Droga Astrid!
Wciąż nurtuje mnie to pytanie: czy gdybym to ja miała szansę do Ciebie napisać – odpisałabyś? Czy mogłabym liczyć na coś więcej niż kilka zdawkowych zdań albo kartkę z autografem?
Spośród tysięcy osób, przysyłających do Ciebie ukryte w kopertach prośby, podziękowania czy pozdrowienia, większość otrzymała jeden lub dwa listy. Niewielu stało Ci się tak bliskich jak Sara Ljungcrantz.
A przecież jej pierwszego listu – wysłanego, gdy Sara miała 12 lat – nie wypełniały pochlebstwa czy zachwyty nad Twoimi książkami. Wręcz przeciwnie: ich filmowe adaptacje zostały ostro skrytykowane, a Sara zamiast klasycznych podziękowań, przysłała dość konkretne żądania. Ale Twoja odpowiedź też nie należała do najmilszych (dlatego skończyła potargana i spłukana w toalecie). Chyba to właśnie Was połączyło – pewna nadwrażliwość i bezpośredniość wypowiedzi. Czy burzliwe, ale szczere emocje nie tworzą więzi silniejszych niż powierzchowna uprzejmość?
Otwartość, bezpretensjonalność, a przede wszystkim samotność Sary wyznaczyły kierunek, w którym wyruszyłaś. By podać jej rękę? By zbudować most? Most zainteresowania, akceptacji i przyjaźni, po którym ta zagubiona, zbuntowana nastolatka mogłaby dotrzeć do spokojnego, dobrego życia.
Dobrze jest czytać Wasze listy. Poznać temperament Sary, fragmenty jej historii, nawrócenie. Wspaniale usłyszeć Ciebie – już nie ukrytą za przemyślanymi, dokładnie dopracowanymi opowieściami, od pokoleń podbijającymi serca milionów dzieci.
Tu, dzięki listom, które pisałaś jak burza, naprawdę słyszymy Ciebie: nie tyle znaną pisarkę, ale Astrid – człowieka. Człowieka wrażliwego na cudzy ból i samotność, nieobojętnego, nie odwracającego się nawet od kłótliwej, zbuntowanej nastolatki. Człowieka nie tracącego zainteresowania nawet wówczas, gdy Sarze zdarza się upić, kiedy zaczyna palić czy gdy wszczyna awantury.
Kto wie, może swoimi listami zaklęłaś rzeczywistość? Bo przecież Sara – według psychologów – była już stracona dla społeczeństwa. A jednak po długich, często bolesnych poszukiwaniach, znalazła dla siebie miejsce.
A Ty?
Chociaż obie w swoich listach koncentrujecie się przede wszystkim na problemach Sary, niektóre (zwłaszcza późniejsze) ukazują Twoje własne zmartwienia i potrzebę spokoju. Nie miałaś przecież bajkowego, idyllicznego życia – o nie! Dzieciństwo w „Bullerbyn” szybko stało się wspomnieniem, a Ty nie byłaś tylko – jak chciały media – pogodną, radosną osobą. Znałaś ból straty, wstydu, samotności, a nawet głodu. Tylko że Twoje wewnętrzne ciepło, zainteresowanie innymi, odwaga do walki o ich los, przetrwały najstraszniejsze życiowe burze.
Och, Astrid. Nie chciałaś, by Wasze listy czytał ktoś poza Sarą. A ona je wydała! I to w swoim stylu: bez redakcji, zmian, przemilczeń. Ale, uwierz, dobrze, że są! Że mogą je czytać ci, którzy sami nie zdążyli napisać.
Dziękuję!
Karolina27.