W drugiej połowie XX wieku, w Ameryce, grupa dziennikarzy (w dużej mierze skupionych wokół redakcji tamtejszego „Playboya”) stworzyła dyskordianizm, „dowcip przebrany za religię” lub – jak wolą inni – „religię udającą dowcip”. Ich twór obrazować miał przeładowanie absurdem charakterystyczne nie tylko dla dyskordianizmu, ale dla religii w ogóle. Kiedy czyta się felietony Janusza Korwin-Mikkego, to skojarzenie z „Principia Discordia” jest nieodparte. Różnica tylko w przedmiocie.
Otóż mamy tutaj do czynienia z opisem absurdalnego działania polityków (zamiast kapłanów) w III Rzeczpospolitej. W efekcie autor próbuje ukazać jak wielką pomyłką, przekłamaniem, nielogicznością i głupotą jest demokracja (nazywana przezeń „d***kracją”). Podejmowanych problemów jest wiele, bo wiele absurdu w polskiej polityce. Felietony – publikowane wcześniej na łamach „Angory”, „Dziennika Polskiego”, „Temi” oraz „Najwyższego Czasu” – podzielone zostały na dwa bloki tematyczne: Polska oraz Unia Europejska. Wydaje się jednak, że nadrzędna idea przyświecająca autorowi jest tak wyczuwalna w każdym przypadku, że różnica między blokami zaciera się. Z felietonów przebija trochę monotonii.
Początkowo ostry, ofensywny, oskarżycielski ton przykuwa uwagę, ale w trakcie lektury zarzuty i argumenty zaczynają się powtarzać. Lepiej byłoby, gdyby autor skupił się na komentowaniu wydarzeń a mniej uwagi poświęcał propagowaniu polityki swej partii czy też zdobywaniu wyborców. Ta maniera tworzenia własnego wizerunku - mimo iż gatunkowo dopuszczana w felietonach - z czasem coraz bardziej przeszkadza, bardziej się narzuca. Być może podobnych wrażeń nie odnosiło się przy czytaniu pojedynczych tekstów publikowanych w kolejnych numerach czasopism, z których zostały zaczerpinięte, jednak taka kondensacja, jaka w formie książkowej jest nie do uniknięcia, wyjaskrawia ową "marketingową" tendencję. Razić może także styl. Korwin-Mikke nie ucieka od wulgaryzmów, czasem nie przebiera w słowach. Jedni okrzykną to chamstwem czy prostactwem, inni nazywaniem rzeczy po imieniu.
Tak czy inaczej fakt ten jest zauważalny, choć nie wpływa znacząco na treść. Ostatecznie każdy czytelnik posiada własną kulturę języka, własną wrażliwość językową, i niektórych tylko takie zabiegi drażnią. Trwam w przekonaniu, iż tym autor daje pełne prawo do odłożenia książki na półkę. Stworzył więc lider Unii Polityki Realnej zbiór tekstów, które pokazują czytelnikowi, że demokracja jest niczym innym, jak „dowcipem przebranym za ustrój” lub – jak wolą inni – „ustrojem udającym dowcip”...
"Patrzę na to, co się dzieje - i tylko głową kiwam. Jasne było, że jak d***kracja, to musi być coraz głupiej, ale czasem trudno mi za tym postępem nadążyć...
"Nerwy puściły, czyli kupa wariatów" to zbiór błyskotliwych felietonów, iskrzących humorem i erudycją. Janusz Korwin-Mikke jako felietonista...