„Vino criminale” Michaela Brocklera to niezły kryminał i fascynujący przewodnik po świecie włoskich win. Czy to dość, by Czytelnicy sięgnęli po tę książkę? Decyzja zależy od ich osobistych preferencji i zainteresowań.
Hippolyt Hermanus, główny bohater powieści, jest detektywem i psychologiem policyjnym, który zrezygnował z wykonywania zawodu, obwiniając się o śmierć kilku osób. To mężczyzna w sile wieku, na spokojne bytowanie pozwala mu odziedziczony spadek, przeprowadzane od czasu do czasu prywatne śledztwa oraz artykuły o winie, pisane do prasy specjalistycznej. Hipp jest bowiem również wielkim znawcą, koneserem wszelkich gatunków tego szlachetnego trunku. Wiedza o winie przydaje mi się niejednokrotnie podczas wykonywanej pracy.
Z błogiego lenistwa w letnim domku na wsi wyrywa detektywa telefon przyjaciela. Ma zaopiekować się i pomóc odzyskać pamięć Sabrinie, która budzi się ze śpiączki po tym, jak jej samochód stoczył się z urwiska, a najbliższa przyjaciółka zginęła. Tymczasem zadanie okazuje się o wiele bardziej skomplikowane, bowiem ktoś zdaje się czyhać na życie dziewczyny. Równocześnie zaś Hippolyt spróbuje rozwikłać sprawę kradzieży transportów luksusowych gatunków win. Oboje przemierzą w poszukiwaniu utraconych wspomnień ogromną część Włoch, skosztują wspaniałych potraw i wykwintnych gatunków win, a wspólnie przeżyte niebezpieczeństwa połączą ich szczególnymi więzami…
Wydaje się, że wszystkie elementy warstwy fabularnej są nam już znane, że powieść jest jakby zlepkiem zabiegów, wątków i motywów, znanych już dobrze z innych kryminałów. Detektyw – policjant po przejściach, podejmujący pracę niejako wbrew sobie, który zakochuje się w chronionym przez siebie światku. Amnezja, inny policjant – nieudacznik prowadzący oficjalne śledztwo, a w praktyce żerujący na osiągnięciach prywatnego detektywa, nieudane próby zamachu; trucizna, demolowanie kolejek linowych – to epizody doskonale znane każdemu miłośnikowi powieści kryminalnych czy filmów sensacyjnych…
A jednak… Jednak niemiecki pisarz potrafi wybronić swoją historię. Mimo wszystko udaje mu się podtrzymać napięcie aż do ostatnich kart powieści. Chociaż, trzeba przyznać, zdarzają się także dłużyzny, fragmenty, podczas lektury których ma się ochotę ostatecznie zrezygnować z czytania.
Bockler ciągle zwodzi Czytelnika, umiejętnie ukrywając tożsamość mordercy. Wraz z Hippolytem Hermanusem podążamy raz właściwym, raz kompletnie mylnym tropem, nie wiedząc, czym autor za chwilę nas zaskoczy.
I wino... Wino, które jest chyba najciekawszym „bohaterem” powieści. A Bockler zna się na nim jak mało kto. Włoski karabinier i niemiecki detektyw toczą długie, fascynujące dysputy o winie, zarażając swą pasją również Czytelników. Zresztą, akcja rozgrywa się przecież w środowisku włoskich producentów win, więc okazji do dysputy o trunkach nie brakuje.
Niemal równie interesujący jak sama powieść wydaje się dołączony do książki bardzo obszerny suplement (niemal 1/3 objętości publikacji!). Znaleźć w nim można m.in. przewodnik po włoskich winach. Ich gatunki zostały uporządkowane wg regionów, w których są produkowane. Autor dokonuje krótkiej charakterystyki każdego z nich, opisuje, z jakich winogron i w jaki sposób są one produkowane oraz jak należy je spożywać, by czerpać z tego możliwie największą przyjemność. Ale suplement zawiera też spis restauracji, hoteli, enotek i kawiarni, które warto odwiedzić podczas wizyty we Włoszech oraz zbiór godnych wypróbowania przepisów kulinarnych. We wszystkich potrawach kluczową rolę odgrywa oczywiście wino.
Ksiązka Michaela Bocklera nie jest wprawdzie wielkim odkryciem czy arcydziełem kryminału, ale to z pewnością zręcznie skonstruowana powieść rozrywkowa, po którą przyjemnie sięgnąć. Chociażby po to, by rozsmakować się we wspaniałych bukietach włoskich win…
W Prowansji zostaje zamordowany Jean-Yves Peyraque, producent i handlarz win, a w jeziorku na polu golfowym znaleziono utopionego Pierre`a Allouarda, prezesa...
Młody fotograf ze świata mody zostaje spadkobiercą fortuny po zmarłej nagle babce - kolekcjonerce dzieł sztuki. Równie nieoczekiwanie spotyka na swej drodze...