Wolność, równość, tolerancja
Wierzysz, że ludzie kiedykolwiek staną się jedną, wielką, szczęśliwą rodziną? Wierzysz w triumf tolerancji, ideę równości i sprawiedliwości, sądzisz, że nadejdzie dzień, kiedy ksenofoby, złodzieje, mordercy i politycy staną się tylko wspomnieniem? Wierzysz? To dobrze, bo wiara w cuda to dobra rzecz. Sęk w tym, że od wieków fatalne zjawiska nie tylko nie ulegają marginalizacji, ale wręcz przeciwnie - są coraz bardziej powszechne.
Tę smutna prawdę uświadamia nam Robert Wójcik, podróżnik z wyjątkowym darem do wnikliwej obserwacji rzeczywistości. „Zakazana planeta 20-111” jest wypadkową analitycznego podejścia w stosunku do rozwoju cywilizacji, fascynacji zagadnieniami stosunków międzyludzkich i lekkiego pióra, pozwalającego kreować nową (starą) rzeczywistość.
Jego powieść to science fiction w dość atrakcyjnej i wciągającej oprawie, a świadomość analogii do współczesnych realiów życia pod sztandarem Unii Europejskiej dodatkowo nadaje smaczku całej historii. Wójcik prezentuje nam wizję „Starej Ziemi”, czyli planety tolerancji i miłości (przynajmniej w założeniu). Nazwa ta pojawiła się po odkryciu w 2041 roku nowej planety, niezwykle podobnej do Ziemi, jedynie nieco bardziej surowej. Wkrótce rządzącym przyszedł do głowy pomysł wykorzystania dodatkowych powierzchni - można przecież wysłać na planetę wszystkich przeciwników nowego porządku.
Na Starej Ziemi bunty się, niestety, wciąż zdarzają, ale są szybko zduszone w zarodku, a świetnie zorganizowana tajna policja tępi wywrotowców i ekspediuje ich na Nową Ziemię. Obecna Stara Ziemia jest planetą pozostającą pod rządami Unii Ziemi, a od 2035 roku zostały zakazane naturalne poczęcia i porody, nowi ludzie są zaś tworzeni wyłącznie w sztuczny sposób ze starannie wyselekcjonowanych genów. Dla bezpieczeństwa zlikwidowano religie, śluby kościelne, propagowano zaś homoseksualizm i obowiązkową eutanazję dla mężczyzn po ukończeniu 85 roku życia, a kobiet po przekroczeniu 90. Tyle tylko, że w tej krainie, teoretycznie „mlekiem i miodem płynącej”, panuje terror. Idea tolerancji bez granic, świata równości i miłości zupełnie się nie sprawdziła, a ci, którzy niegdyś liczyli na tolerancję, sami szybko stali się raczej mało tolerancyjni.
Lekturę „Zakazanej planety 20-111” rozpoczynamy w momencie, gdy na pokładzie krążownika zwanego „Ścieżką Potępionych” na Nową Ziemię leci dwunastu skazanych. To właśnie oni, by przeżyć, będą musieli zbudować nową cywilizację. Planeta bowiem zamieszkana jest przez drapieżne zwierzęta, do złudzenia przypominające dinozaury, dziesiątkujące przybywających na nowy ląd. Do walki o przetrwanie mobilizuje wszystkich pułkownik Pron, a kolonizacja planety kojarzy się z procesem, jaki na przestrzeni tysięcy lat odbywał się również na Starej Ziemi. Wkrótce nowa rzeczywistość i świat zbudowany od podstaw zaczynają przerażać tych, którzy się do jego powstania przyczynili. Stara Ziemia obawia się powrotu dawnych zwyczajów i praw. Pojawia się smutna refleksja, że te procesy nigdy się nie skończą, a wojna będzie trwała niezależnie od tego, czy rozpoczną ją kreatorzy, czy obiekty ich kreacji, że zawsze toczyć się będzie ciągła walka o władzę i wpływy.
„Zagłada zawsze była wpisana w historię ludzkości” – pisze autor, przedstawiając jednocześnie dość kontrowersyjną teorię zagłady… tajemniczej Atlantydy. Opowieść Wójcika, choć brzmi niczym baśń przesiąknięta science fiction, jest niemal wiernym odbiciem rzeczywistości i próbą nakreślenia możliwych kierunków rozwoju planety zwanej Ziemią - i to w całkiem nieodległej przyszłości. Zanim zaczniesz zatem walczyć o tolerancję i równość, upewnij się, że do niej dojrzałeś i że jesteś na nią gotowy, czytelniku…
Opowiadanie, zawierające wiele z przeżyć pana Wójcika. Jego opisy „osiedla”, małych miasteczek, zwyczajów i zaściankowości takich...
Powieść osadzona w realiach tworzenia się państwowości w bliżej nieokreślonym miejscu, choć określenia dobrze rozwiniętego Zachodu, zwłaszcza Państwa Zamorskiego...