BABILON UJAWNIONY
Najsłynniejsza powieść australijskiego pisarza rozpoczyna się „pewnego dnia w połowie dziewiętnastego wieku”, kiedy to troje bosych dzieci spotyka dziwacznego przybysza znikąd. Ni to białego, ni czarnego nędznego człowieka, który odmienia życie ich, a także mieszkańców osady, w której zamieszkał. Jest Brytyjczykiem. Został wyrzucony za burtę przepływającego u wybrzeży Australii statku, mając zaledwie trzynaście lat. Wycieńczonego znaleźli na brzegu Aborygeni. Pozostał w ich plemieniu przez kilkanaście następnych lat. Przez druga połowę swojego życia. Nie był jednak jednym z nich, choć poznał ich język, zwyczaje, mimo że przyjął ich sposób rozumienia świata. Gdy powraca do świata białych osadników, nie jest również taki jak oni. Jest dziwnym tworem: czarnym białym człowiekiem. Nie pamięta ojczystego języka. Jego mowa przypomina bełkot będący mieszaniną słów Buszmenów i Europejczyków. Kim więc jest człowiek żyjący w dwóch różnych, nie rozumiejących się kulturach? Czy przynależność do którejś z nich wyznacza istotę człowieczeństwa?
Powieść Maloufa opowiada o stykaniu się kultur, miedzy którymi nie może dojść do prawdziwego kontaktu. Któraś ze stron musi ponieść klęskę. I będą to oczywiście zawsze ci słabsi cywilizacyjnie. Pod wpływem kolonizacji Australia staje się krajem „Buszmenów w trzyczęściowych garniturach”. Na początku kontynent ten był swoistą Ziemią Obiecaną, niezbadanym lądem, na którym czekają niewyobrażalne możliwości. Tymczasem pierwsi osadnicy umierali z głodu pośród obfitości darów natury, z których przez wiele tysięcy lat potrafili z powodzeniem korzystać tubylcy. Przybysze musieli przywieźć własne bydło, zboże, obyczaje. Nie widzieli tych, którzy już tu byli, do których należała ta ziemia. Dostrzegali ich chwilami, gdy podnosili głowy znad ciężkiej pracy. Widzieli twarze tubylców wśród traw, między drzewami, czasem czuli oddech któregoś z nich na karku. Poczucie istnienia czegoś nieznanego, a zarazem tajemniczego budziło strach szczególnie u tych, którzy mieli świadomość, że tak naprawdę nie są u siebie, że będą pierwszymi, którzy tutaj umrą. Groby przodków zostały tysiące kilometrów za nimi. Przeciwko duchom tubylców nie mogą wystawić armii własnych. Boją się czarów Aborygenów. Sami przecież jeszcze nie wyzwolili się spod myślenia magicznego.
Dziwny przybysz witany jest więc z podejrzliwością. Jest tym, który poznał tajemnice czarnych ludzi. Ale może tez być ich szpiegiem, może przynieść nieszczęście na młodą osadę. Jego obecność musi prędzej czy później doprowadzić do konfliktu. Zaletą powieści jest subtelny poetycki język, którym autor prowadzi swoją opowieść. Najbardziej złożone, wydawać by się mogło – nieopisywalne, ludzkie uczucia stają się pod jego piórem żywe i prawie namacalne. Myślę, że żaden inny rodzaj sztuki nie byłby w stanie oddać takiego bogactwa emocji, jak czyni to Malouf przy pomocy tylko jednego środka – słowa. Ale słowo tu jest wielkie, odzyskuje swój pierwotny sens i zdaje się, że dosięga już istoty rzeczy. Bohater często szuka odpowiednich słów, dla określenia tego, co się z nim dzieje. Bardzo duże znaczenie mają dla niego kartki, na których zapisano jego życie. Będzie starał się je odzyskać, aby uwolnić się spod wpływu magii pisma. Tylko ono bowiem wiąże go z osadą białych, gdy zniszczy kartki będzie mógł wrócić do tych, dzięki którym stał się sobą. Jest to świeża proza. Dla nas może trochę egzotyczna poprzez swoją australijskość, ale z drugiej strony bardzo bliska. Mówi bowiem o człowieku w ogóle, o człowieku w sensie antropologicznym. O człowieku, któremu pomieszały się języki, a teraz próbuje odzyskać ich dawny sens, by móc na nowo nazwać wodę, nazwać świat.