Do czego zdolny jest człowiek, który chce uratować własne dziecko? Na to pytanie odpowiada powieść Susanne Mischke Zabij, jeśli potrafisz!
Jaki może być największy koszmar rodziców? Porwanie dziecka, niepewność o jego los - czy jeszcze żyje, czy już nie? W takim momentach niegasnąca nadzieja przeplata się z bezsilnością, że nic nie można zrobić. Takie emocje targają bohaterami powieści Susanne Mischke.
Tinca Hansson podczas zakupów w hali targowej zostawiła na chwilę swoją dwuletnią córeczkę, Lucie, bez opieki, dosłownie spuściła ją z oczu na moment. Okazało się to fatalne w skutkach, gdyż w tym czasie ktoś porwał jej dziecko. Niestety, ze względu na brak świadków i śladów, śledztwo stanęło w martwym punkcie.
Od tego czasu mijają cztery lata - żalu, niepewności, ale także niegasnącej nadziei - wszak nadzieja umiera ostatnia. Pewnego dnia komisarz Gregor Forsberg trafia na pewien ślad i postanawia wznowić śledztwo. Pomaga mu w tym Selma Valkonen, młoda policjantka. Śledczy nie wiedzą, że do ojca Lucie przychodzi niepokojący sms: Chcesz swoją córkę z powrotem? Wiem, gdzie jest Lucie... Tajemniczy nadawca stawia warunek - Leander musi zabić, aby odzyskać dziecko. Czy się tego zadania podejmie? I jaka jest pewność, że jego córka nadal żyje? Może to tylko okrutny dowcip.
Zabij, jeśli potrafisz to bardzo dobry kryminał z wielowątkową akcją. Początkowo wątki wydają się niezależne od siebie i pozbawione powiązania, jednak stopniowo zaczynają układać się w logiczną całość. Sussane Mischke umiejętnie buduje napięcie poprzez dozowanie informacji i nagłe zwroty akcji, które zmieniają perspektywę o 180 stopni.
Interesująco wypadają śledczy stworzeni przez Susanne Mischke. Komisarza Gregora Forsberga życie doświadczyło podobnie jak państwa Hanssonów. Jego córka też zaginęła lata temu i to zaważyło na całym jego dalszym życiu. Na domiar złego co roku ktoś przysyła pocztówki z różnych zakątków świata i od nowa budzi nadzieję, że jego córka żyje. Nie dziwi więc, że policjant ma problemy z alkoholem, którym próbuje zagłuszyć ból. Selmie Valkoven, nazywanej za plecami przez komisarza Ptaszycą, także daleko do normalności. Policjantka ubiera się na czarno, słucha gotyckiej muzyki, jest wielką indywidualistką. Co więcej: słyszy kolory w wypowiedziach innych ludzi.
Dużym walorem lektury jest to, że nie jest to zwykłe kryminalne "czytadło". Powieść stawia trudne pytanie: ile jesteśmy w stanie zrobić, by odnaleźć własne dziecko? Czy moglibyśmy zabić? Oczywiście, na tak postawione pytanie trudno odpowiedzieć. Pewne jest tylko to, że zakończenie powieści okazuje się zaskakujące, a powieść Susanne Mischke warto polecić w szczególności miłośników kryminałów i thrillerów.