Nazwisko Martina Graya nie jest w Polsce popularne. On sam, chociaż urodził się tutaj i spędził tu swoje dzieciństwo, z Marcina stał się francuskojęzycznym Martinem. Być może to przez bolesne wspomnienia nie chciał w żaden sposób identyfikować się z naszym krajem. Trudno tu dociekać, a książka Wszystkim, których kochałem na ten temat milczy.
Książka ta jest biografią, ale w trakcie jej czytania zapomina się o tym. Ma się wrażenie, że to po prostu powieść, bardzo wciągająca i nieco drastyczna. Jednak wszystko o czym pisze Gray, wydarzyło się naprawdę, chociaż trudno w to uwierzyć.
Bohater nie pamięta czasów z przed wojny, czasów beztroskich i radosnych. To od momentu jej wybuchu zaczęło się tak naprawdę jego życie. Jego życie i piekło, przez które musiał przejść. Martin Gray wraz ze swoją żydowską rodziną znalazł się w warszawskim gettcie, następnie w obozie, z którego uciekł. Udało mu się przetrwać, jednak jego życie naznaczone zostało samotnością i śmiercią bliskich ludzi.
Większą część tej biografii stanowią opisy przeżyć wojennych. Gray jako człowiek aktywny nigdy nie pozostawał bierny wobec otaczającej go rzeczywistości. W gettcie został przemytnikiem, w obozie cały czas opracowywał plan ucieczki. Błąkając się po Polsce w poszukiwaniu schronienia, musiał być cały czas czujny, by nie wpaść w ręce wroga. Jego priorytetem stało się to, by przeżyć i opowiedzieć o śmierci tysięcy niewinnych ludzi, w tym – jego rodziny.
Opowieść Graya jest bardzo szczegółowa. Z pewnym dystansem, ale nie bez emocji opisuje on, jak wyglądało życie w gettcie. Mówi o głodnych dzieciach, o ludziach umierających na mrozie, wspomina Korczaka i jego wielkie poświęcenie. W książce opisane jest jak ten wielki człowiek wraz ze swoimi podopiecznymi maszerował ostatni raz przez getto – później został wraz z nimi wywieziony do Treblinki. Autor dokładnie opowiada o wszystkich barbarzyństwach, jakie miały miejsce w warszawskim gettcie, o tym, jakie represje i prześladowania dotknęły naród żydowski. Wydawać by się mogło, że jest to temat już wyczerpany, jednak Gray ukazuje wszystkie te kwestie ze swojego punktu widzenia – a jak już wspominałam, został w gettcie przemytnikiem. Jego relacja jest wstrząsająca, jednak jeszcze większe wrażenie robi na czytelniku opowieść o Treblince. Gray nie ukrywa niczego, mówi o stosach martwych ciał, o zbiorowych mogiłach, o tym, jak zagazowanym Żydom wyrywano zęby. Jego opisy są bardzo naturalistyczne a przy tym wyraziste, jakby tamte obrazy na stałe wryły się w jego pamięć.
Po zakończonej wojnie Gray udał się do Ameryki, gdzie mieszkała jedyna żyjąca osoba z jego rodziny – babcia. Tam zaczął robić interesy, wkrótce stał się zamożnym człowiekiem, założył rodzinę. I wówczas spotkała go kolejna tragedia…
Książka ta z jednej strony jest świadectwem o czasach wojny, z drugiej zaś jest historią o sile i wytrzymałości ludzkiej psychiki. Gray widział w swoim życiu wiele, wiele też przeżył, wszyscy jego bliscy umarli w czasie wojny. Każdego dnia musiał walczyć o przetrwanie. Wojna zmusiła go do stworzenia własnej etyki – zabijał wrogów, ale zabijał też małe dzieci w obozie, które nie udusiły się w komorze gazowej i miały być pochowane żywcem. Jak można po tym wszystkim normalnie żyć? To pytanie zadaje sobie każdy czytelnik książki Wszystkim, których kochałem. A jednak Gray doskonale sobie poradził w powojennej rzeczywistości. Stawiając sobie nieustannie nowe cele, nie pozwolił, by wojenne koszmary zniszczyły jego życie.
Lektura tej książki uczy nas, że człowiek jest silniejszy niż mu się to wydaje. Poza tym Gray przemyca w niej uniwersalną prawdę o rasie ludzkiej, a mianowicie to, że w każdej społeczności znajdują się oprawcy i ludzie o dobrych sercach, niezależnie od wieku i narodu. Niezwykła historia Martina Graya zmusza też do refleksji na temat nieuchronności losu i znikomości ludzkiej egzystencji.