Zysk i S-ka przypomina miłośnikom kryminałów dawną Iskrową kolekcję Klubu Srebrnego Klucza – powieści rozrywkowych, które po latach wybrzmiewają na nowo, często – zupełnie inaczej niż w momencie pierwszego wydania. Są jednak w tym cyklu publikacje, które współcześnie przynoszą całkiem sporo zaskoczenia, zwłaszcza kiedy chwyty w nich stosowane nie uległy skonwencjonalizowaniu z różnych przyczyn. Taką książką może być przypomniana pozycja Krzysztofa Kąkolewskiego, złożona z dwóch historii – „Zbrodniarza, który ukradł zbrodnię” oraz „Uderzenia” – dwóch odrębnych i odmiennych fabuł, różniących się od siebie i tematyką, i wykonaniem, co w przypadku kryminału, gatunku często stypizowanego, ma spore znaczenie.
W „Zbrodniarzu, który ukradł zbrodnię” splatają się ze sobą dwie sprawy: zniknięcie czterystu tysięcy złotych i tajemnicza śmierć młodej kobiety, która wypadła przez okno meliny pijackiej. Pojawia się tu także Siwy, milicjant na emeryturze – jak to zwykle w powieściach kryminalnych bywa, odejście z pracy nie jest dla Siwego żadnym problemem w dalszym prowadzeniu śledztw. Gorzej, że to człowiek schorowany, musi dbać o siebie, by oddalić ryzyko wystąpienia zawału. Mamy zatem do czynienia z ludzkim funkcjonariuszem, w miejsce superherosa powraca zwyczajny człowiek, z własnymi problemami. Siwy może dlatego budzić sympatię czytelników. Siwy prowadzi notatki dla potomnych – to jedno ze źródeł wiedzy odbiorców. Inne to pisma sądowe, fragmenty reportaży, sprawozdania i listy – pisma użytkowe. Właśnie z takich rozdziałów – w miejsce klasycznej opowieści – składa się książka. Technika recyclingu sprawdza się tu znakomicie.
Kąkolewski namiastkę tradycyjnej narracji zapewnia dzięki notatkom Siwego, reportaż daje grę na emocjach czytelników, a pisma sądowe dostarczają wiarygodności całej opowieści. Mozaika dynamizuje historię, ale ma też swoje zadanie w budowaniu fabuły. Odbiorcy mogą również włączyć się w śledztwo, przez analizowanie dostępnych materiałów – to element rozrywkowy i z całą pewnością odsuwający banał. „Uderzenie” to drobna historyjka młodzieżowa, dziś już dosyć stypizowana. W klasie, do której chodzi syn milicjanta, następuje seria drobnych kradzieży. Przenikliwi młodzi ludzie muszą samodzielnie wykryć sprawcę – podejmują to wyzwanie, chociaż czytelnicy mogą się domyślić, że nie obejdzie się bez problemów. Tu spodziewać się należy klasycznej wręcz fabuły (jedynym odejściem od niej będzie przekazanie detektywistycznych zabiegów młodzieży).
Postacie detektywów amatorów w literaturze rozrywkowej nie należały do rzadkości, natomiast gdy w roli śledczych występują uczniowie, można mówić, w przypadku wznawianych publikacji, o nowatorskim podejściu do tematu. Krzysztof Kąkolewski stworzył opowieści ważne i wartościowe – ciekawe nie tylko ze względu na rozwój fabuły, ale i rozwiązania gatunkowe, jak choćby wprowadzenie do literatury rozmaitych przejawów genologii użytkowej. Czasami powrotowi tekstów po latach towarzyszy uśmiech politowania: bo przestarzałe są dawniej atrakcyjne zabiegi, bo część rozwiązań przeszła do warstwy stereotypów i dziś pełnić może co najwyżej funkcję parodystyczną.
Jednak Kąkolewski napisał książkę, do której dziś można sięgnąć bez uczucia przykrości – a nawet z zainteresowaniem. Ciekawa fabuła, intrygująca strona formalna, rzeczywistość PRL-u przefiltrowana przez kryminalne wydarzenia. Reportażowość, recycling, oryginalność – tak hasłowo dałoby się opisać publikację podwójną, a nawet potrójną, bo do książki dołączona została płyta z filmem zrealizowanym na podstawie pierwszej powieści. Gratka dla smakoszy – to znaczy wielbicieli gatunku.
Pogrom kielecki miał przekonać opinię publiczną, ale także rządy wolnych krajów, że zwycięstwo radzieckie i okupacja Wschodniej Europy ma głębokie uzasadnienie...
"Węzły wojny" to zbiór opowieści, splotów ludzkich dramatów. To życie jednostek uwikłanych w powojenną rzeczywistość, potwornie naznaczoną horrorem II...