Toskania. Kraina tysiąca zapachów, miliona niepowtarzalnych pejzaży oraz miast i miasteczek, gdzie życie płynie wbrew zegarowi i upływowi czasu. Spokój i pokój, niezmącona cisza. Urocza prowincja, taka jak z obrazów, na których życie jakby płynie wolniej, każdy każdego zna, a jeżeli pojawia się nawet ktoś obcy, to nie mija wiele czasu, gdy jego przeszłość staje się wszystkim znana. Oczywiście, jest także mniej przyjemna strona mieszkania w takiej okolicy - trudno cokolwiek przed kimkolwiek ukryć, a plotki powstają w mgnieniu oka. Jak to się mówi: coś za coś, spokój kosztem utraty części prywatności lub zgiełk i odosobnienie w metropolii. Lepszym wyborem wydaje się prowincja: błogi spokój, życie biegnące swoimi ścieżkami, z rzadka zakłócane przez niespodziewane wydarzenia. Po prostu: żyć i nie umierać! Zawsze można odwiedzić większe miasto, by zakosztować "rozkoszy" miejskiego zgiełku i innych atrakcji.
Zbrodnia w tych "pięknych okolicznościach przyrody" wydaje się ideą nie tyle na wyrost, co wprost nie do pomyślenia. Bo jakże to możliwe w miejscu, w którym sąsiad wie o wszystkim, co dzieje się na podwórku obok, a gdy odległość pomiędzy gospodarstwami jest nawet nieco większa, to i tak znajdzie się dobra duszyczka, która dostrzeże to, co nie jest przeznaczone dla jej oczu. Gdy jednak morderstwo ma miejsce, czy można uwierzyć, że nie jest ono dziełem przypadku? Policja nie widzi żadnych śladów, które wskazywałby na udział osób trzecich w mających tu miejsce tragediach, ale mieszkańcy malowniczego Montesecco mają inne zdanie. W końcu to na ich terenie doszło do tych wydarzeń, a potencjalnego podejrzanego znają wszyscy. Lecz czy jego kandydatura nie byłaby aż nazbyt oczywista? Co tak naprawdę dzieje się pośród kamiennych domów i placów? Może idylliczna panorama skrywa inną scenerię, gdzie zdrada i tajemnice grają główne role, a tytułowe żmije są jak biblijna zapowiedź końca rajskiej ułudy? Jedno jest pewne: mieszkańcy są zbyt przywiązani do rodzinnej ziemi, by zgadzać się na jakiekolwiek zakłócenie tutejszej idylli, bądź na jakiekolwiek ciemne strony egzystencji, które wywołują tylko niepotrzebne zamieszanie.
Żmije z Montesecco to kryminał, jednak nie z gatunku tych, w których akcja opiera się na brawurowych pościgach i działaniach błyskotliwych detektywów. Zamiast tego autor postawił na toskańskie klimaty i uzyskał nie tylko malownicze tło, lecz także niecodzienną atmosferę. W miejsce pośpiesznego, gorączkowego dochodzenia mamy tu śledztwo, toczące się w spokojnym rytmie, gdzie każdy wydarzenie ma swój czas i miejsce. Tu nic nie może wydarzyć się wcześniej i nic nie nastąpi później niż powinno. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jasne i pozostaje jedynie odkryć szczegóły. To jednak tylko pozory. Pod pierwszą warstwą kryje się kolejna, bardziej skomplikowana i dająca odpowiedzi, chociaż nie takie, jakich można by się spodziewać. Ostateczny wynik specyficznego dochodzenia zaskakuje, podobnie jak i śledczy, którzy mają wiele twarzy, czasem zupełnie odmiennych od tych dobrotliwych i serdecznych, jakie ukazują na co dzień...
Podczas lektury można rozsmakować się w toskańskich plenerach, letnich i upalnych, wejść pomiędzy wąskie uliczki, przespacerować się polnymi drogami, odpocząć na kamiennych ławeczkach i poobserwować spokojną melodię życia. Kolejna wizyta w Montesecco zapowiada się więc co najmniej interesująco.
Druga część tzw. serii toskańskiej, której autorem jest popularny pisarz niemiecki, laureat nagrody za Najlepszy Kryminał Niemiecki roku 2009 i roku 2011...