajów – ograniczała się do sprzątania, wychowywania dzieci i dbania o mężów w tych rzadkich chwilach, kiedy wracali. Ameryka lat pięćdziesiątych XX wieku wykluczała kobiety z życia polityczno-gospodarczego, widząc w nich wyłącznie żony i matki, zaś astrożony nie były tutaj wyjątkiem. Żyły od powrotu męża do powrotu, od bazy do bazy, milcząc, znosiły rozłąkę, pomne misji, którą mężowie mają do spełnienia. Nasuwa się pytanie: kim byliby ci astronauci bez owych kobiet u swego boku?
Być może właśnie książka opublikowana nakładem wydawnictwa ZNAK udzieli odpowiedzi na to pytanie, choć autorka postawiła sobie za cel zająć się nie wzorami męskości, nie ucieleśnieniem idealnych Amerykanów, ale ich kobietami właśnie. Wcześniej były typowymi żonami żołnierzy sił powietrznych czy marynarki, a nawet piechoty, natomiast z chwilą ogłoszenia nazwisk astronautów NASA stały się gwiazdami rozchwytywanymi przez prasę, bywającymi na przyjęciach wzorami do naśladowania.
Pierwsze siedem nazwisk, podanych do wiadomości publicznej w 1959 roku, to siedmiu członków programu Merkury. Siedmiu mężczyzn, którzy trwale zapisali się w historii kraju. Wraz z podjęciem decyzji o uruchomieniu projektu rozpoczęła się nowa era, nastał nowy wspaniały świat, nie ograniczony wyłącznie do ziemskiego globu. Być może to świadomość, że właśnie ma szansę ziścić się to, o czym do tej pory tylko pisano w książkach fantasy, pobudzała wyobraźnię i rozpalała emocje tłumów? Te zaś wyniosły astrożony do roli gwiazd, zmieniły ich rzeczywistość w niekończący się show. Jednak siedem kobiet o różnych temperamentach i pochodzących z różnych stron świata łączyło coś więcej niż tylko sława, podwieczorki z Pierwszą Damą czy rejsy jachtem Kennedych. Dawały one sobie tak potrzebne wsparcie w chwilach dobrych i złych, razem świętowały udane lądowania, przeżywały galaktyczne transmisje oraz… płakały po stracie.
Pierwszych siedem kobiet zapoczątkowało też pewną tradycję dotyczącą spotkań, które z biegiem lat przekształciły się w prawdziwe zebrania klubu – Klubu Żon Astronautów. Został on powołany do życia w 1966 roku, kiedy już grono żon astronautów liczyło ponad pięćdziesiąt kobiet. Do pierwszych siedmiu dołączyła bowiem nowa dziewiątka wraz z uruchomieniem kolejnej fazy programu kosmicznego o nazwie Gemini, następnie – w 1963 roku – czternastka kobiet, których mężowie mieli wziąć udział w lotach Gemini oraz księżycowych misjach Apollo. Ostatnia grupa przed kryzysem gospodarczym i protestami tłumów, zbulwersowanych wydawaniem olbrzymich sum pieniędzy na kosmiczne loty, składała się z dziewiętnastu żon astronautów, nazywających siebie „oryginalną dziewiętnastką”.
Książka Żony astronautów to doskonały dokument, zawierający nie tylko historię przywołanego klubu i jego członkiń, ale przede wszystkim opowiadający o wspaniałych kobietach połączonych więzami przyjaźni, a także strachu o swoich mężów. To doskonałe pole do socjologicznych obserwacji, to obraz Ameryki lat 50. i 60. XX wieku, Zimnej Wojny, stanu napięcia i niezdrowej rywalizacji pomiędzy USA i ZSRR, a także gotowości młodych ludzi, by wyruszyć na niebezpieczną misję, która nierzadko kończyła się śmiercią nie w kosmosie, ale na Ziemi, podczas ćwiczeń czy lotów próbnych. W książce umieszczone zostały również zdjęcia astrożon w chwilach i tych zwyczajnych, i tych znaczących, tych radosnych, ale i tych bolesnych. Dzięki temu te niezłomne kobiety stają się nam bliższe, bardziej rozumiemy ich nerwowe oczekiwanie na powrót mężów oraz – niestety – bolesne słowa, wypowiedziane przez jedną z nich: Ciężko im było wracać do domu. Która z nas mogła rywalizować z Księżycem? Cieszyłam się, kiedy byłam u niego na drugim miejscu.