Mam na imię Kajtek. Tymczasem, bo gdy dorosnę, będę Kajetanem. Będę wtedy poważny i będę nosił okulary. Tak zaczyna swój dziennik pewien rezolutny dziesięciolatek. Dziennik nie byle jaki, ponieważ mający stać się w dość odległej z Kajtkowej perspektywy przyszłości - autobiografią Poczytnego Pisarza i Znanego Człowieka. Takiego, po którego książki ludzie będą stać w ogromnie długich kolejkach we wszystkich księgarniach w kraju, a może i na świecie! Taki plan ma główny bohater Zeszytu z Aniołami – debiutu książkowego Moniki Madejek.
Misja, która przyświeca przyszłemu Twórcy, powoduje, że bardzo sumiennie i pieczołowicie wywiązuje się on z zadania, spisując wszystkie swoje przygody i perypetie. Nawet te niezbyt chwalebne, choć z pewnym drżeniem, czy nie zaważą one na nieskazitelnej opinii Znanego Człowieka, którym zamierza się stać. Choć Kajtek i jego przyjaciele nie są złośliwymi łobuziakami, niestety (lub raczej „stety”), są normalnymi dziećmi, dlatego czasem przydarzają im się rzeczy, które ku ich własnemu zaskoczeniu przynoszą efekty dalekie od oczekiwanych, a dobre chęci nie zawsze przekładają się na takież efekty – czasem zupełnie niepotrzebnie odczytywane przez dorosłych jako objaw nieposłuszeństwa. Tymczasem dorośli przecież też potrafią nieźle narozrabiać. Oczywiście niechcący. Na przykład piekąc klops ze ścierką w środku (mama Kajtka), albo chcąc dokonać w życiu czegoś absolutnie szalonego - zatrudnić się w fabryce sznurowadeł (babcia).
Zeszyt z Aniołami to powieść dla dzieci, ale… Właśnie, jest pewne „ale”, które wprawiło mnie prawdziwe zdumienie. Pewnie każdy teraz spodziewa się, że napiszę coś w rodzaju: Mimo że to książka dla młodszych (znacznie!) ode mnie czytelników, ubawiłam się setnie! Otóż nie, wcale tak nie napiszę (choć rzeczywiście tak było). W książce skierowanej do młodego czytelnika znalazłam coś, czego nie spotkałam w żadnej innej tego rodzaju - treści genderowe i mocno zaznaczony temat społeczno-kulturowej tożsamości płci. Naprawdę! W powieści Moniki Madejek mistrzem w strzelaniu z procy wcale nie musi być chłopiec, a wrażliwej duszy artysty i zdolności plastycznych wcale nie musi mieć dziewczynka. W dodatku dziewczynka ma też prawo nie chcieć zachowywać się, ubierać, ani nawet nazywać się jak dziewczynka, za to chłopiec ma prawo projektować i szyć dla koleżanek sukienki do przedstawienia teatralnego. W dodatku nikt nie zamierza im tego prawa odebrać i nie widzi w ich zachowaniu niczego niestosownego. Podobnie, jak nikt nie zamierza zabraniać babci Kajtka odrobiny szaleństwa, do którego przecież ma prawo, mimo swojego wieku. I to w Zeszycie z Aniołami jest najpiękniejsze.
Co z tytułowymi Aniołami? Czy pojawiają się w powieści? Oczywiście, że tak. Nie tylko na zeszycie Kajtka i na ścianach restauracji pani Anieli, ale przede wszystkim między słowami napisanymi przez Autorkę i całkiem wprost – na fantastycznych ilustracjach autorstwa Ewy Beniak-Haremskiej. Anielski ślad można dostrzec również w relacjach między bohaterami – mieszkańcami maleńkiego miasteczka, w ich rozmowach, w zapachu potraw przygotowywanych przez mamę Kajtka prowadzącą rubrykę kulinarną dla lokalnej gazety. Wspaniałe jest również to, że niebiańskich wprost pyszności opisanych przez Autorkę możemy powąchać i posmakować nie tylko w naszej wyobraźni, ale również realnie, przygotowując je według przepisów umieszczonych na końcu tekstu. Efektownych i jednocześnie bardzo prostych. Myślę, że przygotowanie ich wspólnie z dziećmi już po lekturze książki może przynieść (oczywiście przede wszystkim tym ostatnim) sporo radości i satysfakcji. I wiem, co mówię, ponieważ już to sprawdziłam! Było pyszne… Podane przepisy zostały też dokładnie przetestowane przez samą Autorkę, a niektóre wręcz są jej pomysłu. Dowody można znaleźć w Kuchni Moniki: www.szufladakuchenna.blogspot.com. W tym również dowody na to, że nie przez przypadek Autorka obdarowała mamę Kajtka zamiłowaniem do gotowania i fotografowania przyrządzonych potraw. Chyłkiem przemyciła zapewne do książki sporo więcej z siebie. Inne swoje umiejętności ulokowała w postaci niespotykanie kreatywnego Adasia. Jakie? Podpowiedź można znaleźć na kolejnym blogu www.pokojzkominkiem.blogspot.com Natomiast jeśli chodzi o jej niewątpliwe umiejętności sprawnego radzenia sobie ze sztuką władania słowem, poznać je można dla odmiany na stronie www.miocentoangeli.blogspot.com.
Debiutancka powieść Moniki Madejek trafiła w moje ręce absolutnym, zadziwiającym przypadkiem. Tak niezwykłym, że chyba zasługującym na osobną opowieść. Dzięki temu poznałam sympatycznych bohaterów, akcję osadzoną w małym, prowincjonalnym miasteczku, gdzie ludzie są sobie życzliwi, choć nie obywa się bez rys na ich charakterze. Wśród poruszanych tematów znalazły się między innymi kulinaria, rękodzieło, a nawet co nieco o wspomnianej filozofii gender. Poza tym autorka zdołała udowodnić, że jest pasjonatką w najszerszym znaczeniu tego słowa. Posiada ogromną pasję twórczą. Plastyczną, rękodzielniczą, kulinarną, oraz tę dla mnie najważniejszą - pasję pisania. To również brzmi całkiem znajomo. W dodatku trochę dużo tych zbieżności jak na zwykły przypadek. Za to wystarczająco, by poczuć, że Anioły naprawdę istnieją.
Renata Kosin - autorka powieści Mimo wszystko Wiktoria i Bluszcz prowincjonalny.
Ciepła, rodzinna opowieść o tym, jak dorośli i dzieci mogą spełniać swoje marzenia. Wakacyjne przygody Kajtka i jego przyjaciół, znanych z książki...