Wiele się już pisało i zapewne równie wiele będzie się pisać o bohaterach drugiej wojny światowej. Dzielni polscy żołnierze, nacierający na liczniejszego i lepiej uzbrojonego wroga, zwykli obywatele walczący z niemieckim okupantem zarówno w dużych miastach, jak i małych wioskach… Ale jak się głębiej zastanowić i wytężyć pamięć, można przypomnieć sobie kilka, może kilkanaście nazwisk takich bojowników i chyba nie pomylę się twierdząc, że u większości jednym z nich będzie Janek Kos. Bohater II wojny to głównie bohater zbiorowości – i to nie tylko z powodu słabej pamięci historyków i przeciętnych słuchaczy programów historycznych. Ludzi aktywnie walczących po czysto polskiej stronie, działających w AK i powiązanych z rządem w Londynie aktywnie wymazywało ZSRR, niechętnie patrzące w latach czterdziestych i pięćdziesiątych na nacjonalizm i ludzi nieprzychylnych zjednoczeniu Polski i Związku Radzieckiego…
O tych ludziach, wymazanych, prześladowanych i zapomnianych jest książka „Wyklęte życiorysy” – bo to nie tylko biograficzne kawałki o 6 niezwykłych mężczyznach, którzy z narażeniem życia walczyli za Polskę, ale także historia ich żon i córek, które nie zważając na nic próbowały wyciągnąć z ukrycia tych bohaterów, znaleźć jakiekolwiek ślady i tropy ich barwnego życia, czy choćby zwyczajnie nie zapomnieć. Książka składa się z sześciu osobnych historii o ludziach, których próżno szukać w innych książkach, chociaż obracali się często w kręgach szeroko opisywanych i niewąsko znanych.
I teraz wchodzimy w grząskie terytoria oceniania nieocenionych – jest to książka – tablica pamiątkowa, może nawet pomnik i trudno tutaj brać za złe autorom że nie chcieli zajmować się wadami tych ludzi… Tylko że udało im się przez to osiągnąć coś zupełnie przeciwnego do zamierzonego przybliżenia tych zupełnie prawdziwych ludzi którzy żyli naprawdę. Każdy z tych sześciu mężczyzn jest równie kryształowy co źródlana woda w zimie i przez to równie bliski czytelnikowi co lód, jaki się z tej wody tworzy. Niestety. Czasami też niektóre fakty i określenia historyczne są uproszczone tak dogłębnie, że ocierają się o całkowity brak ich zrozumienia. Dlatego też osoby mające nadzieję na poznanie historii powszechnej poprzez analizowanie dziejów życiowych tych ludzi – zawiodą się.
„Wyklęte życiorysy” są napisane jednak bardzo ciekawie, pokazują też ‘zaplecze’ wojny i co po niej się działo. Zagłębiając się w literaturę może się wydawać, że kolejne fragmenty dziejów są od siebie odseparowane; takie książki pokazują że nic się nie kończy od razu i nic się od razu nie zaczyna, a ci sami ludzie w przeciągu roku z bohaterów mogą stać się oficjalnymi wrogami ustroju, tak jak i każdy, kto zajmie się jego sprawami. Przywoływane są ustne opowieści rodzin i znajomych tych ludzi, ich listy, pocztówki i notatki, dzienniki i pamiętniki – otrzymujemy całościowy i przejmujący obraz ich życia i śmierci. Także liczne zdjęcia przedstawiające tych odważnych ludzi w czasie zwykłych czynności, z rodziną, ale także w mundurze, czy już nawet tylko jako napis na nagrobku. Te czarno – białe zdjęcia naprawdę robią wrażenie.
Książka powinna usatysfakcjonować tych, którzy szukają za ogólnikami i zdawkowymi stwierdzeniami w opasłych tomiszczach ‘profesjonalnych’ i ‘trudnych’ dzieł człowieka. Takiego z krwi i kości, który pewnego dnia po prostu zrobił coś, o czym wielu nie umiałoby nawet spokojnie myśleć. Osoby domagające się faktów, czystych faktów i samych faktów raczej będą znużone, także jeśli ktoś oczekuje bardziej ‘strategicznego’ czy tez ‘ogólnego’ spojrzenia na temat.
Faktycznie, spisane przez Jolantę Drużyńską i Stanisława M. Jankowskiego dzieje kapitana Dąbrowskiego, doktora Grunera, majora Kalenkiewicza, pułkownika Kasznicy, dyplomaty Retingera czy generała Tumidajskiego są fascynujące i zmuszają do pochylenia czoła nad bohaterstwem jednostki. Może i są czasem zbyt emfatyczne, często zbyt wygładzone i podkolorowane, czasem po prostu przesadnie patetyczne. Tak, ale jednak do głębi fascynujące.
To jest książka o zderzeniu dwóch odległych światów: tajnej policji z kabaretem. Książka o czasach, kiedy inwigilowanie nazywano "ochranianiem"...