Do tej pory nauka i religia zwykle nie szły ze sobą w parze. Jedynie w najwyższym swym aspekcie, wśród umysłów tak genialnych, jak Einstein czy Da Vinci można było odnotować metafizyczne implikacje, które być może inspirowały naukowe osiągnięcia.
XXI wiek wydaje się pod tym względem innowacyjny. Współcześnie utrwala się i popularyzuje tendencja do łączenia nauk z metafizyką lub filozofią. Powstało już wiele publikacji, dostępnych także na polskim rynku, traktujących o tej fuzji. Tym razem głos w sprawie zabrał Jego Świątobliwość Dalajlama.
Dalajlama jest nie tylko politycznym przywódcą Tybetańczyków, ale także duchowym autorytetem uznanym przez niemal wszystkie szkoły i tradycje buddyzmu. Jego pogląd na sprawę jest o tyle ciekawy, że zawiera w sobie szerokie spektrum myśli buddyjskiej. Jednocześnie daleko Dalajlamie do stereotypowego buddyjskiego mnicha, który poza klasztornym murem niewiele widział. Obecnego Dalajlamę można uznać za człowieka światłego, obeznanego z tym, co dzieje się w świecie, znającego Zachodnią kulturę jak i sposób myślenia.
W swej książce Jego Świątobliwość stara się - idąc tropem współczesnej nauki - dojść do implikacji filozoficznych. Z drugiej zaś strony próbuje ukazać konfrontację buddyzmu z naukową metodyką.
Zaawansowane osiągnięcia naukowe muszą być bowiem punktem wyjścia dla refleksji filozoficznych bądź etycznych. W przeciwnym razie stają się nieużyteczne dla ludzkości. Budda zapytany o metafizyczne problemy, które dziś próbuje rozwikłać nauka, takie jak na przykład początek wszechświata, odpowiedział, że człowiek adający owe pytanie jest jak osoba ugodzona strzałą, która nie pozwala lekarzowi usunąć grotu, nim nie dowie się, jak brzmi nazwisko strzelca, z jakiej był kasty, jakiego koloru miał skórę, z czego strzelał, z jakiego materiału wykonana była cięciwa i tym podobne. A jednak kultura Zachodu różni się bardzo, i Zachód wydaje się taką właśnie sobą. Nie znaczy to wszakże, iż nie należy mu pomóc, tym bardziej, że sam zaczął zbierać wszystkie te informacje.
W buddyzmie głównym przedmiotem zainteresowania jest umysł. Obserwując zachodzące w nim zjawiska dochodzi się do zanegowania realności widzialnego świata.
Rzeczy nie są na prawdę takie, jakimi je widzimy. W zachodniej nauce przedmiotem zainteresowania jest świat. Jego szczegółowe badanie i drobiazgowa analiza dowodzą jednak tego samego: rzeczy nie są na prawdę takie, jakimi je widzimy.
"Wszechświat w atomie" napisany jest dobrym stylem, który trafić ma do ludzi nie będących specjalistami w zakresie fizyki ani buddyzmu. Jak zauważył kiedyś Jerzy Prokopiuk, wysoce naukowy styl jest dla przeciętnego człowieka równie niezrozumiały, co operowanie mistyczną terminologią. Tutaj Dalajlama stara się uniknąć skrajności (co jest nota bene typowo buddyjską tendencją) i przekazać zarówno niezbędne wiadomości z zakresu na przykład fizyki kwantowej jak i myśli buddyzmu tybetańskiego w możliwie przystępny sposób.
Jednocześnie w książce dużo jest elementów autobiograficznych. Dalajlama wspomina własne doświadczenia, kiedy to, już po inwazji Chińskiej Republiki Ludowej na Tybet, otworzył się na świat nauki i poznawał ludzi związanych z różnymi dziedzinami fizyki, logiki, filozofii, astronomii czy biologii. Obok tych wspomnień doskonałe urozmaicenie książki stanowią opisy archaicznych koncepcji naukowych przenikłych do tradycji buddyjskiej, ujmujących zjawiska przyrodnicze dość symbolicznie, często na granicy naukowości i mitologii.
Konfrontacja nauki z buddyzmem przynosi wiele pożytku. Nadaje osiągnięciom nauki status etyczny, pomaga Europejczykom zrozumieć azjatyckie systemy filozoficzne.
Buddyzm niesie też ze sobą spory potencjał, który mógłby się przyczynić do powstania wielu nowych koncepcji. Pamiętajmy, iż buddyści uznali czas za względny już około 2000 lat temu, z tą różnicą, że wynikało to z dyskursu filozoficznego a nie naukowego.
Wykład na temat jednej z metod pracy nad rozwijaniem świadomości, której nauczał sam Budda....
Jak napisał we wstępie do niniejszego wydania Jego Świątobliwość Dalajlama: „W tej książce próbowałem opowiedzieć, co przeszedł mój...