Jest taki rodzaj książek, całkowicie niezależny od gatunku, którego jedynym celem jest przyciągnięcie czytelnika, wciągnięcie… i zostawienie na pastwę spisu treści na końcu. Tak jest z dobrymi powieściami, które zawsze pozostawiają pewien niedosyt, pragnienie poznania dalszego ciągu, albo nawet wcześniejszych wydarzeń, czegokolwiek związanego z akcją. Ale jakkolwiek w tym przypadku jest to zaletą, w książkach popularnonaukowych, a już szczególnie historycznych, świadczy to raczej o ich słabości. Tak jest na przykład z ulotkową w objętości i wydaniu „Wojną Zuluską 1879” Krzysztofa Kubiaka.
Brytyjskie wojny kolonialne są fascynującym tematem, chociaż niezbyt nośnym poza Wielką Brytanią, przechowującą poczucie wyższości wynikające z rządzenia okołoziemskim imperium. Jednakże jeśli już ktoś zajął się epizodem w walkach między Brytyjczykami a tubylcami, zresztą tak rozpoznawalnymi jak Zulusi (któż nie zna tych charakterystycznych tarczy z krowiej skóry, pojawiających się w filmach jako wyposażenie chyba wszystkich afrykańskich plemion!), powinien zabrać się do tego z całym zapałem i pasją, a co za tym idzie wgłębić się chociaż trochę w cały konflikt. Niestety tego brakuje w „Wojnach…”, stanowiących właściwie jedynie opis działań wojennych, z zaznaczeniem tła, przyczyn i skutków.
Ale widać potencjał na świetną książkę! Liczne ‘ramki’, rozszerzające wiadomości o biografie, porównania, opisy medali i inne szczegóły kolonialnych podbojów są najciekawszym elementem książki. Jest ich jednak zbyt mało, żeby robiły znaczącą różnicę w odbiorze książki jako niepełnej i fragmentarycznej. Brakuje świadectw uczestników, pamiętników (oficerowie brytyjscy mieli w zwyczaju prowadzić dzienniki!), anegdot, życia obozowego i codziennego… tych rzeczy które sprawiają, że potem na filmach można się śmiać do rozpuku z nieścisłości czy błędów reżysera i scenarzysty. Język też nie zachwyca – całość pachnie podręcznikiem; język równie barwny, a całość równie żywa.
Ale pomimo tych wielu uchybień, tak wielu, że aż trudno pokazać dobre strony książki… ona po prostu się podoba. Może to tylko anglofilskie przywiązanie do opowieści o Imperium Brytyjskim; ale jest w „Wojnach…” coś co przyciąga uwagę. Nie powinien jej ominąć żaden człowiek wielbiący Imperium, a takich na pewno kilku się znajdzie (jest coś w tych flegmatycznych gentlemanach w dobrze skrojonych mundurach…). Inni raczej nie znajdą dla siebie nic ciekawego – nawet miłośnicy historii raczej wzruszą ramionami i z niesmakiem odłożą ją na półkę, albo z radością użyją do podstawiania pod nogi stołu, bo grubość akurat do tego predestynuje.
Trudno jednoznacznie określić czy „Wojna zuluska 1879” jest warta przeczytania, czy nie. Z jednej strony sztywno napisana, zajmująca się głównie posunięciami taktycznymi, a do tego krótka i nie rozwijająca tematu. Ale oprócz tego dostajemy kilka naprawdę zadziwiających faktów, a także historię, której nie znajdziemy w innych książkach w księgarni na rogu. Wszystko w tej książce woła o więcej: więcej ilustracji, więcej stron, więcej tekstu, więcej ciekawostek. Pozostawia duży niedosyt – więc daję pod rozwagę jedynie anglofilom.
Książka przynosi solidną porcję wiedzy o nowożytnej historii Azji Południowo-Wschodniej. Zawiera pełne dramatyzmu opisy walk, buntów, akcji komandosów...