Recenzja książki: W twoich rękach. Dziennik matki

Recenzuje: mrowka

Modny na Zachodzie nurt literatury faktu, obejmujący pamiętniki, wspomnienia i relacje osób nieuleczalnie chorych bądź też opowieści ich bliskich stanowi już odrębne zjawisko literacko-socjologiczne. Rządzi tymi książkami jeden schemat, czasem nieznacznie modyfikowany: rozpoczyna się od życiowego punktu przełomowego – nieszczęśliwego wypadku, który powoduje trwałe kalectwo, lub od wieści o nieuleczalnej chorobie. Dalszy ciąg opowieści to kolejno: próby pogodzenia się z losem, ciągła walka o przetrwanie, o jeszcze jeden dzień życia, opis jasnych stron rzeczywistości, optymizmu mimo wszystko; najczęściej relacja kończy się oświadczeniem o śmierci bohatera.

 

O ile jednak w Polsce autorami takich książek mogą być ludzie sławni, o tyle na Zachodzie napisać podobny tekst może w zasadzie każdy – szeroko rozbudowany aparat wydawniczy i promocyjny oraz prężnie działający ghost writerzy umożliwiają wykreowanie nowych „autorów” – zwykłych ludzi, dotkniętych tragedią. Oczywiście ten rodzaj książek nieraz wywoływał oburzenie: żerowanie na ludzkim nieszczęściu, gra wzruszeń, skłonność czytelników do poszukiwania taniej sensacji i do podglądania innych, szablonowość historii, szczęście mimo wszystko, wysilony optymizm i wybielanie bohaterów przez ich krewnych – literatura tragedii ma swoje słabe punkty, jednak ten rodzaj pisania zdobywa sobie coraz większe grono zwolenników. Tym nie przeszkadza nawet „matrycowość” relacji – bo choć opowieść toczy się według jednego scenariusza, to przecież każda historia jest inna. I te rysy indywidualne nadają uroku kolejnym książkom.

 

„W twoich rękach. Dziennik matki” Glenys Carl to historia, jakich wiele już było, opowieść z nurtu literatury tragedii. W środku nocy Glenys odbiera telefon z Australii: mężczyzna z komendy policji w Sydney informuje Glenys, że jej syn, Scott, miał wypadek, znajduje się w śpiączce. Glenys musi niemal natychmiast wyruszyć z Niemiec w podróż. Dzielna kobieta kolejnymi szantażami pokonuje urzędników-biurokratów, przybywa na miejsce i przejmuje stery: stawia Scottowi trafniejsze diagnozy niż lekarze – widzi na przykład, że podawane antybiotyki wywołują u jej syna reakcje alergiczne. Oczekując na wybudzenie Scotta rozpamiętuje dawne chwile szczęścia, pomysły jej trzech rozbrykanych synów i swoje problemy. Wszystko to z ciepłym humorem – teraz, w obliczu tragedii, przeszłość jawi się niemal sielankowo. Gladys Carl nie wie, co tak naprawdę stało się jej synowi: silny, młody, wysportowany chłopak został znaleziony nieprzytomny – spadł z wysokości dwóch pięter do piwnicy. Nikt nie ma pojęcia, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy efekt złapania na gorącym uczynku włamywacza. Tego Glenys się nie dowie. To zresztą nie jest dla niej ważne: teraz musi się skupiać na walce o życie syna. Raz po raz lekarze wspominają o kryzysie – ale podawanie leków tylko pogarsza stan bohatera. Odstawienie medykamentów sprawia zaś, że organizm Scotta zaczyna walczyć. W efekcie równie często powtarzane przez lekarzy jest słowo „cud”. Wreszcie Scott wybudza się ze śpiączki. Rozpoczyna się kolejny etap walki: tym razem o przeżycie w obcym kraju i o zdobycie jak najlepszej opieki medycznej oraz wolontariuszy-rehabilitantów. Gladys Carl, kierowana dobrem dziecka, postępuje niemal intuicyjnie: zabiera syna z miejsc, w których lekarze nie dbają o pacjentów, sama organizuje dla niego pomoc. Jako cudzoziemka może łamać (zasłaniając się niewiedzą) zasady zachowania panujące wśród Australijczyków. Zaczepia więc obcych ludzi, prosząc o chwilę uwagi, wręcza im własnoręcznie przygotowane ulotki i… nie odmawia nikomu, kto zastuka do jej drzwi – choćby chciał tylko porozmawiać z synem. Doprowadza do tego, że przez mieszkanie przewijają się setki wolontariuszy – Scott zjednuje sobie kolejnych przyjaciół. Nagle okazuje się, że Glenys nie zostanie bez pomocy, a bezinteresowna ludzka dobroć pozwoli jej zregenerować potrzebne do walki siły.

 

Historia Scotta to z początku historia rekonwalescencji i dowodów przyjaźni, optymistyczna i wzruszająca. Potem – opowieść o nawrotach choroby, wreszcie – o ostatniej drodze Scotta. W przytoczony na początku schemat wpisuje się „W twoich rękach” idealnie. Co wyróżnia zatem tę książkę? Przede wszystkim humor. Nie ten „irytujący” niektórych optymizm, a właśnie humor. Glenys Carl przytacza dziesiątki zabawnych historii z dzieciństwa i dorastania synów, a także z prób rehabilitowania Scotta. Nie ma rozczulania się nad ludzką wrażliwością i zżymania się na niewrażliwość. Autorka próbuje dostrzegać jak najwięcej miłych chwil, chce, żeby Scott zapisał się w pamięci czytelników jako wesoły, nigdy nie upadający na duchu chłopak. Nie sposób oceniać książki od strony technicznej – jak bowiem odnieść się na przykład do idealnie rozkładanych punktów kulminacyjnych? W końcu scenariusz do tej książki układało życie, a kształt nadali specjaliści od kreatywnego pisania. Czyta się tę pozycję z przyjemnością, a jeśli w dodatku pozwoliła ona ocalić pamięć o jednym człowieku i uwrażliwić innych na cierpienie (a pozwoliła) – można się tylko cieszyć. W nurcie literatury tragedii – wykonanie mistrzowskie.

Kup książkę W twoich rękach. Dziennik matki

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce W twoich rękach. Dziennik matki
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy