Recenzja książki: W swoją stronę. Antologia młodej poezji Śląska i Zagłębia

Recenzuje: Katarzyna Krzan

KAŻDY GDZIEŚ

 

Określenie „młoda poezja” brzmi bardzo świeżo i wiosennie, a zarazem nieco tajemniczo. Cóż bowiem może znaczyć? Tyle, że coś jest jeszcze młode (czyżby niedojrzałe?), a zarazem już jest poezją. Poezja natomiast to wielkie słowo, zawierające w sobie cały niepokój i wrażliwość człowieka myślącego. „Młoda poezja” jest dodatkowo terminem przechodnim. Twórcy wkrótce się zestarzeją, a ich miejsce zajmą następni „poeci przed debiutem książkowym”. Myślę, że takie klasyfikacje ułatwiają robotę historykom literatury i przyszłym studentom. Ci ostatni za kilkanaście lat zanotują na wykładzie:

 

„Młoda poezja Śląska i Zagłębia lat 90-tych XX i początku XXI wieku: Paweł Barański, Wojciech Brzoska, Ryszard Chłopek, Paweł Lekszycki, Adam Pluszka, Paweł Sarna, Aleksandra Wojtkiewicz, Urszula Zajkowska, Zofia Zielińska. Debiutowali w tym samym czasie, potem każdy poszedł w swoją stronę.”

 

Kto przetrwa, umieści siebie w przyszłych opracowaniach, to się okaże. Tymczasem mamy przed sobą próbę zebrania w jednej publikacji jakiejś cząstki każdego z tych młodych autorów; cząstki mniej lub bardziej reprezentatywnej, ale zawsze świadczącej o tym, że Ślązacy (i Zagłębiacy) nie gęsi...

 

Są różni, wiele ich dzieli. Ale mają także elementy wspólne. Studiują na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, ogólnie rzecz biorąc, nauki humanistyczne. Urodzili się pod koniec lat siedemdziesiątych. Zwraca na to uwagę Paweł Barański, który w wierszu Dylematy potencjalnego zabójcy pisze: Urodziłem się w siedemdziesiątym ósmym i zapewne nie jest to zbieg okoliczności. Może i nie. Faktem jest, że poeci pozbawieni są całego balastu przemian społeczno-politycznych ostatnich dwóch dekad, który zdaje się bardzo dotąd ciążył polskiej poezji. Twórcy nieustannie musieli się z czegoś rozliczać. Tak przynajmniej wypadało. Ta różnica jest bardzo ważna, ponieważ jako „nowi młodzi” mają świeże spojrzenie na rzeczywistość, do której muszą się odnieść nie z perspektywy przeszłości, ale teraźniejszości. I właśnie to „tu i teraz” stanowi najbardziej znamienny wyróżnik ich tekstów. Od rzeczy małych, takich jak parzenie herbaty i palenie papierosa (dwie statystycznie najczęściej powtarzające się w tych wierszach czynności) przechodzą do „rzeczy wielkich”. Jak na poetów przystało spierają się z Bogiem, czy też z którymś z modnych ostatnio bogów hinduskich. Zarzucają Mu, że gówno / go teraz obchodzi ten cały galimatias (Paweł Barański: ***), zauważając przy tym, że ziemia / zamarza w objęciach / Kriszny (Ryszard Chłopek: Ardżuna). Zainteresowanie religią komentuje Zofia Zielińska (Ważki):

 

lubię mówić o bogach / to niewyczerpany temat / temat rzeka w którym / utopiło się wielu wielu wielu. Czasem bawią się w publicystyczną krytykę społeczeństwa. Szczególnie Paweł Lekszycki w wierszu Kicz: błogosławiona codzienna piesza pielgrzymka na targ / błogosławieni spoceni, nieustający w liczeniu pielgrzymi (...) błogosławione wydawanie pensji i błogosławiony zakup po niskiej cenie.

 

Przede wszystkim zaś: patrzą na świat i widzą. A swoje spostrzeżenia potrafią zapisać:

 

tramwaje nanizane / na żyły szyn przecinają się z drogą. / w pełnym słońcu jesteśmy w rozbiórce / i uczymy się wlepiać w oparcie. (Urszula Zajkowska: plac husa: bezpieczny constans). Wszyscy bohaterowie dzisiejszych / pięciu seriali idą spać.jutro nie mogą pomylić się / w swoich kwestiach.reklamy kończą używanie / swoich produktów i zamierzają od nowa zacząć lepiej. / turnieje się wygrały, ludzie zostali wyłonieni / z otchłani do odbioru i wymiany. (Urszula Zajkowska: elektryczność opina mysłowice).

 

Mają przy tym pełną świadomość złożoności i wieloznaczności języka ojczystego:

 

czyż nie o to chodzi, / żeby jednym szybkim ruchem męskich / oczu skasować od razu z dwóch stron, / a potem, zmieniając na zakrętach pozycje, / bezpiecznie dojechać do celu? (Wojciech Brzoska: kasownik).

 

Często pojawia się u nich księżyc (najczęściej w pełni), wznoszący się nad Katowicami, Mysłowicami, Krakowem. Miasta składają się z ulic, dachów z antenami tv, szyn tramwajowych, autobusów i przystanków. Na peryferiach tych miast piętrzą się blokowiska osiedli odizolowanych od reszty świata kontenerami ze śmieciami. I to chyba wszystko, co ich łączy: wspólne doznanie uroków cywilizacji miejskiej w jej tu i teraz. Tyle wspólny mianownik. Czas wznieść się ponad kreskę ułamka do licznika. Dopiero tutaj pojawiają się różnice. Każdy z nich bowiem ma własny zasób słownictwa, system skojarzeń, inaczej reaguje na rzeczywistość. I z pewnością każdy pójdzie gdzieś, kiedyś w swoją stronę. Paweł Barański w drobnych gestach, szybko przemijających momentach dostrzega duże znaczenia. Chyba tylko u niego przejawia się miłość jako związek dwojga ludzi świadomych jego konsekwencji:

 

moja kobieta szarpie mnie za rękę / żebym się nie wygłupiał. / Dziwię się. – mieliśmy zakładać rodzinę. (Paweł Barański: Wiersz sytuacyjny). Wojciech Brzoska zastanawia się nad teorią komunikacji. Rozkłada schemat: nadawca – odbiorca – komunikat na: no wiesz: trzy razy „tak” (Wojciech Brzoska: nie – tak – ty). Ale w ludzkim wydaniu akt ten nie zawsze znajduje szczęśliwe zakończenie. Czasem jest tylko: porozumienie / quasi – zaspokojenie / osamotnienie, a tak naprawdę wciąż mijamy się w milczeniu, posyłając sobie tylko wyimaginowane uśmiechy.

 

W jego poezji wyczuwalny jest słynny ból poetów: osamotnienie / niezaspokojenie, symbolizowane przez pęknięte małżeńskie łóżko (wiersz sesja ostrzegawcza), spóźnione ciepło , chłodne rozmowy (koło ratunkowe). Ale Brzoska znajduje rozwiązanie: wyjeżdżam żeby wreszcie się wyleczyć, żeby dobrze się zabliźnić (spowiedź bez słów, po przejściach). Może dzięki temu właśnie: nić porozumienia zostaje sklejona / gwałtowne spięcie tym razem przerywa chore milczenie (złamanie zamknięte).

 

Ryszard Chłopek zdaje się cierpieć na swoistą miastofobię. Odczuwa ciągły strach na widok dworca i innych budynków (wiersz Adam i). Boi się kamieni, asfaltu, jakby miały go wchłonąć, porazić, może ukamieniować, stłamsić w sobie. Miasto śledzi nas, albo wypatruje za każdym zakrętem (Więcej ognia w mieście). Miasto jest więzieniem, z którego, choć próbuje się uciec, to w ostateczności nie sposób się od niego uwolnić. Chłopek rozpaczliwie, choć ironicznie rzuca wyzwanie / wyznanie:

 

mam dupę w małym miasteczku! (Niedziela). Paweł Lekszycki także niezbyt dobrze czuje się w mieście: na światłoczułe wody / siatkówek wpływają stałe obrazy: / blokowiska i dworce (Góry górują). Ze swojego okna obserwuje obrazek osiedlowego getta: wywóz śmieci, grzebanie w odpadkach, ludzi przywiązanych do psich smyczy. Czyżby nowy rodzaj zniewolenia? Już nie politycznego, tym razem konsumpcyjnego. Uzależnienie od posiadania , nabywania, nieustannego przetrawiania. Na estetycznie wyglądających, kolorowych kontenerach na śmieci zamiast daty ważności / napisano sprayem:

 

jedzcie i pijcie / z tego wszyscy. Głupi żart, czy coś więcej? Adam Pluszka inspiracje czerpie z medycyny. Oddaje krew w ambulansie / na rynku w katowicach (Pod postacią czekolady), odwiedza szpitale, obserwuje pacjentów i lekarzy: pani doktor ubrana w białą bluzkę i / spodnie białe, nosi czarną bieliznę (Szpital kardiologiczny. W przedsionku). Ale chorują nie tylko ludzie: Czeka / ze mną głodny Furby i mówi po / furbiemu, że umiera. (Furby zachorował i cicho rzęzi). Mechanicznie żyjąca zabawka przypomina pozostawienie / Tamagotchiego w pustym / mieszkaniu Olszańskiego. Tu otwierają się następne furtki. Jedna prowadzi w stronę Szymborskiej, a druga w kierunku refleksji nad współczesną technicyzacją życia, zastępowaniem żywych urządzeniami. Paweł Sarna pisze: chciałbym czasem / zamiast ciemności / bać się kataru (To co znajduję).

 

Tymczasem odwiedzają go domokrążcy, wszechświat nam się rozrasta i Bóg znajduje się coraz dalej (Punkt widzenia). Coraz trudniej oddziela się światło od ciemności. Sarna, mimo to, próbuje: maluje swoje otoczenie, wybiela ściany. Chce by było czysto i świeżo (Próg). Aleksandra Wojtkiewicz ucieka z miasta w stronę animistycznej przyrody. Jest to chyba najbardziej metaforyczna poezja tego tomu. Więcej jest tu poezji niż reportażu. Więcej żywej natury, która ma jednak w sobie coś ludzkiego, coś erotycznego. Urszula Zajkowska także zdaje się odrywać od jednego, na stałe przypisanego miejsca. Podróżuje: kawa w barze na wąskiej uliczce.wypalanie towaru. / potem autostrady, autostrady, czyste holenderskie domki, / za dużo miejsca dookoła. / znikąd donikąd (odpowiedź dana czterem kółkom citroena saxo). Zajkowska nie tkwi nigdzie, to miejsca ją doganiają. Znajduje się w ciągłym ruchu, a otoczeniu czasem udaje się ją dosięgnąć. Ale tylko w momentach przestoju:

 

w pociągu osobowym katowice – gliwice przed odjazdem / podsłuchuję dwie kromki chleba (kaligrafia). Zofia Zielińska wciela się w różne postaci. Staje się Żydem, którego pejsy dotykają ziemi (początek dnia, betlejem, późne sześćdziesiąte). Jest obserwatorem, który widzi jak anonimowy ksiądz / odprawia rytualną mszę / do anonimowego boga / na oplutym przystanku. Ale jest także kobietą, która odkrywa swój związek z Księżycem.

Kup książkę W swoją stronę. Antologia młodej poezji Śląska i Zagłębia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce W swoją stronę. Antologia młodej poezji Śląska i Zagłębia
Autor
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy