Meandry samoponiżenia
To się może przytrafić każdemu człowiekowi, osobie religijnej lub wręcz przeciwnie. Problem z poczuciem własnej niedoskonałości. Problem z pustką, która powoli - często niezauważalnie dla otoczenia - zaczyna ogarniać i paraliżować życie najpierw wewnętrzne, a potem również zewnętrzne. Problem z poczuciem, że choć bardzo się staramy, choć robimy co możemy, wkładamy w coś naprawdę spory wysiłek, to coraz częściej towarzyszy nam smak goryczy, braku efektów, frustracja. Narasta w nas poczucie posiadania jakiegoś tajemniczego defektu, który uniemożliwia pójście naprzód, rozwój, zadowolenie, spełnienie.
Źródłem problemów może być grupa społeczna. Każda grupa, w której funkcjonujemy, stawia nam wymagania. Coś jest dobrze widziane, pochwalane, doceniane. Obowiązują jakieś - niekoniecznie spisane - normy. Chcąc się czuć kimś ważnym, akceptowanym, musimy się do owych norm stosować. Tylko co wtedy, kiedy wszystkie te starania nie dają spodziewanego efektu? Kiedy „sukces” osiągamy tylko na zewnątrz, na pokaz, „w środku” zaś wypełnia nas pustka? Można mieć wtedy poczucie, że coś jest z nami nie w porządku, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, nie potrafimy spełniać określonych wymagań. Możemy zacząć starać się wtedy jeszcze mocniej - mimo przemęczenia - albo zrezygnować z daremnego - naszym zdaniem - wysiłku i pogrążyć się w przeciwieństwie starań: w apatii, w świecie rozmaitych uzależnień.
Jeff VanVonderen, autor książki Zmęczony wymaganiami, których nie umiem spełnić jest wykładowcą, terapeutą i pisarzem, zajmującym się przede wszystkim problemami ludzi uzależnionych, zdrowiem rodzin i kościołów. Również - problemami ludzi z poczuciem pustki w życiu, którzy sami nie potrafią wyrwać się z zaklętego kręgu paraliżujących ich codzienność problemów. Ludzi w pewien sposób uzależnionych, niekoniecznie od typowych używek, raczej od destrukcyjnych przekonań. Ludzi, którzy chcieliby być lepsi, choć są już przemęczeni staraniami albo - zniechęceni brakiem efektów - już zrezygnowali z walki o siebie, z jakichkolwiek starań. W tej książce próbuje zmierzyć się z opisywanym powyżej problemem samoponiżenia. To według niego niezdrowe przekonanie, że nie jesteśmy wiele warci, że mamy w sobie jakiś defekt, który uniemożliwia nam bycie lepszym. Że nie zasługujemy - mimo starań - na miłość, uwagę, akceptację, również ze strony Boga. Że nie potrafimy spełniać Jego wymagań, a nasza niedoskonałość jest dla Niego odstręczająca. VanVonderen nie jest teoretykiem. W swoim życiu przeszedł proces mocnego zaangażowania we wspólnocie wierzących, gwałtownego odejścia od wiary i wejścia w destrukcyjne nałogi, a w końcu nie tak łatwego powrotu do normalnego życia.
VanVonderen ukazuje różne przyczyny problemu nazwanego przez niego samoponiżeniem. Czasami to wina rodzica, czasami - jakiegoś autorytetu w którejś z grup, do których należymy. Czasami - zbieg okoliczności, czasem efekt dłuższego oddziaływania niedobrych relacji. Rozwiązania problemu - jako człowiek wierzący - szuka przede wszystkim w łasce Boga, ale również w samoświadomości, zrozumieniu źródeł samoponiżenia. Uważa, że własnymi siłami nie możemy w pełni uleczyć samych siebie. Może tego dokonać wiara, o ile tylko w niej nie ma przekłamań. Problemem - jego zdaniem - jest często niewłaściwy obraz Boga, jaki nosimy w sobie i przekonania, jakie żywimy. Próbuje ukazać ich destrukcyjną rolę i źródła.
VanVonderen obficie cytuje fragmenty Biblii. Oczywiście takie, które mają wyraźnie potwierdzać jego wnioski lub których odpowiednia interpretacja może w tym pomóc. Warto - jak zawsze - czytając książkę być rozsądnie krytycznym i konfrontować poglądy autora z własną wiedzą i doświadczeniem. Czasami VanVonderen stawia mocne tezy, ale patrzy na pewne problemy z punktu widzenia przede wszystkim osób mocno poranionych, z bardzo poważnymi problemami. Dla nich radykalne rozwiązania mogą okazać się najlepsze. Inni jednak też mogą skorzystać z rad i obserwacji terapeuty. Z jego starań ukazania miłosiernego, życzliwego Boga, a nie jakiegoś tyrana, stawiającego wobec nas wygórowane, niemożliwe do spełnienia żądania. Autor mówi nie tyle o wierze w Boga - wszak, jak zapisano w Biblii, wierzą w niego nawet złe duchy - co o zaufaniu Mu, co jest niezbędne w budowaniu dobrej, owocnej relacji. Kluczem do swojego podejścia czyni fakt, że ofiara Chrystusa raz na zawsze zmieniła wszystko pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Pokazuje, jak fakt bycia nowym stworzeniem, odkupionym i wyzwolonym jest mocno akcentowany w pismach apostołów i uznany przez nich za kluczowy. Człowiek własnymi siłami najczęściej niewiele może dokonać, dając się schwytać w pułapkę rezygnacji bądź wyczerpującego perfekcjonizmu. VanVonderen sądzi, że źródłem wielu problemów jest zarówno nadmierna wiara we własne siły, starania, jak i brak wiary - dwie skrajności, będące objawem tej samej choroby - samoponiżenia. Niezdrowa waira w moc własnych uczynków, a nie w łaskę, życzliwość i pomoc Boga. Zapominanie, że człowiek mimo popełniania błędów jest dla Boga wartościowy, ukochany, wyjątkowy. Że jest różnica między człowiekiem i jego uczynkami. Że te drugie nigdy nie przekreślają w pełni godności, wartości człowieka. VanVonderen zwraca uwagę, że zbyt często nasze starania - pozornie motywowane wzniosłymi hasłami - są próbą podobania się nie tyle Bogu, co innym.
Jeff VanVonderen pisze nieskomplikowanie, obrazowo. Tekst jest podzielony na części, rozdziały, fragmenty, co umożliwia jego zaplanowaną, rozłożoną w czasie lekturę. Przykłady z życia obrazują przemyślenia, podobną rolę pełnią proste diagramy. Książka jest przemyślana, zawiera zarówno teorię, jak i praktykę. Może posłużyć do lepszego zrozumienia problemów dotykających nas samych lub osoby z naszego otoczenia. Problemów, zbyt często niezrozumianych i niedocenianych, być może spychanych na margines w świecie kultu sukcesu, zdrowia, samozadowolenia, bycia zawsze w formie i na luzie.
W centrum samoponiżenia leży przekonanie, że jestem ułomnym człowiekiem. (...) Samoponiżenie sprawia, że postrzegamy siebie jako ludzi wadliwych, z jakimiś brakami, niezasługujących na miłość i akceptację (ponieważ brak nam cech, które uczyniłyby nas godnymi miłości i akceptacji).