Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Szesnastoletni chłopiec wychodzi z domu i nie wraca. Co się stało - czy został zamordowany? Porwany? Miał wypadek? A może sam zdecydował, że jego obecne życie dobiegło końca? Na miejscu pozostaje rodzina i pogrążeni w niepewności ludzi wpatrujący się w okno czy słuchawkę telefonu, szeptem wypowiadający magiczne zaklęcie „wróć”.
Maria-Leena Tiainen niezwykle sugestywnie oddaje ból, niedowierzanie, nadzieje osób, które miesiącami, a czasami nawet latami czekają na jakiekolwiek informacje o zaginionych. Przejmująca książka „Wyszedł z domu” jest psychologicznym portretem rodziny Hiltunen, naznaczonej utratą syna. Tiainen przedstawia nam zagadkę zniknięcia szesnastolatka, Mikko Matiasa Hiltunena, po czym z iście detektywistycznym zacięciem odtwarza logiczny ciąg zdarzeń, prowadzący do ostatecznego rozwiązania.
Mikko, introwertyczny, uzdolniony chłopiec, syn byłego sportowca, wyszedł z domu w Tattan, w gminie Kuura około wpół do piątej po południu. Nieco po północy próbował skontaktować się bezskutecznie z ojcem, po czym jego telefon zamilkł na zawsze. Gdzie był przed zniknięciem? Konduktor potwierdził, że jechał pociągiem do miasta, po czym wrócił z dziewczyną. Gdzie trafili z dworca i czemu, pomimo desperackiego błagania rodziny i apelu mediów, owa dziewczyna nie zgłosiła się na policję?
Artykuły w prasie budzą niezdrową sensację i prowokują różnych, szaleńców i dręczycieli. Tak jak tego mężczyznę, który wyszeptał do słuchawki „w tym jeziorze się znajdzie”. Czy to jednak faktycznie był złośliwy telefon bezdusznego nieznajomego?
Poszukiwania chłopca co rusz zamierają, brakuje nowych tropów, a potencjalni świadkowie podają sprzeczne wersje. Czy to możliwe, żeby Pekka Liimatta, taksówkarz widział go na Lapinpellontie, skoro kierowca pługu utrzymywał, że samotnego piechura spotkał o wiele dalej?
Jak w takiej atmosferze niepewności można prowadzić normalne życie? Rodzinna udręka może ciągnąć się bez końca, kolejne dni a nawet miesiące czy lata mogą upłynąć w trwaniu w stanie czuwania, a bezsenne noce, zlewać się z porankami. W rodzinie Mikko każdy inaczej radzi sobie ze strata. Ojciec zamyka się w sobie i ucieka od rodziny przed tym wszechobecnym smutkiem. Matka pogrąża się w apatii, z której wyrywa ją dopiero kontakt z inną kobietą, która także w niewyjaśnionych okolicznościach straciła kilka lat temu córkę. 5-letnia Lotta jest jeszcze za mała by poddać się fali obezwładniającego bólu i wie tylko że brata wciąż nie ma. Zaś Hanna, osiemnastoletnia siostra próbuje żyć dalej, uczyć się, planować, a nawet… kochać.
Autorce udało się nie tylko pokazać kolejne stadia szoku po tak przejmującej stracie, ale i stworzyć znakomitą powieść od której grzechem jest się oderwać. Maria-Leena Tiainen jest specjalistką od tragedii a uczucia, o których pisze, przelewa również na nas. Pozostaje jedynie połączyć się w cierpieniu z bohaterami i zaintonować żałobną pieśń.
„Dziecię wędruje po ciemnym bezludziu
Anioł mu wskaże drogę do domu
Podróż jest długa, domu nie widać
I tylko anioł obok na straży.”