Do książki tej przystąpiłem z ogromnym sceptycyzmem… Pomyślałem sobie - kryminał w polskich warunkach? Czyżby powtórka z "07 zgłoś się"? Bałem się właśnie, że ambicje i chęć skonstruowania poważnej intrygi, połączona z polskimi warunkami, może wytworzyć tylko śmieszność przeplatającą się z topornością otaczającej rzeczywistości. Wiem, że takie negatywne nastawienie po przeczytaniu zaledwie tytułu i krótkiej zajawki z tyłu książki niezbyt dobrze o mnie świadczy, ale co zrobić, tak po prostu było…
Najważniejsze, że każda kolejna przeczytana strona powodowała, że coraz bardziej odwracałem się od swojego, jakże mylnego, pierwszego wrażenia. Okazało się, bowiem że mam w ręce naprawdę dobrze napisany kryminał, a z bohaterami stworzonymi przez Roberta Buczka bardzo chętnie spotkałbym się nawet w kiepskiej kontynuacji…
Akcja książki toczy się w Krakowie w dzisiejszych czasach (trochę mylący jest polonez, którym jeździ jeden z głównych bohaterów, ale wszechobecne komórki i Internet nie pozostawiają złudzeń). Dwaj główni bohaterowi to oficerowie śledczy krakowskiej dochodzeniówki – porucznik Gorman i Kaszana. Tu muszę się na chwilę zatrzymać. Robert Buczek perfekcyjnie tworzy postacie dwóch „starych” policyjnych wyg. Mają oni wszystkie cechy, których oczekujemy po doświadczonych, twardych gliniarzach. Rozwiązali razem wiele naprawdę plugawych spraw, a polityczne przemiany ostatnich 20 lat odcisnęły na nich poważne piętno. Jednocześnie nie są oni postaciami sztucznymi czy przerysowanymi. Podczas czytania Gorman i Kaszana nieodparcie przypominali mi bohaterów serialu „Pitbull”. Buczek perfekcyjnie przywołuje klimat podobny do tego z filmu – komisariat jak wycięty z głębokiego PRL-u, przemęczeni i „wymięci” policjanci, paru „młodych” jeszcze pełnych entuzjazmu do pracy funkcjonariuszy i plugawa, szarawa rzeczywistość, której codziennie trzeba stawiać opór, a w momencie przeciążenia jedyną ucieczką pozostaje szklanka wódki lub/i ramiona kobiety. No i główni bohaterowie niczym połączenie kapitana Żbika, detektywa Marlow’a i Brudnego Harrego. Policjantów łączą różne relacje, czasem naprawdę się nienawidzą, ale jak mówi jeden z nich: „można się nie znosić, ale prawdziwy glina pójdzie za kumplem w ogień”. Skoro kryminał to musi być i morderstwo…
No i jest…I to nie jedno. Ktoś w sposób szczególnie brutalny, a jednocześnie przemyślany zabija kobiety. Gorman i Kaszana z nieskrywaną niechęcią zabierają się do sprawy. Już na początku odrzuca ich ogrom zła, jaki otacza wszystkie zbrodnie. Jakby tego było mało, im dalej brną w śledztwo, tym bardziej atmosfera wokół niego się zagęszcza. Dodatkowo całość zaczyna komplikować niejasny udział w sprawie białoruskich służb specjalnych. Brzmi naiwnie? A może pomyśleliście, że autor trochę się zagalopował? Przyznam szczerze, że takie też były moje pierwsze odczucia. Na szczęście znowu okazały się błędne. Buczek genialnie rozgrywa ten wątek powodując, że idealnie wplata się w akcję książki i w „polskie realia” jednocześnie unikając śmieszności czy zgrzytu. Naprawdę, aż sam się zdziwiłem, że motyw białoruskich służb specjalnych mnie nie zraził i nie odrzucił.
Wszystko dobrane jest ze smakiem i idealnie skrojone. Co prawda jeden z głównych bohaterów raczej by się ze mną nie zgodził, gdyż na wieść o tajnych służbach stwierdził tylko z rozgoryczeniem: „Jakby wszystkiego było mało, cała heca zaczyna zakrawać na sprawę z jakiegoś cholernego archiwum X”. No i jak to w dobrym kryminale, a ten taki jest, mamy odpowiednio zagęszczony i skumulowany finał, w którym nota bene pojawia się najgorsza, jaką mogę sobie wyobrazić tortura i… no chyba nie wypada, żebym zdradzał nawet odrobinę więcej. Tak już tylko właściwie pro forma, żeby nie było, że tylko chwalę, jest kilka drobiazgów, które psują, choć na szczęście zaledwie odrobinę, przyjemność lektury. Dla przykładu podam jeden (resztę sami sobie wyłapiecie). Strasznie rozśmieszyło mnie, gdy autor zamiast nazwiska białoruskiego dyktatora (przypomnijmy, że to Aleksander Łukaszenko) użył nazwiska Matuszenka…
Wszystkie elementy idealnie do siebie dopasowane, a tu taki zgrzyt… Zabieg ten niezbyt wpasował się w całą stylistykę książki utrzymaną blisko realiów. Cóż więcej… Gorąco polecam! Kupno tej książki to naprawdę dobrze wydane pieniądze (cholera, wyszło jak komentarz do transakcji na allegro…) Miłej lektury.
LUCEK
Kolejne zbzikowane przygody rodziny Bzików. Uratowanie świata przed nalotem Ciasteczkowych Pożeraczy to nie jest byle co. Ho, ho, to przecież wspaniały...