Dziś w nocy przyśniły mi się trzy słowa. Podniebie, przedpiekle i zaziemie – pisze czeska pisarka. - Żadnych obrazów, tylko słowa. Tak też zatytułowała trzy części swojej prozy. A pisze Šrámková do Babci i o Babci, choć sama przyznaje, że nie jest to łatwe. Babcia wychowała małą Jankę, po jej śmierci wnuczka próbuje zachować pamięć o niej, opisać jej historię, by zatrzymać ją jeszcze przy sobie.
Z krótkich tekstów, składających się na książkę, dowiadujemy się też wiele o samej autorce. Jej proza jest emocjonalna, afabularna, jest raczej zbiorem wrażeń, fragmentami pamiętnika, aniżeli pełną opowieścią Autorka jest literatką w pełnym tego słowa znaczeniu, która boryka się z nieprzychylną rzeczywistością. Jej życie to pisanie. Ale jak tu pisać, gdy w brzuchu rośnie płód, który domaga się uwagi. Potem z płodu powstaje syn. By pisać, Šrámková musi dokonać reorganizacji całego dnia. Mąż musi zostać z dzieckiem, a ona – ubrana w trzy warstwy ciuchów – idzie na koniec osiedla, gdzie w wózkowni mąż ma swoje biuro. Tam, gdy już włączy ogrzewanie, uruchomi laptopa, zaparzy gorącą herbatę i założy podwójne skarpety, może wreszcie położyć stęsknione, choć zmarznięte palce na klawiaturze. I dokładnie wtedy ktoś obok zaczyna wiercić, stukać, pukać. Popracowała.
Šrámková opisuje swoje pisanie, kontakty z innymi twórcami, obecność na spotkaniach literackich, studiowanie, czytanie, pisanie recenzji. A przy tym czuje, że macierzyństwo odbiera jej możliwość samorealizacji. Frustruje ją to. Wszystko to jednak traci na znaczeniu, gdy córka zaczyna się dławić. I to na nią, matkę, spływa obowiązek uratowania jej życia. To w ciągu tych kilku sekund musi podjąć decyzję. Świat się zatrzymuje, czas zwalnia. Życie, które wydała z siebie, okazuje się najważniejsze.
Czeska autorka jest wyrazicielką uczuć, rozterek i myśli wszystkich piszących kobiet, które pragnienie związania się z pisaniem zawodowo muszą pogodzić z całym koszmarem codziennych ról. A nie jest to proste. Šrámková ma swoją mentorkę, którą jest babcia. To do niej się zwraca, próbując odkryć jej sekret radzenia sobie ze wszystkim. Po drugim dziecku Jana zapisuje się w sekrecie na zumbę. Jest jej wstyd, że zniżyła się do takich rozrywek. Nie wyobraża sobie min kolegów z uczelni, gdyby ją zobaczyli. Udaje więc, że wcale jej to nie cieszy, a jednak te dwa dni w tygodniu przynoszą jej niesamowitą satysfakcję. Mimo poczucia, że intelektualistka nie powinna nawet zbliżać się po przepoconych sal.
Jej książce wystarczy poświęcić trzy godziny popołudnia. Czyta się ją bowiem szybko i z pozoru nic po lekturze nie zostaje. Ale to tylko złudzenie. Jej słowa głęboko zapuszczają korzenie, czyniąc z autorki kogoś bardzo bliskiego czytelnikowi.