Żyła sobie w Drohobyczu ukraińska dziewczyna, delikatna, subtelna, filigranowa. Grała na wiolonczeli, dobrze się zapowiadała. Profesorowie na uczelni we Lwowie byli nią oczarowani. Zakochany był w niej Mykoła, także zdolny muzyk. Do szczęścia brakowało im tylko pieniędzy, by wybudować piękny dom z pokojami dla matek ich obojga, dla kotów i ze specjalnym salonem muzycznym. Postanowili więc wyjechać do „wielkiego świata”, by popracować i w miarę szybko zarobić na swoje marzenia. Wybrali Warszawę. Mykoła pojechał pierwszy i znalazł tam pracę jako dostawca pizzy. Iwanka dojechała do niego nieco później, gdy miał już wynajęty pokój i mógł ją przyjąć. Dziewczyna zostawiła instrument i pojechała, do pracy, jak wiele jej podobnych. Na miejscu musiała schować godność, bo nie było zajęć dla wiolonczelistek, były za to - dla służących. Iwanka więc zaczęła „służbę”. Najpierw sprzątanie, czyszczenie warzyw, potem opieka nad kilkuletnim chłopcem. Historia, jakich wiele.
W tej opowieści jednak jest coś więcej. Przede wszystkim – bliski, niemal intymny kontakt z bohaterami, ich myślami, pragnieniami, uczuciami, które - ukryte dla innych - są jednak zbyt intensywne, a czasem zbyt bolesne, by o nich wspominać głośno. Z bardzo dużego zbliżenia udaje nam się podejrzeć matki Mykoły i Iwanki, obie muzykujące, z bliska oglądamy też sfrustrowaną projektantkę mody i jej wiarołomnego męża, poznajemy jego matkę, bogobojną kobietę, rozmawiającą z Przenajświętszą Panienką i bohaterami seriali, nieugięcie wierzącą w dobro tkwiące w człowieku. Poznajemy bolesną prawdę o ludzkim zakłamaniu, o zawiści i najzwyklejszej złośliwości, o tym, że przyjaźń i miłość w Warszawie to tylko przykrywka dla osiągania własnych korzyści.
Warszawa pochłania i wypluwa Iwankę. Pokochałaby to miasto, gdyby dało jej taką szansę. Ale nie dało. Poskąpiło przyjaciół, miłych wspomnień. Uparło się na Iwankę, osamotniło ją i wypluło. Jak szmacianą lalkę, którą nawet pies obejdzie wielkim łukiem. I faktycznie – dziewczyna traci wszystko: nadzieję, miłość, przyjaciół, pracę. Umierają ludzie, którym zaufała, nie ma już nic. Pozostaje jej tylko wrócić do matki, która „wiedziała, że tak będzie” i od początku była przeciwna eskapadzie młodych. Teraz trzeba będzie z trudem przyznać się nią do błędu. Ale nie to jest najgorsze. Znacznie gorszy jest smutek, który ogarnął Iwankę. Z radosnej, pełnej energii dziewczyny zmieniła się w smutny cień samej siebie. Warszawa ją zniszczyła. Także dosłownie. Nie pozwoli jej ot, tak wyjechać. To nie jest miasto dla ludzi wrażliwych. To miejsce dla takich, co potrafią „po trupach” i bez skrupułów wykorzystywać innych, by zdobywać dla siebie wszystko. Im to miasto jest przychylne. Tacy radzą sobie świetnie. Smutna to wiadomość dla tych, którzy wciąż wierzą w magię stolicy, która przecież tak wiele przeszła, za którą tyle krwi wylano. Nie potrafi się odwdzięczać. Nie myśli o innych, pochłania i zabija.
Jak napisała na okładce Krystyna Janda, od książki trudno się uwolnić. Bohaterowie na długo pozostają w pamięci, wciąż od nowa każąc analizować motywy swego postępowania. Dlaczego tak właśnie miało się stać? Czy tkwi w nas jako narodzie już tak wiele zawiści? Czy tylko z pozoru szanujemy innych, dążymy do kontaktu z nimi? Iwanka przekonała się, że gdy mówiła po angielsku, ludzie byli dla niej o wiele bardziej uprzejmi, niż kiedy odzywała się w swoim ojczystym języku. Wiele jeszcze przed nami do zrobienia. Powieść Barbary Kosmowskiej doskonale to pokazuje.
Puszka dawno przestała być maminą ,,Pusią". Czy tego żałuje? Czy żałujemy ukochanej zabawki, którą już nie wypada się bawić? Pewnie tak, bo wchodzenie...
Do klasy dołączył Nowy. Ma dziwne ubrania, własne zdanie i zwyczaje. I wcale nie zabiega o przyjaźń. Jakby mu na nikim nie zależało. Bez wątpienia jest...