„Zielony trabant”, druga powieść duetu Katarzyna Gacek i Agnieszka Szczepańska, to książka do połknięcia w jeden wieczór. Lektura, która czyta się sama, przyjemna, lekka i bardzo ciekawa. Chociaż moim zdaniem to bardziej kobieca obyczajówka niż kryminał: a jeśli ten ostatni, to z mocno zachwianymi proporcjami – do strony dziewięćdziesiątej pojawia się zaledwie zarys przyszłej sprawy dla śledczych. Mało tego: nawet kiedy dzieje się w „Zielonym trabancie” coś sensacyjnego – to i tak przegrywa z podstawowym motywem fabuły. Autorki spychają na dalszy plan przestępstwa a nawet zbrodnie: z jednej strony to całkiem nieźle, bo można tę książkę czytać spokojnie – żadne okrutne sceny nie zakłócą odbioru. Z drugiej – jeśli to ma być powieść kryminalna, to wielbiciele gatunku będą mocno zaskoczeni.
Dwie siostry – Lilka i Ewelina – dziedziczą hotel, a właściwie podupadły hotelik, z którym właściwie nie wiadomo co zrobić. Lilka che się oderwać od przyziemnych problemów – niedawno odkryła, że jej mąż ją zdradza. Pocieszenia nie znajdzie u despotycznej i rozkapryszonej matki – aktorki. Na szczęście jest przy niej przyjaciółka, Jagoda, która z radością zaangażuje się w nawet najbardziej szalone projekty. Lilka i Jagoda z entuzjazmem przystąpią do odnawiania hotelu – nie wiedzą jednak, z jak wielką ilością spraw przyjdzie im się zmierzyć. Tymczasem trzydziesztoletni Kamil wszystkie pieniądze inwestuje w modele samochodzików wyścigowych. Znajomość z Zebrą, przedstawicielem przestępczego półświatka, nie może mu wyjść na dobre. Gacek i Szczepańska prowadzą dwie równoległe opowieści, które w pewnym punkcie niespodziewanie się spotykają. Pierwszej, hotelowej i obyczajowej, poświęcają mnóstwo uwagi. Druga, kryminalno-gangsterska traktowana jest natomiast po macoszemu. Nie pozostawia się tu czytelnikom pola do wyobraźni: odbiorca staje się świadkiem wydarzeń i wie więcej, niż bohaterowie książki. Wydaje się momentami, że jest biernym obserwatorem kryminału, który rozgrywa się dla powieściowych postaci. Gacek i Szczepańska budują trzy piętra swojej historii: pierwsze to gangsterskie porachunki, oglądane przez bohaterów (znajdujących się na piętrze drugim – tę grę śledzą odbiorcy piętra trzeciego, czyli właściwi czytelnicy.
Gdybym więc chciała tradycyjnego kryminału, rozczarowałby mnie „Zielony trabant”. Jako gatunkowa hybryda jednak – cieszy i przyciąga uwagę. Jako czytadło jest ta książka po prostu znakomita. Gacek i Szczepańska sprawdziłyby się przy pisaniu scenariuszy do seriali obyczajowych – tym razem to komplement. Obie autorki potrafią obserwować rzeczywistość i nieźle budować powieściowe sytuacje – pobrzmiewają tu gdzieś w tle echa drugiej części „Wielkiego Diamentu” Chmielewskiej, ale i tak przy kreowaniu swojego świata duet Gacek-Szczepańska daje się poznać od dobrej strony. Próbują autorki podpierać się humorem czy optymizmem – a może raczej – źródła czytelniczego zainteresowania upatrują w prezentowaniu bohaterek, którym wszystko, przynajmniej w odautorskich deklaracjach, idzie nie tak. Nie zawsze jest to śmieszne, a tego typu rozwiązania są przecież we współczesnych powieściach obyczajowo-kryminalnych doskonale znane: zapewnia jednak taka strategia nastrój lekkości i podsyca ciekawość odbiorców.
Moim zdaniem Szczepańska i Gacek bardziej stawiają na miłość, na damsko-męskie relacje, na flirt i płynące z tego wszystkiego niewytłumaczalne poczucie szczęścia, niż na komizm. I dobrze, bo są w tym świetne. Z historii, z której miał się zrodzić kryminał, powstało niezłe czytadło, do którego chce się wracać. A chociaż momentami wydaje się, że proporcje powieści wymknęły się autorkom spod kontroli, czyta się tę książkę z przyjemnością. Przytyk w stronę korektorki: w tytułach czasopism wszystkie człony (poza spójnikami i przyimkami) zapisuje się wielkimi literami.
Izabela Mikrut