Ludzkość zagrożona jest wyginięciem z głodu i przeludnienia. Jest jednak nadzieja – bliźniaczo podobna planeta Gemina. Problem w tym, że oddalona od Ziemi o ponad sto lat lotu. Pierwsza ekspedycja z zahibernowaną załogą zakłada w nowym miejscu pierwszą kolonię. Pozostaje przetransportować na Geminę większą liczbę osób. A nie jest to wcale łatwe wyzwanie. Trzeba przeszczepić na nowe miejsce niejako esencję ziemskiego życia.
Zorza Polarna to gigantyczny statek kosmiczny, będący Ziemią w pigułce. Jest tu bowiem wszystko to, do czego przyzwyczajeni są Ziemianie – szkoły, fabryki, kina, stołówki, parki oraz pożądane przez wszystkich solaria, gdzie można naładować się energią słoneczną. Dla wielu jest to także jedyny znany dom, urodzili się bowiem na pokładzie. Tymczasem długa podróż właśnie dobiega końca. Dla urodzonych na statku będzie to nowe doświadczenie, nie znają życia poza statkiem, a nawet najstarsi mieszkańcy Zorzy już nie pamiętają, jak wygląda otwarta przestrzeń.
Oliwia Tybulewicz bohaterem swojej powieści nie uczyniła przystojnego rycerza jedi. Nie ma tu wojen gwiezdnych, ufoludków, robotów. Cała historia opowiedziana jest z perspektywy zwykłej nastolatki, która właśnie kończy szkołę, wkracza w dorosłość, marzy o studiach, zakochuje się. W czasie długiej gwiezdnej podróży społeczeństwo zdążyło się podzielić na cztery odrębne republiki. Przekraczanie granic wymaga specjalnych pozwoleń i przepustek (choć w praktyce jest to tylko przejazd windą na inny poziom). Republiki znacznie różnią się od siebie poziomem materialnym i zaawansowaniem technicznym. Wszyscy marzą o najbogatszej Złotej Republice, gdzie można zrobić prawdziwą karierę. To właśnie o studiowaniu tam marzy Rosa. Wbrew wszystkiemu, udaje jej się dostać na wymarzony kierunek. Będzie musiała opuścić matkę i ciocię, by zacząć nowe życie. Los przygotował dla niej coś więcej. Okaże się bowiem, że jej przeznaczeniem będzie otwarcie nowego rozdziału w historii ludzkości.
Autorka przez całą powieść trzyma poziom. Pamięta o różnicach między życiem na Ziemi i realiami, jakie mogłyby panować na statku kosmicznym. Uniknęła pułapek science-fiction. Nie ma tu potworów, przenoszenia się w czasie, dziwacznych kostiumów i nowomowy. Jest za to zagubiona nieco nastolatka, której rozterki są bliskie wszystkim ziemskim dziewczynom. Autorka nie każe jej nagle prowadzić pościgów i strzelać z laserów do kosmitów. Chwała jej za to.
Mamy tu opowieść dobrze przemyślaną i świetnie zrealizowaną. Jest tajemnica, jest cel, są zaskakujące momenty i zwroty akcji. Jest pomysł. Są także uczucia, zawiedzione nadzieje, miłość i przyjaźń. Wszystko, czego potrzeba, by powieść pozostawała w pamięci. Całość czyta się z zapartym tchem, niecierpliwie czekając, co będzie dalej.
Wioletta pracuje jako kelnerka w Lunie, pubie tłumnie odwiedzanym przez istoty nadprzyrodzone, bezwstydnie kradnące wszystko, co się da i pod byle pretekstem...
Bywa, że jedno błahe wydarzenie potrafi zaważyć na całym życiu – zmienić wszystko na dobre lub na złe. Ale czy na pewno? Może determinacja i upór...