Od czasu do czasu każdy z nas na własne oczy może się przekonać, że Internet może być narzędziem naprawdę przydatnym, a nie tylko źródłem fermentu molarnego i pornografii, jak przedstawiają go inne, szacowniejsze media. Kolejnym tego dowodem jest książka Macieja Bernhardta, „Z Miodowej na Bracką”, która narodziła się jako seria tekstów na portalu histmag.org, by potem, po życzliwym przyjęciu przez internautów, doczekać się wersji papierowej, tym samym dostając się także w szpony mniej utalentowanych technicznie wielbicieli historii. I bardzo dobrze.
„Z Miodowej na Bracką” to zbiór wspomnień autora od początków jego arcyinteresującego żywota do pierwszych lat okresu powojennego. Bernhardt w czasie wojny przeżył wiele – uczęszczał na tajne komplety, udzielał się w różnorodnych organizacjach konspiracyjnych, brał nawet w końcu udział w Powstaniu Warszawskim, a jego książka to próba dokładnego przedstawienia i przybliżenia współczesnemu czytelnikowi wydarzeń z tamtych lat, tak jak były one widoczne z pozycji zwykłego człowieka. Nie jest to książka popularnonaukowa – nie ma tutaj analiz, uogólnień, ocen i nawiązań do wydarzeń na świecie. Są to natomiast nieskażone interpretacjami wspomnienia, które nie dość, że niosą za sobą wielką wartość źródłową, to oprócz tego stanowią iście fascynującą lekturę wręcz na podobieństwo powieści wojennych.
Choć nie można powiedzieć, żeby Bernhardt był wybitnym literatem, to jednak książkę czyta się naprawdę dobrze. Nie dość, że bardzo interesujące i aktywne życie autora dostarczyło odpowiedniego materiału do książki napisania (bo z bólem trzeba przyznać, że niektórzy zapaleńcy autobiografii nie mają zbyt wiele do przekazania, co nadrabiają pseudofilozofią), to jeszcze prosty, zwięzły ale miejscami i dowcipny styl pisania sprawia, że całe 330 stron połknąć można za jednym wgryzieniem się w treść. Oczywiście jak na adepta tajemnych sztuk technicznych przystało, autor ma zacięcie do ujmowania tematu raczej w sposób ścisły i uporządkowany niż przyjemnie, humanistycznie pogmatwany. Chyba tylko dlatego niewiarygodne wręcz opisy poszczególnych przygód mają więcej wspólnego z lakonicznym raportem niż powieścią sensacyjną. Z jednej strony jest to iście chwalebne, że autor powściągnął owe naturalne zapędy do przedstawienia się jako James Bond, Rambo i Ostatni Sprawiedliwy razem wzięci… Ale książce brakuje jednak trochę dynamizmu. Wydaje się, że można było przedstawić opisywane wydarzenia w sposób bardziej obrazowy i ciekawszy, nie przeinaczając ich.
Jak na bezpośredniego uczestnika wydarzeń przystało, Bernhardt unika patosu i zadęcia właściwego upartiatyczniającym opisom wojennej rzeczywistości ze szkolnych czytanek i niektórym poważnym ‘dziełom’ teoretycznie historycznym. Choć problemy wojenne wychodzą na pierwszy plan, widzimy także i (podwójnie) szarą codzienność dojrzewania w czasie okupacji, bez górnolotnych zapewnień o codziennym grupowym biczowaniu się za biedną ojczyznę. Takie spojrzenie na wydarzenia jest naprawdę cennym wkładem Bernhardta w popularyzację historii II wojny światowej.
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego” nie jest może pozycją poruszającą, wzruszającą i chwytającą za serce, ale na pewno ciekawą i bardzo wartościową. Dzieje Macieja Bernhardta powinny zainteresować nawet tych, którzy trzymają się z dala od historii, a już na pewno jej miłośników. Rzadko udaje się znaleźć tak bezstronnie i szczerze napisaną książkę na temat tak osobisty i trudny. Dlatego polecam zarówno tym, którzy chcą przez słowo pisane poznać człowieka, jak i bardziej naukowo podchodzącym do tematu czytelnikom.
Druga część wspomnień Macieja Bernhardta ukazuje nie tylko bogate życie niezwykłego człowieka, ale mówi również wiele o zagospodarowywaniu „ziem...