Recenzja książki: Zbrodnia. Twarzą w twarz ze współczesnym niewolnictwem

Recenzuje: MichalWieniec

Niewolnictwo w dzisiejszych czasach istnieje – to fakt. Dziesięcioletnie dziecko można kupić już za 50 dolarów amerykańskich i to zaledwie w odległości nie większej niż pięć godzin drogi od siedziby ONZ na Manhattanie. Niemożliwe? Wszystkich niedowiarków odsyłam czym prędzej do książki E. Benjamina Skinnera zatytułowanej „Zbrodnia. Twarzą w twarz ze współczesnym niewolnictwem”, wydanej w marcu tego roku przez wydawnictwo „Znak”. Autor tej pozycji o zatrważającej tematyce zabiera czytelników w najmroczniejsze miejsca na ziemi, gdzie nie istnieją ludzkie uczucia takie, jak litość, współczucie ani miłość, gdzie nie istnieje skarga w głosie ludzi przymuszanych każdego dnia do niewolnictwa. Tam liczy się tylko handel i dobry zarobek.

Na Haiti rozpowszechnione są dwa bardzo niehumanitarne powiedzenia dotyczące wychowywania dzieci. Pierwsze zdawkowe, ogólne, lecz dosadne brzmi: „Dzieci to małe zwierzęta”. Za to drugie, znacznie bardziej przerażające zawiera się w maksymie: „To dzięki biczowi dzieciak zaczyna chodzić”. Bo, jakby tego było mało, Haitańczycy posiadają coś takiego, co nazywają „martinet”, czyli pejcz. Można nim chłostać zarówno żebraka, za „wolno” (niedostateczne szybko) pracującego sługę, bądź zmuszoną do uległości wobec swego właściciela służącą, tak samo jak i nieposłusznego woła albo psa. Blizny po „martinecie” widać niemal na całym ciele restaveków, czyli tych „którzy u nas nocują”, jak eufemistycznie nazywani są przez swoich panów. Zmuszani do pracy, za którą nie otrzymują wynagrodzenia, wstają przed świtem i kładą się spać późno w nocy. Przemoc to dla nich chleb powszedni. Zazwyczaj śpią na podłodze razem z innymi zwierzętami. Bardzo łatwo można ich rozpoznać na ulicy Delmas w stolicy Haiti Port-au-Prince, ponieważ są to dzieci, które nie spojrzą ci w oczy.

Jak kupić sobie niewolnika? Otóż nad całą transakcją pieczę sprawuje „courtier” – coś w rodzaju pośrednika handlowego, do którego należy znalezienie odpowiedniego dziecka o wymaganych przez kupującego predyspozycjach (może to być wiek, płeć, umiejętność na przykład gotowania, obsługi piekarnika lub, jeśli chodzi o dziewczynki restaveków, czy ma pełnić funkcję la-pou-sa-a, czyli „będącej tam do tych rzeczy”). Czas oczekiwania na towar jest uzależniony od podanych kryteriów i waha się od kilku minut (nieliczna część niewolników trzymana jest na miejscu) do kilku dni, gdy wymaga to poszukiwań na terenach wiejskich zwanych „corvée”. Po otrzymaniu zamówienia „courtier" rozpoczyna starania, mające przekonać jakąś ubogą rodzinę do oddania dziecka. Bardzo często wystarczy jedynie obietnica, że będzie miało co jeść i otrzyma wykształcenie (dodajmy, iż 80 procent szkół na Haiti ma charakter prywatny, a roczna opłata za szkołę średnią w mieście wynosi 385 dolarów, czyli więcej niż średni roczny dochód typowego Haitańczyka). Jak łatwo się domyślić to tylko kłamstwo, lecz większość matek oddaje swe potomstwo, bo albo w nie wierzą albo bardzo chcą wierzyć. Jak podaje Skinner do dzisiejszego dnia w haitańskich społecznościach rozsianych po Stanach Zjednoczonych można spotkać restaveków wiodących życie niewolników. A to zaledwie początek całej opowieści.

Problemy mówienia o niewolnictwie, jak zauważa sam autor, pojawiają się już przy samej definicji słowa „niewolnik”, które bardzo często rozumiane jest zbyt ogólnie. Na potrzeby niniejszej książki Skinner przyjął trzy wyznaczniki, jakie musi spełniać każdy niewolnik, aby został określony tym mianem. I tak oto będzie nim człowiek zmuszony siłą lub podstępem do pracy, za którą nie otrzymuje wynagrodzenia poza tym, co jest potrzebne do utrzymania się przy życiu. Zaś wykorzystywany może być w dowolnym celu, ale najczęstsze zastosowania to seks i pomoc domowa.

Po lekturze książki długo myślałem nad sensem jej opublikowania. Czy to nie jest tak, że w takich przypadkach newralgiczny temat broni sam siebie, przy okazji promując nazwisko autora? Przecież wydrukowane słowa niczego nie zmienią, nie uratują ani jednego z tych biedaków. A może jednak? Wstrząsającym dla mnie jest wyznanie autora z przedmowy, który zastanawiając się czy uratować kogokolwiek pozostaje bierny w imię tematu, ślepo wierząc w sprawczą moc swojej relacji z tamtego, innego, ale jednak naszego świata. „ Za każdym razem powstrzymywałem się od uratowania jednej osoby, mając nadzieję, że ta książka uratuje później wiele innych. Kiedy piszę te słowa, wciąż brzmią one w moich uszach jak usprawiedliwienie tchórzostwa.” Czy był to akt tchórzostwa, nie wolno nam oceniać. Dla nas czytelników a zarazem ludzi wolnych najważniejsza niech będzie wiedza i lekcja płynąca ze „Zbrodni…”, że nieważne co by nam mówiono na świecie wciąż istnieje niewolnictwo. Trzeba się tylko dobrze rozejrzeć i działać.

Kup książkę Zbrodnia. Twarzą w twarz ze współczesnym niewolnictwem

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Zbrodnia. Twarzą w twarz ze współczesnym niewolnictwem
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy