Morderstwo wszystko zmienia
P.D.James czyli Phyllis Dorothy James, Baroness James of Holland Park, to angielska pisarka powieści kryminalnych. Była wielokrotnie nagradzana za swoją twórczość, niezwykle zresztą charakterystyczną, bardzo angielską w duchu. Jest autorką kilkunastu powieści, w tym rozbudowanego cyklu o inspektorze Adamie Dalglieshu. Pochodząca z 1997 Ułomna ręka sprawiedliwości (A Certain Justice) należy właśnie do tego cyklu, jest jedną z nowszych powieści urodzonej w 1920 roku pisarki. Warto wspomnieć, że P. D. James jest również autorką niekryminalnej powieści Ludzkie dzieci (1992) , która doczekała się w 2006 roku interesującej ekranizacji.
Świetny początek. Przewrotny, momentami zabawny, nieco szokujący. Narracja od pierwszych zdań zwiastuje niebanalnego pisarza. Dominują ciekawe, wielokrotnie złożone zdania. Obserwacje, będące nasyconymi ironią komentarzami, ukazują istotę miejsc, zdarzeń, zachowania poszczególnych postaci. Angielski sense of humour jest nieodłączną częścią opowieści. Od razu można poczuć, że nie jest to proza dla miłośników Harlana Cobena, wielbicieli dynamicznej akcji, ograniczonych opisów, skromniejszej psychologii. To coś dla tych, którzy lubią rozkoszować się słowami, przeżuwać je powoli i dokładnie. Którzy chcą mocno zanurzyć się w świat wykreowany na kartach książki. Którzy chcą dobrze poznać postaci, zrozumieć ich zachowanie, motywacje, emocje. Dla których nie jest ważne samo rozwiązanie zagadki kryminalnej, ale sposób dojścia do prawdy.
Główną postacią Ułomnej ręki sprawiedliwości jest Venetia Aldridge. Żywa, a po niedługim czasie martwa. Poznajemy ją w czasie sprawy Garry`ego Ashe`a, młodzieńca oskarżonego o zamordowanie swojej ciotki, prostytutki. Aldridge jest jego obrońcą. Niezwykle skutecznym, pewnym siebie prawnikiem, kroczącym drogą od sukcesu do sukcesu. Swoją misję widzi prosto: wygrywać. Nie ma znaczenia, czy klient jest winny - ważne, czy można - i w jaki sposób - go obronić. Każdy bowiem ma prawo do skutecznej obrony - i to nawet prowadzonej w najbardziej wymyślny, byle zgodny z prawem sposób. Choć o tym, czy zawsze wszystko odbywa się naprawdę zgodnie z prawem, można by dyskutować. Aldridge rozprawy sądowej nie traktuje jako dochodzenia do prawdy. Jak pewien rzymski namiestnik zdaje się pytać: Cóż to jest prawda? Rozprawa jest dla niej pasjonującą rozgrywką między prokuratorem i obrońcą, prawnikami i ławą przysięgłych, sędzią i prawnikami oskarżającymi lub broniącymi, świadkami, opinią publiczną.
Podczas przesłuchania Venetia miała przedziwne wrażenie, jakoby oboje byli aktorami, którzy grają ze sobą od lat. Rozpoznają sygnały, które do siebie nawzajem wysyłają, oceniają efekt każdej pauzy, bacznie uważając, by nie zepsuć najlepszego wystąpienia partnera - wcale nie z powodu łączącej ich czułej więzi ani nawet wzajemnego szacunku. To po prostu jest ich podwójny występ, którego sukces zależy od owego instynktownego porozumienia. (s.30)
Venetia bardzo skutecznie broni klienta, choć podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, że jest on winny. Co więcej, czuje, że to osobnik niezwykle niebezpieczny. To jednak tylko praca, kolejny szczebel w dobrze rozwijającej się karierze. Kolejny klient, którego nie ma już zamiaru spotykać. Pani mecenas spodziewa się bliskiego awansu w kancelarii prawnej, w której jest zatrudniona. Wszak jej szef, Hubert Langton, odchodzi na emeryturę. Jej córka, Octawia Cummins, owoc małżeństwa, które szybko się rozpadło, przysparza tylko kłopotów. Szczególnie wtedy, kiedy oznajmia, że zakochała się w Ashe`u i myśli o przyszłości z nim. Intrygi w kancelarii, problemy osobiste, kariera - los zdaje się zaciskać pętlę na krtani Venetii. Wszystko to przestaje być dla niej ważne, kiedy zostaje odnalezione jej martwe ciało. Aldridge nie tylko zostaje zamordowana, ale ktoś pośmiertnie drwi sobie z niej w nieprzyjemny sposób. Pytanie tylko, czy morderca i mściwy dowcipniś to ta sama osoba?
P. D. James stosuje sprawdzone metody Agathy Christie, Caroline Graham czy Colina Dextera. Powoli wnika w świat ofiary. Poznajemy ludzi z nią powiązanych, otoczenie w którym się obracała.., Trochę dokładniej, niż by to uczyniła królowa kryminału. Wnikamy w życie osobiste i zawodowe różnych osób, w ich historię i stan ducha. Powoli, z pozostawianiem wielu luk, poznajemy wzajemne skomplikowane relacje. To wszystko wcale nie ułatwia zrozumienia wydarzeń, które miały miejsce. Służy raczej zagmatwaniu fabuły, ukazaniu złożoności życia, ludzkiej motywacji, zaintrygowaniu czytelnika. Intryga jest skomplikowana i nasycona niespodziewanymi zwrotami akcji. P. D. James zwraca uwagę na emocje. To one stoją za konkretnymi czynami. Dużo miejsca poświęca kreowaniu szerokiego tła. Bohaterowie wydarzeń nie są tylko pionkami na szachownicy. Poznajemy ich problemy, radości, myśli. Sytuacje, które ich zmieniają. Poznajemy też policjantów zajmujących się sprawą. Towarzyszymy im w czasie żmudnej, niewdzięcznej pracy. Śledzimy tok postępowania, relacje między nimi i ich wpływ na pracę.
Autorka Ludzkich dzieci pisze bardziej naturalistycznie niż Agatha Christie. Nie unika dosłowności, szczegółów pikantnych, związanych z seksem. Wyraźnie opisuje miejsca zbrodni i stan ofiar. Mamy mnóstwo szczegółów, drobiazgowe opisy ludzi, miejsc, przedmiotów. Czasami lekko ironiczne, czasami - trochę złośliwe komentarze. Ludzie w tej powieści rzadko się uśmiechają. Przytłoczeni są życiem teraźniejszym i przeszłością. Żyją problemami, negatywnymi emocjami. Miłość traktują jako iluzję. Opis postaci jest zdecydowanie jednostronny, pesymistyczny: problemy, bóle głowy, udręka, nieszczęścia, trauma. Dotyczy to nie tylko ofiary morderstwa i jej otoczenia, ale również policjantów prowadzących śledztwo. Cóż, stan ducha autorki prawdopodobnie wpłynął na stan ducha postaci. Z drugiej strony: czytelnicy chyba oczekują w kryminale natłoku negatywnych emocji. Wszak miło jest pomyśleć, że inni mają gorzej niż my. Nawet, jeśli jest to tylko fikcja.
Mimo smutnych, zabrudzonych kolorów, w jakich są odmalowywani, bohaterowie budzą zaciekawienie. Każdy z nich to osobna historia, prawie każda postać to osobowość. James unika powierzchowności. Stawia na detale, z nich buduje fabułę i atmosferę. Wyraźnie widać, że autorka lubi słowa. Opisy w jej wykonaniu są rozbudowane, barwne, niebanalne. Jeśli tylko czytelnik to ceni, powieść sprawi mu dużą przyjemność.
Za nieco rozczarowujące można uznać samo zakończenie książki. Ma się wrażenie, że nagle pisarka postanowiła szybko zamknąć temat. Zagadka zostaje niby rozwiązana, ale sprawiedliwość wcale nie zwycięża. Świadomość, że morderca żyje bezpiecznie, choć policja o nim wie, dla prowadzącego sprawę Dalgliesha powinna być druzgocąca. To przecież właśnie coś takiego rodzi w stróżach prawa cynizm, frustrację, brak wiary w ślepą, uczciwą sprawiedliwość na tej ziemi.
Długie spacery brzegiem morza, odpoczynek przy kominku z kubkiem gorącej herbaty - tak miał wyglądać zasłużony urlop Adama Dalliesha, błyskotliwego nadinspektora...
Stara panna, Emily Whartonn, i dziesięcioletni syn prostytutki, Darren Wilkes, para nietypowych przyjaciół, znajduje zwłoki w zakrystii londyńskiego...