„Zabójcza podróż” Kathy Reichs musi wywołać kontrowersje. To książka, która przynajmniej w pierwszej fazie obezwładnia czytelników, prezentując się jako mocny thriller, by potem przejść w stypizowany kryminał. I właśnie ta chwiejność gatunkowa wpłynąć może na końcową ocenę powieści. Bo w pewnym momencie Kathy Reichs traci grunt pod nogami, ratuje się dość banalną akcją i dąży tylko do zakończenia książki – a pod koniec znowu wprowadza element grozy. Tyle że chyba trochę za późno. W skrócie można by powiedzieć: atrakcyjny początek i koniec, środek mocno nudnawy.
Doktor Temperance Brennan to pracownica DMORT, antropolog, która na terenie wypadku ma zajmować się zmarłymi. Przyjeżdża na miejsce katastrofy samolotu – a kiedy poszukuje ludzkich szczątków, natyka się na kojoty, szarpiące ludzką stopę. Przekonana, że to fragment zwłok pasażera pechowego samolotu Tempe odbiera zwierzętom znalezisko. Ale stopa nie pasuje do żadnego z ciał. Przypadkiem Tempe odkrywa ślad jakiejś bez wątpienia straszliwej mrocznej tajemnicy. Komuś zależy jednak, by kobieta nie dokonywała dalszych odkryć. Zaczyna się znowu robić niewesoło. Najpierw nieświadomość co do losów córki, potem seria wypadków, opuszczony dom… Ktoś chce odsunąć Tempe od śledztwa, składając na nią skargi. Niełatwo walczyć z nieznanym przeciwnikiem.
„Zabójcza podróż” napisana została jeszcze przed atakami z 11 września, potem rzeczywistość okazała się groźniejsza niż fikcja. Tempe na swoim fachu zna się jak mało kto, i w poszukiwaniach oraz identyfikacji ciał jest niezastąpiona. Kathy Reichs, antropolog sądowy, obdarzyła bohaterkę swoim zawodem, wiedzą i umiejętnościami. Zaryzykuję stwierdzenie, że właśnie w tym zestawieniu tkwi przyczyna negowania wartości tej książki i źródło pochwał. Bo kiedy w powieści przychodzi do identyfikacji zwłok, to Kathy Reichs sytuacje odtwarza perfekcyjnie.
Widać tu profesjonalizm, który oddala turpistyczne opisy, widać pasję, widać pewien rodzaj fascynacji pracą i zaangażowanie, ogromne, pozwalające stworzyć kawałki niezłej prozy. Tak jest, kiedy na scenie pojawiają się fragmenty ciał. Ale już w pozostałych sytuacjach, tych zwyczajnych i codziennych, Reichs nie jest w stanie realistycznie oddać rzeczywistości. Rewelacyjnie przedstawia proces identyfikacji ciał, ale kiedy jej bohaterka zjada kanapkę, to jest to zwyczajne jedzenie kanapki – a nie wciągający tekst. Upraszczam, ale ów brak wiarygodności w opisach zwykłego monotonnego życia w zestawieniu z ekstatycznym zajęciem rozpoznawania zwłok daje w efekcie niezamierzony jak przypuszczam kontrast. Rozdźwięk między dwiema partiami opowieści jest zbyt wyraźny, by uznać go za przypadek a nie za brak warsztatowej sprawności Reichs.
Często bywa, że zafascynowani jakimś zajęciem ludzie nie potrafią zdobyć się na obiektywizm, nie chcą zrezygnować z uzewnętrzniania pasji i wtedy może się okazać, jak w „Zabójczej podróży”, że brakuje im tej iskry w pozostałych, obojętnych opisach. Reichs potrafi budzić w czytelnikach strach – lecz czyni to za pomocą dość typowych środków. W realizacji fabuły zbyt często stawia na suche dialogi, które w połączeniu z nie dość sugestywnymi opisami przestają być dobrze umotywowane. Zabrakło tu czegoś, żeby móc mówić o świetnym kryminale czy thrillerze.
Instytut, w którym pracują rodzice bohaterów, ma zostać sprzedany. W poszukiwaniu funduszy, które pozwoliłyby na ocalenie instytutu oraz wyspy, przyjaciele...
Dla antropologa sądowego, Tempe Brennan kolejna sprawa rozpoczyna się w dniu, kiedy policja w spalonym domu na prowincji Qubecu odkrywa zwęglone ciała...