Zmartwychwstać? Można. Po wojnie z martwych powstawano gromadnie, choć wiadomo – nie wszyscy. Wielu nie podniosło się już i pozostanie na wieki w zbiorowych mogiłach.
Wiesiek, Żyd, uciekał z obozów siedmiokrotnie. Był w Majdanku, w Treblince, getcie lubelskim i warszawskim. Teraz pracuje jako dentysta, ma swój gabinet, pieniądze, kochającą żonę i traumatyczne wspomnienia. Poza tym jest znudzony. Bardzo znudzony. Powieść Remigiusza Spólnego znakomicie łączy w sobie kilka wątków, które, w połączeniu i po chronologicznym ich ułożeniu, składają się na obraz życia głównego bohatera, determinując taki, a nie inny jego stosunek do świata.
To książka sfragmentaryzowana, w której, choć nie zawsze to widać, główną rolę odgrywają uczucia, nastroje i ich wahania. Bo tutaj wszystko się ze sobą miesza. Daty, wydarzenia, a nawet ten, kto opowiada. Mamy dwóch narratorów: jednego wszechwiedzącego (posługującego się metodą behawiorystyczną), drugiego – ograniczonego w wiedzy, jest nim bowiem sam główny bohater (skupiający się na przeżyciach psychicznych). Wypowiedzi Wieśka na przemian z opowiadaniem narratora nie mają ciągu logicznego, są (nie)przypadkowe. To znaczy, że są zarówno przypadkowe (powstają spontanicznie), jak i nieprzypadkowe (są reakcją na taki, a nie inny bodziec).
Zdarzenia powracają jak pamięć – nie po kolei, ale wedle tego, co najpierw się przypomni i jaka jedna sytuacja przywoła następną, niekoniecznie mając duży związek z tą pierwszą. Mimo pozornego zagmatwania, obraz Wieśka wyłania się z tego chaosu mocno i jest na tyle klarowny, by czytelnik potraktował go subiektywnie. Bohatera, mimo jego dramatycznych przeżyć, które powracają do niego nieustannie i mają bezpośredni wpływ na jego zachowanie, nie sposób polubić, choć, paradoksalnie, dość łatwo zrozumieć. Przez całe lata toczy się w nim walka pomiędzy sobą a… sobą. Między stabilizacją, którą osiągnął, poczuciem bezpieczeństwa, które nie przyszło mu łatwo („Unikam marzeń, boję się marzyć.
Trudno mi jeszcze uzmysłowić sobie, że to wszystko minęło, nie powróci, że ludzie przestali być bestiami, że życie moje i innych będzie toczyć się normalnie.”), a pragnieniem zapomnienia się, życia przygodami, wolności i braku zobowiązań. Żona, Zosia, z którą spędził całe lata, najpierw razem w niedoli, potem w dostatku, choć czuła i kochająca, nie wystarcza mu. Pełnię życia stanowi dla niego to, co młode, witalne, co daje przyjemność, pozwala zapomnieć o przeszłości i cieszyć się drobiazgami. Na chwilę, bo na chwilę, ale właśnie o to chodzi. Postawa Wieśka drażni z jednej strony – jak można być tak obłudnym w stosunku do kochających osób? – zapytać można. Z drugiej strony zaś włącza się jednak świadomość, że być może to dla niego jedyny sposób ukojenia, zapomnienia o tym, co było, a co staje się obsesją i nie pozwala długo cieszyć się spokojem. O, proszę. Całkiem przypadkowo pokazałam właśnie, jak „Zmartwychwstały” wpływa na czytelnika.
Odbiór pełen emocji – to pierwsza, ale i najważniejsza, cecha tej powieści. Czym jest ona spowodowana? Bez wątpienia silnie zarysowaną psychologią postaci przy jednoczesnym uwzględnieniu perspektywy odwrotnej: jej obserwacji od strony zachowania. Książka nie jest typową powieścią o wojnie, nie jest w ogóle typowa. Łączy wiele konwencji, niczym powieść-worek, a samym jej tematem nie jest Wiesiek. Jest Człowiek.
Anna Szczepanek