Agent DEA na tropie
Jeśli jest ktokolwiek, kto myśli, że dobre książki sensacyjne to domena mężczyzn, jest w błędzie. Kłam temu zadaje polska autorka, Marta Bilewicz, która w swojej powieści Zdążyć przed świtem udowadnia, że kobiety potrafią pisać bardzo dobre powieści, w których akcja toczy się błyskawicznie, a szereg przygód spotykających bohaterów książki mrozi krew w żyłach czytelnika, wywołując bezdech. Można wręcz powiedzieć, że Bilewicz nie ustępuje pola Robertowi Ludlumowi czy Tomowi Clancy'emu. I nie będzie to nadużycie.
Książka Bilewicz to typowa powieść sensacyjna z niezwykle wartką i intrygującą fabułą. Akcja rozgrywa się w wielu miejscach, do których los i obowiązki pchają bohaterów, którzy wszędzie - czy to w Japonii, czy Anglii, na Wyspach Kanaryjskich, czy w USA - zmagać się muszą z szalenie niebezpiecznym przestępcą. A cała przygoda rozpoczyna się od wyjazdu Agenta DEA (wydziału do walki z przestępczością narkotykową), Garretha Browna, do Japonii w celu odbicia uwięzionych tam kolegów po fachu. Towarzyszą mu Joe, Constance oraz zleceniodawca, Sean. Wkrótce wypadki, które mają miejsce w Japonii, oraz dziwne zachowanie Seana doprowadzają do zerwania umowy z mężczyzną oraz w następstwie tego kroku do podróży na Wyspy Kanaryjskie. Trójka bohaterów odkrywa, że Sean zamieszany jest w handel bronią i narkotykami. Ich kroki śledzą od tego momentu przestępcy powiązani z byłym już zleceniodawcą. Co ciekawe, nawet będąc na Wyspach Kanaryjskich, nasi bohaterowie ścigani są przez wysłanników z Japonii, niezwykle groźnych i świetnie wyszkolonych wojowników ninja. Także sam Sean nie rezygnuje z zemsty i chęci rewanżu za udaremnienie mu planów. Ponadto trójka bohaterów zostaje uwikłana w śledztwo w sprawie kradzieży pewnego cennego eksponatu z British Museum. Tu dołącza do nich czwarta postać, tajemnicza Kathleen…
W powieści Marty Bilewicz urzeka stopień zagmatwania intrygi. Im więcej stron się przeczyta, tym bardziej zafascynowanym jest się tą książką. Przy tej lekturze policzki nabierają rumieńców, a oddech przyspiesza proporcjonalnie do tempa wydarzeń. Za każdym razem, gdy wydaje się, że wszystko jest już rozwiązane, a każda niejasność - wyjaśniona, nagle następuje wydarzenie, które zupełnie zmienia sposób postrzegania powieściowej rzeczywistości.
Oczywiście, są i wady powieści. Przede wszystkim wątki miłosne, rozbudowane do granic wytrzymałości. Dla osób nastawionych wyłącznie na porządną sensację wyeksponowanie dwóch romansów wyda się zapewne nieco przesadzone i niepotrzebne. Miejscami rozwlekłe opisy czułych i intymnych scen pomiędzy kochankami są po prostu męczące. Oczywiście, jeśli książka trafi w ręce zwolenników romansu, wówczas zapewne zostaną one przyjęte pozytywnie. Czuć tu więc, mówiąc krótko, kobiecą rękę i kobiece spojrzenie.
Dość dziwnie wygląda sprawa przeszłości czwórki bohaterów. Każdy z nich ma za sobą tajemnice, które ukryć chce przed pozostałymi. Jest to o tyle dziwaczne, że niektóre ze skrywanych faktów są zwyczajnie śmieszne, a tajemnice - przesadzone i wydumane… Irytuje też brak konsekwencji przy kreacji postaci Kathleen. Wygląda to trochę tak, jakby miało się do czynienia z dwiema zupełnie odmiennymi osobami. Nie do końca przekonuje argumentacja narratorki, ale nad tym faktem dość łatwo przejść do porządku dziennego.
Autorka nie tylko umieściła akcję w Japonii, ale że do powieści przemyciła sporo informacji na temat kultury tego kraju, filozofii Dalekiego Wschodu i sztuk walki, z bushido na czele. Informacje to cenne, zwłaszcza dla osób, które w tej dziedzinie są laikami. Bilewicz sprawiła, że nie tylko z zainteresowaniem śledzimy wszelkie informacje dotyczące tej tematyki, ale i wielu czytelników zapragnie zapewne bliżej poznać Kraj Kwitnącej Wiśni.
Pomimo drobnych więc wad, książkę Marty Bilewicz uznać należy za udaną. Ta proza jest intrygująca i pasjonująca, przynosi porcję niezłej rozrywki i niezaprzeczalnie potwierdza, że mamy w Polsce utalentowane autorki powieści sensacyjnych.
Lucas Scarlett prowadzi agencję detektywistyczną w Chicago. W trakcie śledztwa, w jednej z akcji, poznaje tajemniczą Chelsea, która udziela schronienia...