W książce „Pegaz zdębiał” Stanisław Barańczak zamieścił garść swoich palindromów, będących nie tyle nośnikami humoru, co zobrazowaniem talentu autora do zabaw lingwistycznych. Tymczasem Tadeusz Morawski, najwybitniejszy polski palindromista, buduje utwory, które nie tylko dają się czytać w obie strony, ale również bawią do łez.
Palindromy (zwane też echozdaniami czy zdaniami lustrzanymi) to wyrazy, zdania czy dłuższe wypowiedzi, które dają się czytać od początku i wspak i zachowują przy tym tę samą treść. Przy tak rygorystycznym założeniu formalnym trudno się dziwić, że niewielu mamy twórców palindromów.
„Zagwiżdż i w gaz” to druga po wydanym w 2005 roku i gromadzącym echozdania tomie „Gór ech chce róg” książka Tadeusza Morawskiego. Zawiera ponad półtora tysiąca palindromów, pogrupowanych w przeszło 280 rozdziałów. Liczby i suche fakty nie odzwierciedlają jednak ogromnej dawki nie tylko absurdalnego humoru, mieszczącego się w zbiorku.
Autor „Zagwiżdż i w gaz”, profesor z Politechniki Warszawskiej, ujawnia zacięcie lingwistyczne, talent w zabawach słowem i przede wszystkim ogromne wyczucie satyryczne. Ułożenie palindromu nie jest rzeczą prostą – wie o tym każdy, kto kiedykolwiek próbował. Tadeusz Morawski nie dość, że tworzy palindromy z łatwością, to jeszcze potrafi nimi rozbawić do łez. Dla autora „Zagwiżdż i w gaz” nie ma rzeczy niemożliwych. Stanisław Barańczak pochwalił się w książce „Pegaz zdębiał” ułożeniem jednego palindromu z wykorzystaniem słowa „palindrom”. Tadeusz Morawski przytacza ponad dwadzieścia swoich echozdań z „palindromami”, mało tego – posuwa się o krok dalej i tworzy palindromy z wyrazem „palindromader”.
Zgromadzone w książce „Zagwiżdż i w gaz” zdania lustrzane da się podzielić na dwie grupy. Do pierwszej trafią palindromadery – palindromy dłuższe, a także te, które powstały dla udowodnienia tkwiących w języku możliwości. Relatywistka, mizantrop, rozwielitka czy populizm trafiają do ekwilibrystycznych popisów lingwisty-satyryka. Im trudniejszy i dłuższy wyraz, tym większe wyzwanie dla palindromisty. Dla Morawskiego nie ma chyba słów, których nie dałoby się wykorzystać w palindromie. Echozdania z tej grupy są potwierdzeniem maestrii lingwistycznej autora.
Drugą, znacznie liczniejszą grupę stanowią palindromy, które z powodzeniem da się opatrzyć etykietką „satyryczne”. Echozdania bardzo często przepełnione są absurdem. Króluje tu purnonsens: „Julu, my sikamy – ty maki symuluj”.
W innych palindromach sens bywa zachowany… Wtedy na pierwszy – śmiechotwórczy – plan wysuwa się zaskoczenie: przecież logiczne choć nietypowe zdanie daje się czytać w obie strony. „Mamra metr aż? Żartem ar mam”. Profesor Morawski genialnie wykorzystuje kolokwializmy, wplatając je w palindromy o zaskakującej puencie: „koc-bajka jak sen, a neska jak jabcok”. Zaskoczenie jest w ogóle najczęstszym środkiem wspomagającym wywoływanie śmiechu. „Kilo banana pływa – wył pan Anabolik”. Wierzyć się nie chce, że palindromy mogą dać tak olśniewające efekty satyryczne. A to dopiero początek.
Jednymi z piękniejszych (pod względem rozrywkowym) są palindromy kryminalne („ile Roman ładny dyndał na moreli?”) i … dozwolone od lat osiemnastu („a dolej, załoga kajaka goła zje loda”). Cóż jednak zrobić z wynaturzeniami? („Zula jego nie chciała i chce ino geja luz”). Zawsze przydadzą się wnioski wyciągane z życiowego doświadczenia innych („ino gnam jak kajman goni”).
Wśród palindromów zdarzają się relacje („ej, Ula mi kredą derki maluje”), także z życia politycznego („znowu lulu w ONZ?”), definicje („NIP krów – wór kpin”), oferty („może jazz… i pizza jeżom?”), radykalne życiowe rozwiązania („nerwica, kac – i w Ren!”). Wreszcie same rozdziałowe komentarze, choć nie pisane palindromami, też bawią. Są to wyciągi z echozdań umieszczonych pod hasłami. „Fin – właściwie nie wiadomo, jak się tu znalazł. Czy leje (Tomasza), czy tuli filuta (u babuni), czy goni (ogara), czy jest z ululaną?”.
Czy w pocie małż może utopić się wyżeł? Kogo ukrywa na wyrku mer? Przy palindromach Tadeusza Morawskiego nudzić się nie można. A przecież to nie wszystko – pojawiają się też palindromy piętrowe czy prawie symetryczne, palindromy rymowane… Autor „Zagwiżdż i w gaz” wysoko stawia lingwistyczną poprzeczkę.
„Zagwiżdż i w gaz” to książka, której nie da się przeczytać naraz w całości. Sam autor pisze zresztą „nie traktujmy palindromów poważnie. Nie próbujmy też przeczytać książki w całości. Pamiętajmy, że zawiera ona ponad tysiąc niezależnych utworów, starajmy się raczej ogólnie zorientować, co to są palindromy, a potem wybierać, szukać tych, które nas ciekawią, sprawdzać, analizować, czytając wspak. Odstawmy lekturę, gdy już nas zmęczy, by po jakimś czasie do niej wrócić”.
„Zagwiżdż i w gaz” to niezawodna recepta na dobry humor.
Na pograniczu literatury, satyry i intelektualnych igraszek rozwija się ostatnio niezwykła zabawa o starożytnych korzeniach - PALINDROMY. Głównie...
WÓR MRÓW opinia o książce Tadeusza Morawskiego, Wydawnictwo Notatnik Satyryczny, Warszawa, 2010 "Wór mrów" to kolejna interesująca pozycja...