Żmij Marcina Sindery, będący kontynuacją dobrze przyjętej powieści Wróżda, ukazuje dalsze losy Draconisa, herosa z czasów prepiastowskich. Tym razem trafiamy do roku 877, gdy plemiona Polan zaczynają przeistaczać się w organizmy, od których już tylko krok do powstania państwa. Draconis, zasiadający na Gieczu i Gnieździe, musi się zmierzyć z przywódcą legendarnych wojowników z Jomsborga. Doskonale wyszkolony i bezwzględny przeciwnik nie wie jednak, że pod wodzą Draconisa mieszkańcy zajętych przez potomka boga Żmija terenów nie są już jedynie dzikusami z lasu, ale gotowymi do walki o swoje ziemie wojownikami. Zapowiada się rzeź, z której tylko jedna strona może wyjść zwycięsko.
Znany z Wróżdy Draconis przeistoczył się z żądnego pomsty wojownika w mistrza. Stał się dojrzałym mężczyzną, który wie, że świat wokół niego zmienia się szybko, a on sam ma coraz więcej do stracenia. Szczególnie wtedy, gdy sięga po cudze – obojętnie, czy to ziemia, miecz czy kobieta. Pragnąc zaspokoić swoje pragnienia, staje na drodze tym, którzy gotowi są do walki o wszystko.
Marcin Sindera tworzy intrygujący, pełen magii świat, w którym nic nigdy nie jest przesądzone, a wśród ludzi żyją zmory i przyjazne plonki, obserwujące zmagania szaleńców, równie często rozmawiających o wolności co odcinających swoim wrogom głowy. Autor tworzy barwny świat, w którym o duszę wojownika ścierają się siły żywych i demonów, a wczorajszy przyjaciel jutro może stać się śmiertelnym wrogiem.
Akcja w Żmiju toczy się wartko, miecze tną na prawo i na lewo, Draconis fortelem i siłą walczy z odwiecznymi i nowymi wrogami. Równie szybko zakochuje się i zatraca w miłości, a potem porzuca obiekt pożądania, nie zważając na to, jak wiele go każda miłość kosztuje. Dla kobiety rzuca na szalę swoją przyjaźń i życie, grając o najwyższą stawkę.
Fabuła zaskakuje dynamiką, nie ma tu miejsca na nudę, bohaterowie wciąż wymachują toporami, a Czerwień, tajemniczy miecz Draconisa, nieustannie domaga się świeżej krwi.
Warto podkreślić, że Sindera unika jednoznaczności, zabójczej dla powieści monotonii, wynikającej z raz ustalonych linii. Kto dziś jest przyjacielem, jutro będzie wrogiem. Raz podbite i zajęte grodziszcze jutro stanie się areną dramatycznych walk. Ten, kto podaje rannemu pomocną dłoń, za chwilę wyjmie miecz, aby podciąć ocalonemu gardło. Nic nie jest pewne, nic nie trwa wiecznie. Świat sklaveńskich bohaterów to nieustanna walka o wszystko, nie tylko o życie i złoto. To starcie tytanicznych sił, które rządzą światem. W ostatecznym rozrachunku każdy jest tu samotny i musi wybierać, czy ocalić swoje życie i poświęcić innych, czy zaryzykować i w imię przyjaźni złamać zasadę wiecznej walki i stałej nieufności.
W Żmiju wyraźnie widać, że seria została zaplanowana z rozmysłem, autor wprowadza czytelnika w stworzony przez siebie świat powoli, z każdym krokiem odsłaniając kolejne tajemnice. Gdy już je poznamy, świat Draconisa wskaże następną ścieżkę, którą z przyjemnością podążymy. Bo wiemy już, że na końcu czeka nagroda. Dzięki takiej koncepcji pięćset stron historii przelatuje przed oczami czytelnika szybko – może nawet za szybko.
Nie ukrywam swojego zachwytu nad tą powieścią. Dzięki otwartemu zakończeniu drugiego tomu jestem pewna, że kolejny musi się rozpocząć przysłowiowym trzęsieniem ziemi. I bardzo na to czekam.
Zemsta trawi ciało jak jad. Rozprzestrzenia się po organizmie i niczym niepowstrzymana krąży we krwi, wędrując do najważniejszych tkanek. Zemsta zagnieżdża...