Recenzja książki: W domu niewoli

Recenzuje: Izabela Mikrut

„Ta książka nie jest „moja”. Pisała ją historia. Pisała ją krzywda i cierpienie ponad milionowej rzeszy Polaków, rzuconych „na przemiał” w zatajoną głąb rosyjskiej ziemi, skąd część z nas zaledwie wyszła z życiem” – kończy Beata Obertyńska posłowie do drugiego wydania wspomnień „W domu niewoli”. Po 59 latach od włoskiego pierwodruku powraca – dzięki „Czytelnikowi” – opowieść o losach ofiar stalinowskiego terroru. Beata Obertyńska stara się jak najwierniej przekazać tragiczne historie i przeżycia więźniów, zsyłanych w głąb Rosji, oraz Polaków, którzy po amnestii próbowali dostać się do armii generała Andersa. Książka dzieli się na dwie części. Pierwsza – „Przez więzienia” – jest relacją z ponad rocznej tułaczki po sowieckich łagrach. Druga – to próba charakterystyki „wolności” w stalinowskiej Rosji. Wstęp do „W domu niewoli” to opis czasu przed aresztowaniem. Krótkie, mocne zdania, przypominające ni to odgłos marszowych kroków, ni to bezradny szloch, prowadzą przez kolejne sekwencje wojennych wydarzeń. Informacje o nalotach, aresztowaniach, ucieczkach, przeplatane są dodającymi otuchy, ciepłymi komentarzami: „[Hanusia] ma najróżowsze, najzłocistsze dwa lata, kot parę głupich tygodni. Świat się wali, bomby lecą – oni w schronie bawią się gałką z papieru”. 2. Przeżycia więzienne, którymi dzieli się Obertyńska, przypominają nieco „Inny świat” Herlinga-Grudzińskiego. Autorka przedstawia pobyt w kobiecym areszcie w Brygidkach, Charkowie, Starobielsku i na północy kraju. Próbuje zdobywać informacje o innych, groźnych, głośnych i przerażających miejscach odosobnienia, łącząc je z własnymi przemyśleniami i obserwacjami. Obertyńska charakteryzuje współwięźniarki, kreśli trafne (świadczące o doskonale rozwiniętym zmyśle obserwacji) portrety napotkanych kobiet. W plastycznych ujęciach ożywają postacie z cel – zarówno te „dobre”, z którymi można się zaprzyjaźnić, jak i najgorszy element – paserki, złodziejki i prostytutki, sukcesywnie uwalniane z aresztu. Autorka nie unika tematów drażliwych, wstydliwych, krępujących. Subtelna i delikatna, przecież porusza kwestie wszy, świerzbu, kłopotliwych rewizji, opróżniania dziurawych paraszek (więziennych „ubikacji”), wyuzdania i rozbestwienia dziewczynek (wrażenie robi choćby opis tatuowania się paloną gumą z kaloszy przez nastolatki). W relacji znajdzie się miejsce na informacje – znane i z innych przekazów – o głodowych racjach żywnościowych, o napisach na ścianach toalet („dziwny, upiorny, cichy zgiełk tych ścian, niemy, splątany ich krzyk, ten rozpaczliwy wysiłek zostawienia po sobie śladu, znaku – robi strasznie przykre i dojmujące wrażenie”). Są tu obrazy zaskakujące czy dziwne – jedna z więzionych Ukrainek łapie muchy, obrywa im skrzydełka i wypuszcza. W celi pełnej głodnych kobiet, krążą przedwojenne przepisy kulinarne. Ale Obertyńska stara się o jak najbardziej ścisłe opisy. Przelewa na papier utrwalone w pamięci sekwencje i wydarzenia. Nie ubarwia swoich opowieści, tworzy raczej reportaż. Sama mówi zresztą: „Mimo zmęczenia, współczucia i ucisku – jakiś aparat działa w człowieku niezależnie od jego woli. Ocierającą mu się o oczy jawę widzi jasno, zimno, obiektywnie i, w miarę jak płynie, utrwala na wrażliwej błonie pamięci. Toteż teraz, pisząc, mam wrażenie, że wywołuję tylko słowami wyraźny, dawno naświetlony film”. Autorka widzi okrucieństwo systemu wobec inteligencji (jest reprezentantką tej warstwy społecznej Lwowa). Brak jej sprytu, cechującego więzienne „weteranki”. Nie umie walczyć o własne racje, poddaje się wydarzeniom. A jednocześnie – stara się do końca zachować twarz, nie stracić człowieczeństwa. Zamiast rozczulać się nad sobą, bezsilnie złorzeczyć, czy skupić się jedynie na ratowaniu zdrowia i życia, Obertyńska przyjmuje postawę obserwatora. Próbuje nauczyć się ulicznych piosenek, zapamiętać charakterystyki współwięźniarek. Nie ubolewa nad własnym losem – usuwa się w relacji na dalszy plan. Opisuje zdarzenia wiernie i uczciwie. Nie ma tu słów skargi na los, rzeczywistość, na sowietów. Obiektywizm Obertyńskiej i brak emocji w zapiskach sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. A przecież przy tym całym spokojnym, beznamiętnym relacjonowaniu, znajdują się również chwile poetyckiej refleksji. Nie można zapomnieć, że autorka była poetką, inspirowaną twórczością Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. I opisując momenty wolne od trosk, chwilowo pozbawione grozy, pozwala sobie na liryczne wtrącenia i upoetyzowane fragmenty („Ale zaraz nad tym makabrycznym murem jest niebo, otwarte, błękitne, i możesz sobie w błękicie wypłukać oczy po tamtym przywidzeniu. I możesz łykać wiatr – pachnący przestrzenią i tającym śniegiem, i czujesz, że słońce jest ciepłe, i słyszysz, jak rynny kapią. Są to chwile, kiedy człowiek jest całkiem szczęśliwy małą, niewymagającą szczęśliwością, pełną dobrej woli i wdzięczności za ten błękit, za ten powiew, za tę cudownie obojętną wieczystość wiosny (…)”). Relacje z transportów, słynnych eskapad w bydlęcych wagonach i w nieludzkich warunkach, są swoistym rozgraniczeniem dwóch części „W domu niewoli”. Walka o przetrwanie nie kończy się bowiem z chwilą opuszczenia łagru: „więzienie i łagier nie są najgorsze w Rosji. Daleko gorsza jest „wolność”. Ta jej ustawiczna pogoń za chlebem, ta wieczna niepewność jutra, borykanie się z każdym dniem o kęs jakiego bądź pożywienia, walka z życiem nie o życie – bo to do życia nie jest wcale podobne – ale o to przytomne, powolne, na lata rozłożone konanie”. Wciąż, jak tragiczny refren, powracają historie o przeprawach ponad ludzkie siły, o chamstwie i wrogości człowieka, o głodzie i chorobach (praca autorki na stanowisku sanitariuszki). Nie darmo nazywa Obertyńska swoje przeżycia „bajkami z tysiąca i jednej najczarniejszej nocy”. Opowieść kończy się niepohamowaną radością – wstąpieniem do wojska polskiego. Wszelkie niedogodności, choć czasem przypominające przeżycia więzienne, są stłumione i nijak nie mogą stać się powodem do smutku czy melancholii. 3. A propos smutku – nie znajdziemy go w tej książce. Według filozofii, którą stosuje Obertyńska, to humor jest czynnikiem pozwalającym przetrwać. To humor i żart rozładowują sytuacje konfliktowe. To wreszcie uśmiech daje siły do dalszej walki z losem („a ja – to niepoprawne, stare enfant terrible, panikarz, gderacz i niedojda, ale za to gaduła i bajczarz, w którym niedobity okolicznościami zmysł humoru pomaga sobie i innym zapomnieć o całej nędzy dnia powszedniego”). Więźniarki w ogóle na wszelkie możliwe sposoby radzą sobie z okrutną rzeczywistością – opowiadają sobie bajki i powieści, robią swetry na drutach z patyczków... Ale chyba najważniejsze są słowa Obertyńskiej: „puszczam świadomość płytko po nawierzchni rzeczywistości, nie pozwalam myśli patrzeć ani przed siebie, ani wstecz”. Wiarę w człowieka przywracają także wszelkie wzruszające zdarzenia, bez patosu i heroizacji opowiadane we wspomnieniach. Tytuł książki zaczerpnięty został z Dekalogu. Opowieść Obertyńskiej jest faktycznie głęboko przesiąknięta religijnością (choć nie zawsze ujawnia się ona w powierzchniowej warstwie tekstu). Autorka wspomina, jak cenne były dla więźniarek symbole religijności (krzyżyk, jaki zaszyła w płaszczu, żeby nikt jej go nie odebrał, medaliki wykonywane z kości znalezionych w zupie przez więźniów, różańce, robione z kulek chleba... chleba, którego zawsze było zbyt mało...). Opowiada o chwilach, gdy wspólna modlitwa, namiastka mszy świętej czy choćby myśl o Bogu, dodawały otuchy uciśnionym. Wszystkie te opisy, subtelnie i delikatnie rozpuszczone w historii, pozwalają zrozumieć, jak można było poradzić sobie z okrucieństwami stalinizmu. Na koniec „W domu niewoli” autorka zamieściła kilkanaście swoich wierszy „łagrowych”. To piękne świadectwo poezji, która ocala. Utworów, które są ucieczką od ponurej i przykrej rzeczywistości. Dodatkiem do całej historii są także kopie dokumentów „dotyczących okoliczności aresztowania i zesłania Beaty Obertyńskiej do obozu pracy w ASRS Komi”. 4. Książka Obertyńskiej mieści w sobie humor obok tragedii, wzruszenie obok zła, radość obok strachu, humanizm w obliczu zezwierzęcenia. To wspomnienia pełne kontrastów. Relacja sucha i beznamiętna, a jednak poruszająca i wstrząsająca.

Kup książkę W domu niewoli

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce W domu niewoli
Książka
W domu niewoli
Beata Obertyńska
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy