Jean Baudrillard, jeden z koryfeuszy postmodernistycznej filozofii, z chwili na chwilę staje się w Polsce filozofem coraz modniejszym. Z jednej strony przekonuje o tym obfity wysyp jego książkowych diagnoz (w samym roku 2005 Sic! udostępnił Czytelnikom: "Pakt Jasności. O inteligencji zła", "Duch terroryzmu. Requiem dla Twin Towers", "O uwodzeniu" i chyba najcenniejszą pracę Baudrillarda - "Symulakry i symulacja"), zaś z drugiej - fakt, że coraz częściej jego nazwisko gości w przypisach rozpraw z zakresu szeroko pojętych nauk humanistycznych. Powszechnie - nie tylko w kręgach akademickich - wkracza się na szlaki Baudrillardowskiej myśli, dyskutuje się o Baudrillardowskim filozofowaniu. Wizja rzeczywistości zaprezentowana przez Baudrillarda w "W cieniu milczącej większości" znów napawa pesymizmem i jednocześnie - przerażeniem. Autor uważa, że wskutek wszechogarniającej eksplozji sił mas, które unieszkodliwiają energię sfery politycznej i społecznej, społeczeństwo pogrąża się w agonii. Bezhistoryczne, milczące, inercyjne, obojętne i wszystkożerne masy funkcjonują na zasadzie czarnych dziur: wchłaniają społeczność, zobojętniają ją, pozbawiają sensu. Niszczą znaki, likwidują treści. Z reguły masy nie są zaangażowane, ich energia sytuuje się w potencjalności. Jak przekonuje Baudrillard - balansują na granicy bierności i żywiołowości, czy lepiej - odruchowości. Ich ruchu nie da się przewidzieć i okiełznać. Ze względu na ten ruch i bezustanną płynność oraz bezkształtność, bezład i nieobliczalność nie pozwalają, by je uchwycono i zamknięto w definicjach wypracowywanych przez nauki społeczne. Tym samym Baudrillard zadaje pytania o funkcjonalność nauk społecznych (zwłaszcza socjologii) oraz o zasadność wykorzystywania pojęć takich, jak stosunek społeczny czy więź społeczna. Masy są niedefiniowalne, a na pewno niedefiniowalne w kategoriach opozycji, ponieważ znoszą biegunowość, różnicę, transcendencję, inność. Autor wyraźnie podkreśla, że nie posiadają ani atrybutów, ani jakości, ani żadnego odniesienia, nie mają po prostu SENSU, choć sensem się żywią, pożerają go i trawią. Są oniemiałą i głuchą "nieprzeniknioną mgławicą", istniejącą niejako na pogorzelisku sfery społecznej i na medialnych impulsach. Więc o cokolwiek zapytane, nie odpowiedzą. Nie dadzą się uwieść statystycznym badaniom czy sondażom. Dużą celnością odznaczają się Baudrillardowskie refleksje o sferze politycznej. Karl Marks palmę pierwszeństwa przyznał sferze społecznej i ekonomicznej, zaś sferę polityczną podporządkował tym pierwszym. Dzisiaj bezimienne masy wchłaniają sferę społeczną. Również znakomitą dla nich pożywką jest sfera polityczna, bowiem kipi ona od znaków, ma więcej wspólnego z teatralnym mistrzostwem niż z prawdą. Autor pokazuje, że sferą polityczną rządzą reguły teatralnego przedstawienia, a mianowicie: konstytuują ją "semiurgia i strategia, nie ideologia". Wystarczy obejrzeć jeden z programów prezentujących przedwyborcze spotkania czy jakąkolwiek transmisję z posiedzeń komisji śledczych, a uzmysłowi nam się, że sfera polityczna - jak sądzi Baudrillard - jest "przeżuwana i trawiona tak jak rozrywka, traktowana na wpół sportowo, na wpół ludycznie". Zaś paralelizm, wyprowadzony między masą a terroryzmem również może zaciekawić Czytelników. Baudrillard przekonuje, że zbieżność masy i terroryzmu wynika z negacji tego, co społeczne, z negacji sensu, reprezentowania oraz z ogólnej bezcelowości. Masa i terroryzm atakują z zaskoczenia gdziekolwiek, kiedykolwiek i kogokolwiek. Widzimy, że właściwie do "W cieniu milczącej większości" można by przykleić etykietkę "Traktat z filozofii mas", skoro to im Baudrillard poświęcił lwią część wywodu. Odmalował profetyczny obraz zmierzchu egzystencji, który przeżywa sfera społeczna. Do jej kryzysu przyczyniły się: konsumpcjonizm graniczący z absurdalnością, władztwo wartości użytkowych, odpadów, resztek i - rzecz jasna - symulacji. A, jak filozof ostrzega już od dekad: utkwiliśmy w czasach, w których "nic nie wymknie się precesji symulakrów". Nie od dziś wiadomo, że Baudrillardowi zarzuca się pustosłowie, przesadę, apokaliptyczność, hiperbolizację, naiwność (mam tu na myśli przede wszystkim opinię innego kontrowersyjnego filozofa - Richarda Rorty'ego). Z kolei ja dorzuciłbym: monotonię tematyczną (ileż - do licha! - można pisać o tych symulakrach), stylistyczne napuszenie i semiologiczną masturbację. Na szczęście najnowszej książki nie pozbawiono tych "smaczków", za które uwielbiamy pisarstwo Baudrillarda. Hermetyczność stylu francuskiego filozofa uznaje się - z jednej strony - za denerwujące dziwactwo, a z drugiej - za fascynującą oryginalność. Bowiem Baudrillard chętnie operuje aparatem pojęciowym fizyki jądrowej czy astronomii w refleksji społecznej, trzymając się profetycznego tonu, o czym książka "W cieniu milczącej większości" świadczy nieomal w każdym fragmencie. Niemniej dominacja funkcji poetyckiej w wielu passusach staje się przytłaczająca i - sądzę - niektórych potrafi zirytować. Nie podlega jednak dyskusji, że obok tych prac nikomu nie uda się przejść obojętnie. Warto więc przywołać oczywistość: wielcy autorzy mają to do siebie, że ich dzieła szczycą się skrajnymi ocenami. Baudrillard wpisuje się w ten krąg niekwestionowanie. Bo w końcu, jeśli dociekliwiej przyjrzymy się naszemu społecznemu położeniu, stwierdzimy, że być może trochę racji (a nawet - więcej niż tylko trochę) leży po stronie Autora, być może jakoś tak się niefortunnie stało, że rzeczywiście wypadło nam znaleźć się "w cieniu milczącej większości", tonąc w bezsensie i totalnej symulacji.
Inaczej niż w społecznościach pierwotnych czy tradycyjnych, w nowoczesnych społeczeństwach wymiana symboliczna już nie istnieje, tym bardziej jako forma...
Inaczej niż w społecznościach pierwotnych czy tradycyjnych, w nowoczesnych społeczeństwach wymiana symboliczna już nie istnieje, tym bardziej jako forma...