Zamknięty kufer pełen uczuć. Walizka pełna nie-myśli i nie-marzeń.
Niektórzy pisarze potrafią szybko wypracować sobie swój własny styl. Ciekawy, odrębny, silnie naznaczony wyraźnym indywidualizmem twórcy. Przy lekturze kolejnej książki Kate DiCamillo odważam się zaliczyć ją do tego właśnie grona. Ma swój unikalny sposób pisania, kryjący w sobie nostalgię, miłą poetyckość, wrażliwość, ciepło, elegancką prostotę i szczególny sposób widzenia świata. Metodę takiego opisywania otaczającej nas rzeczywistości, która przyciąga oko, ucho i serce.
Wydania powieści DiCamillo cieszą oczy, bierze się je do ręki z prawdziwą przyjemnością. Brzmienie niewyszukanych słów zestawionych w akapity cieszy uszy. Działa na wyobraźnię malując z jej pomocą obrazy pełne życia oraz pulsujące uczuciami. Treść trafia do serca siłą ukrytych w słowach emocji. Czegóż zatem więcej trzeba kiedy to wszystko zebrane jest razem w ciekawej, niebanalnie opowiedzianej historii?
Rob Horton chodzi, a właściwie to jeździ, do szóstej klasy. Mieszka z ojcem w Motelu Gwiazda Kentucky. A mama? Cóż, umarła, nie żyje. Rob zamyka ból po stracie Caroline w specyficznej klatce jaką jest on sam. Nie lubi mówić o swoich uczuciach, nie wymawia przy obcych imienia swojej matki, nie chce poruszać drażliwych dla niego tematów. Ból gnieździ się w nim jak kamienna kula, a chłopak nie potrafi go przetrawić, przeżyć, podzielić się nim z kimś innym. Robowi nie żyje się lekko. Jest inny, także przez dotychczasowe niełatwe życiowe doświadczenie. Nie dogaduje się dobrze z kolegami, a trapiące go dziwne uczulenie na nogach sprawia, że zarówno nauczyciele, dzieci jak i ich rodzice boją się go, są do niego nieprzychylnie nastawieni. Rob żyje w swoim własnym zamkniętym świecie, samotny i mało szczęśliwy. Nie potrafi otworzyć okna na świat, nie wie jak wyjść z otaczającej go, więziennej klatki.
"W jego walizce, pełnej nie-myśli, były też nie-marzenia. Zabronione myśli, zabronione życzenia. One też były szczelnie zamknięte."
Sistine Bailey jest dziewczynką, która nagle trafia do klasy Roba. Mieszka z matką, ojciec żyje gdzie indziej, lecz ona zdaje się nie przyjmować do wiadomości pewnych faktów. Ze złością je odrzuca, kreując w wyobraźni świat łatwiejszy dla niej do akceptacji. Uczucia, które kotłują się w jej sercu wyrzuca z siebie z niesamowitą energią i szczerością. Ale nie wszystkie. Gdzieś w zakamarku serca ukrywa to, o czym nie wie nikt poza nią. Do tego miejsca jednak nawet ona sama nie lubi zbyt często zaglądać.
"Jesteś zła. Masz w sobie całą złość, jaka jest na świecie."
Te dzieci, zresztą tak jak i wiele innych, lepiej niż dorośli wyczuwają piękno i brzydotę świata, jego dobre i złe strony. Silniej odczuwają napięcie między dobrem i złem, są wobec tego zła bardziej bezradne i bezbronne. Nie mają emocjonalnego pancerza, skorupy doświadczenia, żeby się umiejętnie ukryć przed ciemnymi aspektami życia, przez ciosami, które czasami zadają ludzie. Rob i Sistine są odrzucani przez otoczenie, trochę może i na własne życzenie, trochę z braku dobrych wzorów do naśladowania, trochę przez zwykłe zbiegi okoliczności.
Życie tych dzieciaków zmienia się po ich spotkaniu. Ciągnie ich do siebie, choć same nie wiedzą dlaczego. Zmienia je też pewien tygrys zamknięty w klatce. Prawdziwy dziki tygrys.
"Robowi wydało się, że tygrys pojawił się za sprawą jakichś czarów, że powstał z kropelek mgły."
DiCamillo nie pokazuje świata jako pełnego tylko miłych rzeczy. Spraw lekkich i przyjemnych. Jest w nim miejsce na odrobinę dobra, jest miejsce na odrobinę zła. Jest miejsce na zmienne, często niezrozumiałe dla innych uczucia ludzi. Na brak porozumienia i zrozumienia. Ludzie, a szczególnie dzieci nie zawsze radzą sobie ze sobą, światem i tym co przynosi życie. Nie radzą sobie szczególnie wtedy, kiedy nie mają u swego boku dobrego przewodnika. Nie mają jeszcze sił, nie mają odpowiednich wzorców by stawać wobec rzeczywistości twarzą w twarz. Są dziećmi, są nieprzygotowane na pełną odpowiedzialność. Ukrywają się za marzeniami, często nierealnymi i bardzo głęboko skrytymi. Żyją nieszczęśliwe, zbuntowane, nie wiedząc jak wyjść z impasu, jak radzić sobie z emocjami, które im szkodzą i wewnętrznie je niszczą. Żeby zmieniać siebie i świat potrzeba siły, motywacji, kogoś kto poda pomocną dłoń, kto nas w pełni akceptuje i wyzwala w nas pozytywną energię.
Jest w tej opowieści poezja, prosta i fascynująca. Jest ciekawie prowadzona narracja. Jest pouczająca oszczędność słów, która pozwala mocniej akcentować wiele spraw. Słowa nie zasłaniają treści, pozwalają jej lśnić pełnym blaskiem. Autorka mówi o ważnych rzeczach: o szczęściu, przyjaźni, zrozumieniu, akceptacji, przeżywaniu ludzkich tragedii, zrozumieniu znaczenia słów i gestów. Ale mówi to w sposób ciepły, przemawiający nie tyle do rozumu co do serca. Prostymi, jasnymi słowami, lekko zwariowanymi obrazami, mieszaniną smutku i radości, fantazją. Swoiste przerysowanie pewnych scen służy wzmocnieniu ich wymowy, ma lepiej przemawiać do mniej wyrafinowanych i doświadczonych umysłów młodych czytelników.
Świat dziecka zdaje się mieć o wiele intensywniejsze barwy niż świat dorosłych. Chyba po to, by ich wyczulone, chłonące wszystko jak gąbka zmysły szybciej i lepiej uczyły się otaczającego świata. To właśnie możemy poczuć w tej powieści. Pomaga ona nam, dorosłym, na chwilę powrócić do czasów, które być może minęły już dawno, dawno temu. Pomaga nam na nowo zobaczyć jak to jest być dzieckiem i przeżywać różnego rodzaju tragedie. To wszystko, a nawet wiele więcej, kryje się w tej alegorycznej, nasyconej mądrością historii opowiedzianej nam przez Kate DiCamillo.
Jakże prawdziwie brzmią słowa, którymi chcę zakończyć tę refleksję:
"Każdy z nas ma coś, co jest zamknięte w klatce."
Piękna i mądra książka do wielokrotnego czytania. Jak baśnie Andersena pozostanie przy czytelniku na zawsze Książka na pierwszym miejscu czołowych światowych...
Pewnego letniego dnia dziesięcioletnia Opal poszła do supermarketu po zakupy... A wróciła z psem. Nie był to zwykły pies - brzydki i zaniedbany, ale potrafił...