Poszukując prawdziwej wolności
Wolność jest słowem, które tak często słyszymy wokół siebie. O wolności mówią politycy, śpiewają artyści, marzą więźniowie. Zadziwiająco często wypowiadają je ludzie uzależnieni: od narkotyków, sławy, pieniędzy, władzy, seksu, alkoholu, jedzenia, rzeczy. Wolność jest wypisana na sztandarach rewolucji, które na ogół hasła wolności, równości i braterstwa realizują poprzez terror, więzienia, obozy reedukacyjne, fizyczne unicestwienie. Im więcej mówienia o wolności, tym jakby mniej jej wokół nas.
O wolności wewnętrznej nie mówi się wiele. To zbyt ograniczone, niemodne, trudne, osobiste... Piotr Stępniak – bohater książki Uwolnienie twardziela – całe życie marzył o byciu wolnym. Kiedy trafiał do domu dziecka, do poprawczaka, do więzienia, marzył o wolności. Rozumianej jako pobyt poza kratami, jako możliwość robienia tego, na co się ma w danym momencie ochotę. Kiedy opuszczał mury, zachłystywał się wolnością tak bardzo, że szybko ją tracił. Przede wszystkim tę fizyczną. Prawdziwą wolność – jak sam stwierdza – zyskał dzięki Jezusowi. Nawrócił się w więzieniu, ale uważa, że wolność duchowa jest dla niego ważniejsza od tej fizycznej, która przyszła potem. Wolność duchowa daje mu możliwość odróżniania dobra od zła. A tego przez wiele lat nie potrafił.
Były gangster po dwudziestu latach tułaczki po więzieniach prowadzi obecnie spotkania z młodzieżą: w szkołach, domach dziecka, zakładach poprawczych, więzieniach. Twardziel – bo za takiego uchodził w oczach nie tylko swoich – pomaga dziś innym. Zanim do tego doszło, wiele przeżył. Niektórzy głoszą pozornie atrakcyjne hasło, że w życiu trzeba doświadczyć wszystkiego. Ciekawe, czy mają na myśli również ponoszenie pełnych konsekwencji swoich czynów? Czy chcieliby doświadczyć tego, co Stępniak?
Są książki, w których forma jest sprawą mniej ważną. Które nie powstały po to, by zachwycać budową zdań, pięknymi słowami, poetyką. Uwolnienie twardziela jest właśnie taką książką. To historia konkretnego ludzkiego życia. Spisane przez drugą osobę wspomnienia i refleksje. Składają się na nie okruchy pamięci, te, które pozostawiły trwały ślad. Czasami dziwne, czasami niepokojące, czasami proste. Nie jest to wielka literatura – to życie ukazane poprzez epizody. Bez ozdobników, krygowania się, bez pogłębionej wiwisekcji. To opowieść o człowieku i ludziach, których spotyka. O wzajemnym wpływaniu na losy. Jest w niej sporo bólu. Jest alkoholizm, przemoc domowa, zagubienie i złość. Jest dzieciństwo, w którym zabrakło miłości i poczucia bezpieczeństwa. To książka, która pokazuje, jak określone zdarzenia, zachowania, decyzje wpływają na nasz los i na życie innych.
Uwolnienie twardziela pokazuje mało znaną ciemną stronę (głównie socjalistycznych) domów dziecka, zakładów wychowawczych, schronisk dla nieletnich, zakładów specjalnych, szpitali psychiatrycznych. Ukrytą za zamkniętymi drzwiami przemoc, pedofilię, wyciszanie przestępstw, wykorzystywanie ludzi, korzystanie z owoców przestępczej działalności. Bez nadmiernego wchodzenia w detale. Prosto, bezpośrednio. Nierzadko drastyczne opisy robią wrażenie. Większości z nas może się wydawać, że celem zakładów zamkniętych winna być pomoc, przemiana, przysłowiowe „wyprowadzenie na prostą“. Zamiast resocjalizacji dochodziło (miejmy nadzieję, że już nie dochodzi, a przynajmniej nie na taką skalę) do jeszcze większej deprawacji. Szczególnie deprymujące są wspomnienia Stępniaka z zakładu psychiatrycznego, przypominające te ze słynnego Lotu nad kukułczym gniazdem.
Przeszłość w książce została poddana refleksji. Bohater Uwolnienia twardziela nie chce tylko wspominać. Szuka przyczyn postępowania i decyzji, a nie tylko wspomina fakty ze swojego życia. Chce zrozumieć mechanizmy rozrastania się zła i pomóc zrozumieć je innym. I to mu się w dużym stopniu udaje.
Ludzie oburzają się na faszystów z powodu tego, co robili w obozach koncentracyjnych, a przecież mnie niewiele lepiej traktowano w schronisku i zakładzie poprawczym, czyli w instytucjach, które miały mnie zresocjalizować. Gdy zamykano mnie w izolatce, musiałem w tym samym miejscu jeść i załatwiać się, znosić niesamowity smród - czasami czułem się tak poniżony, upodlony, że z bezsilności i rozpaczy waliłem gołymi rękami w ściany, aż całe ręce miałem pozdzierane, zakrwawione... Ile nocy tam przepłakałem... Ile bicia zniosłem jako dziecko i młody chłopak...
Skutek tak rozumianej resocjalizacji był odwrotny. A jednak i ten człowiek dostał jeszcze jedną szansę od życia. Skorzystał z niej i zmienił siebie. Spotkał kogoś, kto pokazał mu inną drogę. Co bowiem jest trudniejsze: zmieniać cały świat czy zmieniać siebie? Najtrudniejsze i przynoszące najlepsze owoce jest zmienianie siebie. Książka Uwolnienia twardziela pokazuje, że jest to możliwe nawet w skrajnej sytuacji.