Wioletta pracuje jako kelnerka w Lunie, pubie tłumnie odwiedzanym przez istoty nadprzyrodzone, bezwstydnie kradnące wszystko, co się da i pod byle pretekstem wszczynające bójki.
Pewnego dnia w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności wchodzi w posiadanie eliksiru należącego do wpływowej wampirzycy, hrabiny Kraus. Kierowana ciekawością, postanawia go wypróbować i w efekcie następnego ranka budzi się z potwornym bólem głowy i amnezją, ale za to bez bezcennej fiolki. Wiedząc, że prędzej czy później dołączy do grona podejrzanych, dziewczyna rozpoczyna wyścig z czasem. Po drodze przyjdzie jej stawić czoła nie tylko wampirzym klikom, niesfornym klientom pubu i skrzyżowaniu psa z krokodylem, ale także, co gorsza, próbującej za wszelką cenę wyswatać ją mamie.
Czy Wioletcie uda się na czas odzyskać pamięć i fiolkę? A może przy okazji odnajdzie coś o niebo cenniejszego?
Wydawnictwo: e-bookowo.pl
Data wydania: 2017-01-26
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 294
Język oryginału: Polski
Podczas imprezy urywa wam się film, a kiedy budzicie się rano, odkrywacie, że poza bólem głowy macie też ogromną dziurę w pamięci. Na wszelki wypadek sprawdzacie, czy niczego nie zgubiliście. Brzmi znajomo? Coś podobnego przeżywa Wioletta, kelnerka Luny, czyli pubu, w którym rozkwita życie towarzyskie nadprzyrodzonych istot. Kobieta pod wpływem impulsu postanawia spróbować eliksiru, który pozostawił po sobie dziwny nieznajomy. Po najwyraźniej burzliwej nocy, której kompletnie nie pamięta, Wioletta orientuje się, że zgubiła fiolkę z substancją. Tymczasem wysłannicy hrabiny Kraus, przywódczyni klanu wampirów, wypytują o zaginiony eliksir. Tylko jak go znaleźć, skoro nawet nie wiadomo, co się dokładnie działo?
„Kropla życia” to już druga powieść w dorobku Oliwii Tybulewicz. Pierwsza, czyli „W objęciach gwiazd”, została całkiem ciepło przyjęta, przynajmniej na tyle, na ile zdążyłam się zorientować. Trochę się obawiałam opowieści o kelnerce, przeżywającej największego kaca-mordercę w historii, ale postanowiłam dać jej szansę. O dziwo nie mam powodów, żeby tego żałować.
Dlaczego „o dziwo”?. Na początku (i właściwie przez większość książki) odnosi się wrażenie, że to już wszystko było, że właśnie czyta się kilkanaście młodzieżowych paranormali zmieszanych w jedno. To uczucie było tak silne, że przez pierwsze strony zastanawiałam się, czy aby na pewno nie jest to jakaś parodia tego typu młodzieżówek. Tymczasem autorka dokonała czegoś fenomenalnego – napisała powieść humorystyczną, osadzoną w świecie, gdzie wilkołaki czy wiedźmy to chleb powszedni, a jednocześnie tak świetnie obśmiała niektóre cechy tych istot, że nie sposób się było nie uśmiechać.
Chyba największym atutem jest główna bohaterka. Wioletta nie jest żadną Mary Sue, nie jest też sierotką Marysią, która potrzebuje ratunku od jakiegoś przystojniaka. To twarda kobieta, niedająca sobie w kaszę dmuchać. Wioletta nie pozwala się zastraszyć, jest zdeterminowana, żeby poznać szczegóły tamtej pamiętnej nocy i odnaleźć eliksir zwany Kroplą Życia. Bardzo mi się podoba, że w roli głównej zastałam konsekwentną, charyzmatyczną i ciekawą bohaterkę, a nie jakąś stereotypową gąskę, która błąkałaby się jak ślepiec. Zamiast tego dziewczyna genialnie radzi sobie w Lunie, a uwierzcie mi, ten lokal ściąga tłumy naprawdę dziwnych klientów, co jest dość niebywałe, skoro zdolności kucharza są raczej wątpliwe. Mówiąc dziwnych, naprawdę mam to na myśli; wystarczy wspomnieć, że jednym z NORMALNIEJSZYCH osobników jest wilkołak, który udaje, że jest wampirem. Tak.
Oczywiście przez życie Wioletty przewija się wiele osób. Jest nieopierzona Nina, nowa kelnerka w Lunie, do tego najlepsza przyjaciółka Tamara z bardzo specyficznym gustem, jeśli chodzi o facetów. Nie zabrakło także bardzo melancholijnego wampira, który ciągle kręci się w pobliżu oraz nerda Artura, przechodzącego nietypową przemianę. Muszę też wspomnieć o Cerberku, wyjątkowym psie, albo raczej terminatorze na czterech łapach. Towarzystwo jest kolorowe i zwyczajnie interesujące. Każdy z nich to chodząca indywidualność, zbudowana przez autorkę bardzo pieczołowicie i z rozmysłem. Cały świat przedstawiony został nakreślony bardzo naturalnie, o ile można użyć tego słowa, biorąc pod uwagę fantastykę. Jego konstrukcja opiera się głównie na znanej nam przestrzeni, podzielonej niewidzialną barierą, za którą kryją się nadprzyrodzone istoty. One cały czas tam są, po prostu ludzie na ulicach nie mają o tym pojęcia.
Fabuła biegnie określonym torem, w bardzo fajnym, niespiesznym i nienużącym tempie. Owszem, pojawia się wątek miłosny, ale został zepchnięty na drugi, o ile nie na trzeci plan, co mnie zresztą bardzo ucieszyło. Działo się wystarczająco dużo, jeszcze tego tylko brakowało, żeby musiały mnie pochłaniać rozterki sercowe (dobra, kłamię, i tak mnie pochłaniały – chemia była świetna!). Najprzyjemniejszy w czytaniu był język, którym posługiwała się autorka. Jest niesamowicie lekki, zręczny i plastyczny, a w dialogach nie ma ani grama sztuczności. No i coś, co sobie bardzo cenię, czyli humor. Komizm nie był tu absolutnie przesadzony, pojawiał się zawsze tam, kiedy wymagała tego sytuacja. I naprawdę bawił, to nie jakieś wymuszone żarciki dla rozluźnienia atmosfery, tylko lekkostrawny dowcip, dzięki któremu tak dobrze pochłaniało się kolejne strony.
Nie zrozumcie mnie źle. „Kropla życia” to nie jest żadne odkrycie literackie. Nie sprawiła, że chciałam zarywać noc, byleby tylko dokończyć rozdział, nie wywołała westchnień zachwytu. To po prostu fajna, idealna na rozluźnienie powieść, przy której się dobrze bawiłam. A człowiek czasem potrzebuje prostej rozrywki. Przy okazji odkryłam obiecujące pióro młodej autorki, które bardzo przypadło mi do gustu, a już na pewno trafiło w moje poczucie humoru.
"Czy wy też w dzieciństwie wypatrywaliście przejść do innych światów? Podziemnych miast, chatek ukrytych w pniach, lustrzanych sal balowych? A może nawet czasem mieliście przeczucie, że znajdujecie się o krok od odkrycia? Jeżeli tak, to może wcale się nie myliliście."
Wioletta jest kelnerką w klubie o uroczej nazwa "Luna". Nie jest to jednak zwykły bar, jego klientami są głównie nadprzyrodzone stworzenia: wampiry, wilkołaki, elfy, czarodzieje i wiele innych. Dziewczyna jest na tyle charyzmatyczna i obrotna, że bez większego problemu radzi sobie nawet z najbardziej niegrzecznymi osobnikami. Pewnego dnia dowiaduje się, iż wampirzej hrabinie skradziono niezwykle cenną fiolkę z magicznym, wyjątkowy, eliksirem. Jeśli był on zażyty podczas pełni, pozwalał wampirowi na jeden dzień stać się człowiekiem, smakować normalnego jedzenia i wychodzić na słońce. Niespodziewanie, w dziwnych okolicznościach Wiola staje się jego posiadaczką. Zamiast oddać go hrabinie, postanawia sprawdzić jego działanie na sobie. Okazuje się, iż magiczny specyfik działa nie tylko na krwiopijców. Następnego dnia dziewczyna budzi się z amnezją i okropnym bólem głowy. Niestety zniknęła również fiolka. Nie ma pojęcia, co działo się poprzedniego wieczoru, gdzie była i w jakich okolicznościach mogła ją zgubić. Po dłuższych poszukiwaniach trop zaczyna prowadzić do tajemniczego chłopaka, z którym ktoś ją widział tamtej felernej nocy.
Kim jest Artur i co stało się z fiolką eliksiru?
Jakie będą skutki zażycia substancji dla wampirów przez człowieka?
Komu Wioletta może zaufać, a kto jest szpiegiem?
Czy dziewczynie uda się odzyskać zgubę i uniknąć kary?
"Ech, zadawanie się z istotami nadprzyrodzonymi zawsze prowadzi do problemów. Pomyśleć, że na początku byłam nimi zafascynowana. Jakim cudem - dumałam - przez tyle lat ich nie zauważałam? Jak to możliwe, że pod moim nosem działo się tyle nieprawdopodobnych rzeczy? Miałam wrażenie, jakby ktoś zdjął mi z oczu przesłonę i nagle pojawił się przed nimi nowy, wzbogacony o dodatkowe wymiary świat. Świat, do którego wstęp mają tylko nieliczni ludzie."
Od jakiegoś czasu coraz chętniej biorę udział w akcjach Book Tour, organizowanych przez innych recenzentów. Tym razem dzięki Biblioteczce Ciekawych Książek miałam okazję poznać książkę Oliwii Tybulewicz.
Już sam fakt, iż fabuła dotyczy stworzeń nie z tego świata, zachęcił mnie do wzięcia udziału w owej akcji.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale jestem w pełni usatysfakcjonowana. Pióro pisarki jest nadzwyczaj lekkie i przyjemne, kroczenie po kolejnych stronach jej książki jest prawdziwą frajdą. Nie znajdziemy tu niepotrzebnych, obszernych, nużących opisów, jednak język jest na tyle plastyczny, że bez problemu nasze zmysły wraz z wyobraźnią zostają rozbudzone, a my czujemy się jakbyśmy całą akcję śledzili na własne oczy.
Trzeba przyznać, iż autorka wykazała się naprawdę niezwykłą fantazją. Co prawda akcja dzieje się w normalnym świecie, ale bez skrupułów ingerują w niego istoty nadprzyrodzone. Bez obaw, nie znajdziecie tu stale powielanych schematów. Stworzenia magiczne nie są traktowane jako ideały, z resztą nie zasługują nawet na to miano. Wykreowane przez Oliwię elfy, magowie, wiedźmy czy wilkołaki to najczęściej stworzenia niesforne, bez wstydu i kultury, nie grzeszą inteligencją. Nawet nie potrafią odpowiednio zachować się w klubie, kradną wszystko, co nie jest przywiązane, nie są zbytnio przyjazne wobec ludzi, uwielbiają robić głupie żarty, a na dodatek stale stają się przyczyną kłopotów i remontów w Lunie.
Na uwagę zasługuje także główna bohaterka, która zaskarbiła sobie moją sympatię już od pierwszych stron. To fascynująca osoba, charakteryzująca się ciętym językiem, świetną ripostą, szczerością aż do bólu i przede wszystkim zaradnością. Mam wrażenie, że dla niej nie ma rzeczy niemożliwych, poradzi sobie ze wszystkim. Nie jest jakimś super bohaterem, po prostu wyróżnia się kreatywnością i nadzwyczajnym sprytem. Co najważniejsze, jest autentyczna, niemal każdy chciałby mieć taką koleżankę blisko siebie. Przeciwieństwem tej twardo stąpającej po ziemi kobiety jest jej własna matka, która na siłę chce zeswatać swoją pociechę. Będzie to przyczyną wielu wręcz komicznych sytuacji, w czasie których niekontrolowane wybuchy śmiechu murowane!
Właśnie genialny humor i sarkazm to wizytówka tej powieści. Prawie każda strona nasycona jest zabawnymi powiedzonkami, ciętymi ripostami, jakie niemal doprowadzą do łez ze śmiechu. Dawno się tak dobrze nie bawiłam przy żadnej książce. Należy również wspomnieć o niezwykłym psie Cerberku, przekupnej czarownicy, jak i o rozmawiających księgach, a to tylko kilka z niesamowitych pomysłów autorki. To kwestie zarówno komiczne, jak i fascynujące, które na długo pozostaną w pamięci.
Pojawia się tu również wątek miłosny, ale jest dość subtelnie wpleciony, nie dominuje. Akcja jest wartka, wciągająca, z zaciekawieniem śledzimy poczynania bohaterki i razem z nią staramy się rozwiązać zagadkę. Jej chwilowa amnezja dodatkowo potęguje napięcie, dzięki czemu nie sposób oderwać się od lektury.
Podsumowując, "Kropla życia" to porywająca, niezwykle interesująca historia, która choć na moment przeniesie was do fascynującego świata, pełnego nadprzyrodzonych istot. Czyta się ją lekko i niesłychanie przyjemnie, kartki wręcz same przelatują przez ręce, a uśmiech nie znika z twarzy. Zaskakująca, wartka akcja, nasycona świetnym poczuciem humoru i solidną dawką sarkazmu wspaniale dopełnia magiczny, paranormalny wymiar. Jej lektura to przed wszystkim wyśmienity relaks, przygoda, która daje zapomnienie i ukojenie. To pozycja idealna na smutne, zimowe wieczory. Gwarantuję, iż książka was porwie i zachwyci na tyle, że nie będziecie chcieli jej kończyć i powracać do codziennej, szarej rzeczywistości.
Gorąco polecam!
Bywa, że jedno błahe wydarzenie potrafi zaważyć na całym życiu – zmienić wszystko na dobre lub na złe. Ale czy na pewno? Może determinacja i upór...
Z powodu przeludnienia Ziemi, planeta Gemina jest drugą szansą dla ludzkości. Statek kosmiczny Zorza Polarna po ponad stu latach jest już u celu, jednak...
Przeczytane:2017-11-16, Ocena: 6, Przeczytałam,