Wiele apokaliptycznych wizji końca naszej cywilizacji wskazuje na moment przejęcia władzy nad światem przez korporacje jako pierwszy etap początku końca. Poniekąd możemy już obserwować ten proces, analizując posunięcia rządów, dyktowane przez koncerny farmaceutyczne, banki, globalne firmy, które dzięki swojej pozycji są w stanie decydować o naszych losach mniej lub bardziej bezpośrednio.
Bohater mini-powieści Michała Warchoła jest jednym z tysięcy młodych Polaków, którzy po skończeniu studiów nie mogli znaleźć pracy zgodnej z kwalifikacjami i zainteresowaniami. Po kolei wpadali więc w pułapkę myślenia: pojadę za granicę, zarobię i wrócę. Nasz bohater w poszukiwaniu pracy spada coraz niżej w hierarchii, po doświadczeniu z call-center postanawia więc wyjechać. Jego celem jest Wielka Brytania i gigantyczny Warehouse.
Wielki magazyn jawi się jako myśląca, niepodległa istota, która wchłania kolejnych pracowników, całkowicie ich sobie podporządkowując za pomocą absurdalnych zasad. Trzeba przyjąć reguły Warehousu, by przetrwać, a więc zachować pracę i comiesięczny przelew na konto. Pracownicy stopniowo tracą osobowość, stają się trybikami w wielkiej machinie, jedynym żywym elementem, wchłanianym i wypluwanym każdego dnia przez blaszanego kolosa. Co więcej, nie mają znaczenia ich pochodzenie społeczne, narodowość, język, płeć, wyznanie. Ważne, by nie poruszali osobistych tematów, nie biegali, nie trzymali się za ręce, stosowali się do reguł...
Warehouse Michała Warchoła może być metaforą współczesnej cywilizacji - bo nie kultury przecież. Kultura jest czymś bardziej ludzkim, spełniającym przede wszystkim ludzkie potrzeby. Tymczasem tu człowiek jest tylko „zasobem ludzkim”, jednym tylko z elementów, zastępowalnym, wcale nie niezbędnym, ale wciąż koniecznym do obsługi potężnej, na wpół żywej machiny.
Szkoda, że autor tak szybko się poddał, porzucając temat, nie dając magazynowi jakiejś nauczki, nie niszcząc go w wielkiej katastrofie. Przyniósłby tym czytelnikowi ulgę. Tymczasem Warehouse nadal istnieje - co gorsza - pojawiają się kolejne, w różnych miejscach Europy. Wkrótce może wszyscy staniemy się trybikami...
Ciekawie zrealizowany temat, pełen szczegółów poznanych być może z autopsji, ale poddanych procesowi uniwersalizacji. Warehouse ze zwykłego miejsca pracy dla tysięcy ludzi staje się metaforą, symbolem, a zarazem przestrogą. Po lekturze warto z niecierpliwością czekać na kolejną, zapowiadaną przez autora książkę.